Strony

niedziela, 31 sierpnia 2014

S.P.Y- Rozdział 4



Czy tylko ja umieram z powodu Mamacity? xDDD
Samo MV jest według mnie prześmieszne, szczególnie
fragment z arbuzem xD
Biedny Kangin... Już widzę te ffy Kangin x arbuz xD
I wiecie co? Jestem przekonana, że arbuz był seme *w*
Może powinnam uhonorować jakoś Mamacitę, skoro tego ficka nazwałam po "SPY"...
Dobra, nie przedłużam już bardziej.
Enjoy~!

 * * *
Wolne dni mijały Kyuhyunowi stanowczo za szybko. Spędzał je sam, zamknięty w czterech ścianach własnego mieszkania, narażając swojego laptopa na przegrzanie i siebie na wysokie rachunki za prąd. Zabijał czas grając w ukochanego Starcrafta. Jeśli jakimś cudem udało mu się wyłączyć komputer, siadał na kanapie w salonie, brał do ręki pilota i przez następne godziny nie odrywał wzroku od emitowanych w telewizji dram. Usiłował jak najbardziej wczuć się w emocje bohaterów, zrozumieć rozterki nieszczęśliwie zakochanych nastolatek, gniew żądnych zemsty mężczyzn. Wszystko, byle nie myśleć o liściku, który otrzymał parę dni wcześniej.
Chodził spać wcześnie rano, a budził się po południu. Ignorował głębokie cienie pod powiekami, szarzejącą cerę, przekrwione oczy. Uczesał się tylko raz, gdy wychodził do pobliskiego spożywczaka, by mieć czym zapełnić świecącą pustkami lodówkę. Stojąca za ladą ekspedientka o mało nie wyzionęła ducha na jego widok. Kobieta nie chciała go wypuścić ze sklepu, święcie przekonana o tym, że Cho zemdleje i umrze, gdy tylko wyjdzie na zewnątrz. Ostatecznie dała się przekonać, że jego stan to wynik przepracowania. Mimo to pani Kim jeszcze długo wyglądała za nim przez szybę - tak na wszelki wypadek, gdyby jednak zaszła potrzeba wezwania karetki.
Młody agent nie otrzymał więcej próśb o rozmowę. Nikt nie pukał do jego drzwi, nikt nie zostawiał listów na wycieraczce. Do skrzynki na listy Kyu nawet nie zaglądał z obawy, że ten ktoś postanowił być kulturalny i zaczął wrzucać wiadomości do reszty poczty.
Kyuhyun nie miał najmniejszego zamiaru kontaktować się z Kim Jongwoonem. W momencie, w którym podarł otrzymany liścik, przysiągł sobie, że zrobi wszystko, by ten trzymał się od niego z daleka. Nie chciał zmarnować ani sekundy swojego życia na patrzenie na niego, słuchanie jego głosu i oddychanie tym samym powietrzem, twierdząc, iż prawdopodobnie straci wzrok, ogłuchnie a następnie się udusi. Starszy agent stał się w oczach 013 zagrożeniem, czymś na wzór zarazy, nieznanej dotąd plagi egipskiej, dręczącej jego niewinną osobę.
Szpieg wielokrotnie podnosił telefon i wpatrywał się w zielona słuchawkę, widniejącą przy nazwisku jego szefa. Pragnął zadzwonić do Jungsu, wycofać się i jak najszybciej wszystko odwołać ale za każdym razem tchórzył. Leeteuk bez wątpienia zacząłby zadawać pytania. Jego podwładny rzadko odmawiał wypełnienia misji, ale kiedy już to robił, zawsze miał dobry powód. Co miałby odpowiedzieć Teukowi? „Przepraszam, hyung, nie mogę się na to zgodzić, bo nie zamierzam być w jednej drużynie z pewnym skurwysynem, na którego widok mam ochotę strzelić w łeb najpierw jemu, a potem sobie”? Taka opcja zdecydowanie odpadała. Przecież Kyuhyun nie zna Jongwoona, co oznacza, że nie ma najmniejszych powodów, by go nienawidzić. Ani rezygnować z zadania.
Od tych i wielu innych myśli Kyu uciekał w świat gier lub dram, zamykał się w swoich czterech ścianach i nie wyściubiał nosa za drzwi ani na sekundę. Chciał chociaż na chwilę przestać myśleć o zbliżającym się nieuchronnie wyjeździe (za dużo czasu spędził w tym środowisku, żeby wiedzieć, że hasła „partnerzy” oraz „niebezpieczeństwo” odnoszą się tylko i wyłącznie do misji zagranicznych) oraz mężczyźnie, który ma mu towarzyszyć. Najchętniej wykupiłby połowę sklepu monopolowego i upił się jak nigdy wcześniej, ale perspektywa olbrzymiego kaca w czasie powrotu do pracy skutecznie wybiła mu ten pomysł z głowy. Dlatego wolał sukcesywnie zmieniać się w zombie, tracąc wzrok przez nieustanne wpatrywanie się w ekran.
Nawet mając w pamięci wszystkie mniej lub bardziej racjonalne powody robienia z siebie żywego trupa, agent postanowił ostatni dzień przeznaczyć na doprowadzenie się do porządku. Oznaczało to wyłączenie wszelkich sprzętów elektronicznych poza lodówką, zasłonięcie każdego okna w mieszkaniu, zakopanie się po uszy w pościeli i odpłynięcie w ramiona Morfeusza na tak długo, jak się dało. Nie chciał, żeby ktokolwiek w biurze martwił się jego stanem. No, może poza Kim Jongwoonem. Zawsze mógłby mu wmówić, że jego obecność jest toksyczna i robi mu krzywdę, przebywając w pobliżu.
Jednak Kyu nie miał gwarancji, że Jongwoon się nim przejmie. Wszystko wskazywało na to, że będzie wręcz odwrotnie. Przecież gdyby coś dla starszego szpiega znaczył, nie zniknąłby wtedy bez śladu. Zostawiłby chociaż krótką notkę, jakąkolwiek informację…
Tak się jednak nie stało i Kyuhyun nie zamierzał dłużej o tym rozmyślać. Już dawno temu postanowił zostawić przeszłość za sobą i nie oglądać się przez ramię. Nie chciał być postrzegany jako niepewny, uzależniony od drugiej osoby gówniarz, tak jak kilka lat temu.

~7 lat temu

- Daj mi spokój – warknął młody student na idącego obok hyunga. – Kiedy przestaniesz udawać mój cień?
- Nie udaję twojego cienia – zaprzeczył Jongwoon, spoglądając na młodszego kolegę z zaskoczeniem.
- To dlaczego za mną leziesz?
- Nie chodzę za tobą, tylko z tobą.
- Po co?
- Tak robią przyjaciele, prawda?
Kyuhyun zatrzymał się gwałtownie, stając na środku korytarza. Odwrócił się do starszego chłopaka z zaciętym wyrazem twarzy. Z jego oczu ciskały gromy.
- Od kiedy niby jesteśmy przyjaciółmi, hm? Bo ja jakoś sobie nie przypominam, żebym dawał ci zgodę na nazywanie się moim przyjaciele - zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie był za ostry, ale w tamtym momencie kierowała nim chęć pozbycia się natręta.
Jongwoon westchnął ciężko i spojrzał na dongsaenga z politowaniem.
- Przecież powiedziałem dwa tygodnie temu na stołówce, że jesteśmy przyjaciółmi. – przypomniał. – Tak samo jak dzień wcześniej w bibliotece.
Młody Cho spoglądał na towarzysza z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wokół nich zaczęła gromadzić się niewielka grupka osób liczących na urozmaicenie bójką ich nudnego, studenckiego dnia. Spotkało ich jednak rozczarowanie, gdyż po chwili Kyuhyun po prostu odwrócił się i odszedł, jakby nigdy nic się nie stało.
Chłopak zszedł w pośpiechu po schodach i wyszedł na dwór. Za uczelnią, do której uczęszczał, znajdował się średnich rozmiarów park, do którego tylko uczniowie i pracownicy placówki mieli dostęp. Było to miejsce, w którym samoistnie wracały siły. Kyu przymknął powieki, gdy ostre światło słoneczne poraziło jego oczy. W budynku było o wiele ciemniej niż na zewnątrz.
Nogi same skierowały go pod wiekowy dąb. Jego konary rzucały sporych rozmiarów cień, umożliwiając nieprzepadającemu za słońcem studentowi ukrycie się przed jego promieniami.
Kyuhyun opadł na trawę z głośnym westchnieniem. Przymknął oczy, chcąc się choć na chwilę zdrzemnąć i zapomnieć o chodzącym za nim niemal krok w krok, hyungu.
Niestety nie było mu dane zbyt długo cieszyć się ciszą i spokojem.
Zmarszczył brwi, słysząc zbliżające się w jego kierunku kroki.
- Odwal się, hyung, i przestań za mną łazić – warknął chłopak, nawet nie otwierając oczu – bo zrobię ci krzywdę!
- To może ja przyjdę później… - niepewny głos dobiegający jego uszu zdecydowanie nie należał do Jongwoona. Kyu spojrzał na intruza.
- Ryeowook hyung, co tu robisz? – spytał zaskoczony jego obecnością. – Myślałem, że jesteś na wykładzie.
- Właśnie się skończył. Chciałem z Toba porozmawiać, ale to chyba nie najlepsza pora…
- Nie, siadaj – Kyuhyun poklepał miejsce obok siebie. W przeciwieństwie do Jongwoona, towarzystwo młodszego Kima mu nie przeszkadzało.
Ryeowook usiadł na trawie i, oparłszy się uprzednio plecami o drzewo, wbił w dongsaenga wyczekujące spojrzenie.
- Więc… O co chodzi? – zapytał ostrożnie młodszy chłopak.
- Ty mi powiedz. – uśmiechnął się Ryeo.
- Ale to ty chciałeś ze mną porozmawiać, hyung…
- Myślę, że z nas dwóch to ty będziesz mówił, a ja słuchał.
Kyuhyun spojrzał na kolegę zbity z tropu. Najpierw go szuka, żeby z nim porozmawiać, a potem to jemu każe mówić? Cho nie rozumiał intencji starszego i nie omieszkał podzielić się z nim tym spostrzeżeniem.
- Od kilku dni chodzisz po kampusie rozdrażniony – wyjaśnił Wook. – Domyślam się, dlaczego, ale chcę to usłyszeć od ciebie.
Kyu westchnął ciężko. Powinien się domyślić, o co mogło mu chodzić.
- Czy on się zawsze tak zachowywał? Jongwoon hyung? – spytał z nutą irytacji w głosie.
- Sprecyzuj.
- Odkąd się poznaliśmy, łazi za mną, jakby go ktoś łańcuchem przykuł – Kyuhyun założył ręce na piersi, wyraźnie zdenerwowany. – Prawie nie odstępuje mnie na krok! Zastanawiam się, jak długo pozwoli mi chodzić to toalety bez swojej asysty!
- Lubi cię – powiedział Ryeowook. – To chyba normalne, że chce spędzać z tobą czas i zaprzyjaźnić się?
- On nie spędza ze mną czasu, hyung – zaprzeczył młodszy. – To, co my dwaj robimy, na przykład w tej chwili, to jest spędzanie ze sobą czasu! Siadamy razem na stołówce, czasami przespacerujemy się korytarzem, co parę dni usiądziemy wspólnie przed laptopem, żeby obejrzeć film. To jest spędzanie ze sobą czasu i to określiłbym mianem „zaprzyjaźniania się” – Kyu nakreślił palcami w powietrzu cudzysłów, po czym zwinął dłonie w pięści i uderzył nimi w uda. – A Jongwoon zachowuje się prawie jak jakiś pieprzony stalker!
- Wyrażaj się – zrugał dongsaenga Wook –Może faktycznie trochę przesadza…
- Trochę? – przerwał mu Kyuhyun. – Trochę?! Czy ty słyszysz, co ludzie mówią dookoła?
- Co mówią? – Kim doskonale to wiedział, ale postanowił dać koledze się wygadać.
- Że niczego bez niego nie potrafię zrobić! Ciągle potrzebuję pomocy starszego kolegi, bo jestem taki nieporadny i sam nie dam sobie rady! Naprawdę, czy on musi to wszystko robić? Ktoś mnie przypadkiem na korytarzu potrąci – słowa same wydostawały się z ust sfrustrowanego chłopaka, zbyt długo duszącego w sobie złość – a on już leci za tym kimś i każe mnie przepraszać! Ktoś krzywo na mnie spojrzy, to samo! Na stołówce zawsze mi coś przynosi, sam zresztą widzisz! Na litość boską, jak chce być moim przyjacielem, to niech nie zachowuje się jak ochroniarz czy służący, do cholery!
Ryeowook ze spokojem wysłuchiwał monologu młodszego studenta, od czasu do czasu potakując głową na znak, że słucha, gdy ten kierował pełne rozdrażnienia spojrzenie na jego osobę. Widział to wszystko, o czym mówił Kyu i rozumiał jego złość. Podejrzewał również, co mogło być powodem specyficznego niż zazwyczaj zachowania ich hyunga, jednak na tę chwilę wolał nie wyciągać żadnych wniosków. Uważał, że lepiej porozmawiać z przyjacielem i dowiedzieć się wszystkiego od niego. Tymczasem, jego głównym celem stało się uspokojenie siedzącej obok żywej bomby zegarowej.
- Kyuhyun-ah, rozumiem twoje rozdrażnienie, naprawdę rozumiem – oznajmił kojącym tonem młodszy Kim. – Znam go od dziecka i widziałem już u niego takie zachowanie. Przesadził, to fakt – podkreślił, widząc grymas na twarzy dongsaenga - ale to wszystko tylko dlatego, że zyskałeś jego sympatię. Mówiłem ci już, jakie ma problemy ciężko z zawieraniem nowych znajomości, pamiętasz? – Kyu pokiwał głową. – Porozmawiam z nim później. Powiedz mi – zagadnął – naprawdę tak bardzo nie lubisz Jongwoona?
- To nie tak, że go nie lubię – Kyuhyun podrapał się po karku, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nagle cała złość jakby z niego wyparowała. – Po prostu drażni mnie jego zachowanie. To wkurzające, gdy ktoś chodzi za tobą krok w krok i wszystko chce robić za ciebie.
- A gdyby przestał i zaczął zachowywać się normalnie?
- Normalnie? – parsknął śmiechem młodszy chłopak.
- Normalniej niż teraz – Ryeo też się zaśmiał. Normalność nie pasowała do jego hyunga. – Mógłbyś go wtedy polubić?
- Nie powiedziałem, że go nie lubię – zaprzeczył Kyu. – Lubię go, ale tylko wtedy, kiedy nie stara się o stanowisko mojej niańki.
- Przekażę mu, że jesteś za duży na opiekunkę – powiedział rozbawiony  Ryeowook.
Kyuhyun uśmiechnął się i położył na trawie, rozluźniony. Wpatrując się w czyste, błękitne niebo, rozmyślał o swojej przyszłości w Akademii i przyjaźni z Kim Jongwoonem. Może nie będzie aż tak źle?

~*~

Młody mężczyzna stał dokładnie w tym samym miejscu, gdzie tydzień temu i obserwował masywny budynek przed nim. Jednak tym razem nie cieszył się z powrotu w to miejsce. Jego oczy lustrowały okolicę w poszukiwaniu wroga. Choć wiedział, że jego były hyung nie zrobi mu krzywdy, to od kilku dni właśnie w ten sposób o nim myślał. Tak, Kim Jongwoon stał się dla Kyuhyuna wrogiem numer jeden i nic, ani nikt, tego nie mógł tego zmienić.
Agent pokręcił głową z rezygnacją i skierował się do wejścia. Nie pozwoli, żeby nienawiść wpływała na jego pracę. Był profesjonalistą, umiał oddzielić życie prywatne od zawodowego. Ta sytuacja nie stanowiła wyjątku. Poradzi sobie z Jongwoonem. Musi.
- Och, Kyuhyun. Wróciłeś już? – przywitał go szef, gdy tylko przekroczył próg jego gabinetu.
- Urlop mi się skończył, nie miałem wyjścia – zażartował agent, siadając na krześle przed biurkiem.
- Odpocząłeś trochę?
- Owszem. Masz coś dla mnie, hyung, czy mogę dalej się obijać w swoich czterech ścianach? – szpieg liczył na krótką pamięć zwierzchnika i podpuszczał go, by ten przydzielił mu nowe zadanie.
- A co, już nie chcesz jechać z Jongwoonem na ekstremalnie niebezpieczną misję? – widząc, jak Kyu oklapł, dodał szybko – No dobrze, jest po prostu niebezpieczna. Chyba mi nie powiesz, że się boisz. – Mężczyzna był zaskoczony. 013 nigdy nie bał się ryzykownych zadań, wręcz przeciwnie, przyjmował je z entuzjazmem. Jungsu nie potrafił więc zrozumieć, skąd ta nagła niechęć.
- Nie, skąd – zaprzeczył Kyuhyun. – Po prostu… nie nadaję się do pracy w parze. Działam sam. Ewentualnie w grupie. – skoro nie mógł jechać w pojedynkę, to niech chociaż szef przydzieli im kogoś jeszcze. Przynajmniej nie będzie z Kimem sam.
Park opadł na swój fotel z westchnieniem. Potarł palcami skronie, przymykając oczy. Na jego twarzy widoczne było zmęczenie. Spojrzał ze znużeniem na młodszego agenta. Nie miał siły z nim dyskutować.
- Ani ty, ani on nie możecie jechać na własną rękę. W pojedynkę żaden nie da sobie rady. Gdyby było was więcej niż dwóch, za bardzo rzucalibyście się w oczy. Dlatego przydzieliłem cię do Jongwoona.
- Dlaczego akurat ja? – chciał wiedzieć Kyu. – Przecież istnieje wielu agentów z większym doświadczeniem ode mnie.
- Jesteś jednym z najlepszych. – Szef posłał mu nikły uśmiech. – Poza tym, 004 sam o ciebie prosił.
Kyuhyun otworzył usta, by coś powiedzieć, ale był zbyt zaskoczony, żeby cokolwiek z siebie wydusić. Jongwoon wybrał go na swojego partnera? Ten kretyn osobiście poprosił Jungsu, żeby to właśnie on, Kyu, mu towarzyszył?!
- Rozumiem. – Cho przybrał maskę, której nie powstydziłby się nawet mistrz gry w pokera. – Pójdę trochę postrzelać.
Opuszczając gabinet przełożonego, Kyuhyun przysiągł sobie, że nic nie zrobi. Absolutnie nic. Ten człowiek jest mu obcy. Przestał być mu bliski trzy lata temu i tak już pozostanie, niezależnie od tego, co się stanie podczas czekającej ich wyprawy.
Nie da się ponownie zwieść.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Immortuorum- rozdział 9

Annyeong!
Na początek muszę Was wszystkich przeprosić za trzymiesięczną
przerwę w publikacji Immortu. Nie wiem, jak to się stało...
Może potrzebowałam nieco odpocząć.
Mam dla Was dobre wieści!
Wiem, że moje obietnice dotychczas były niewiele warte ( :'< ),
ale tym razem ma mnie kto pilnować xD
Mam nową betę! Gang-aji unnie wie, co robić, 
żebym pisała i wie, jak porządnie zbetować moje nędzne wypociny :D
Trzymajcie za nią kciuki, bo nie dość, że musi użerać się akurat
ze MNĄ (wyczuwam karę boską dla mojej unnie...), to jeszcze
Gang-aji nie lubi yaoi! xD A yaoi betuje, także... xDDD
Ale to były dobre wieści bardziej dla mnie.
Was zainteresuje pewnie bardziej fakt, że będę publikowała regularnie :D
Niestety, ze względu na fakt, że po wakacjach zacznę klasę maturalną (Shisusie... ;;;),
nie będę w stanie wstawiać nowych rozdziałów co tydzień.
Razem z moją nową betą uznałyśmy, że nowa notka co dwa tygodnie
będzie najlepszym wyjściem. Ja będę mogła spokojnie napisać rozdział bez strachu, 
że nie zdążę na czas,
Gang-aji go zbetuje a Wy będziecie wiedziały, kiedy się czegoś spodziewać :D
Także, począwszy od dziś,
publikuję co dwa tygodnie w niedzielę.
Nie przedłużając- enjoy! 

* * * 

W Mortenie, pomimo wczesnej godziny, zapanował półmrok. Ciężkie deszczowe chmury przesłoniły słońce, niemal całkowicie odcinając miasto od jego promieni. Ciemne masywy, płynące z wolna po nieboskłonie, zapowiadały burzę. Cień przesuwał się po ulicy, odbierając kolejnym budynkom cenne światło. Kwiaty na balkonach i w ogrodach zamknęły się, uznawszy, iż nadeszła już noc. Zerwał się silny, porywisty wiatr, podwiewający kobiece suknie, na co panie reagowały mniej lub bardziej donośnym piskiem zaskoczenia. Niewiasty przytrzymywały dłońmi pokaźne kapelusze, nie chcąc, by nagły podmuch porwał je w dal. Zwierzęta udały się do swoich kryjówek, spłoszone nagłą zmianą pogody.
Sungmin obserwował to wszystko przez okno w swoim gabinecie. Z pozoru wydawał się być spokojny, jednak pod maską obojętności narastał niepokój. Mieszkał tu nie od wczoraj, zdawał sobie więc sprawę, iż burze w tej okolicy bywały nieprzewidywalne i wielce niebezpieczne, zwłaszcza o tej porze roku. Jesienią wszystko się zmieniało. Każdy dzień był chłodniejszy od poprzedniego, noce stawały się coraz dłuższe, drzewa zrzucały swe liście, które zaraz porywał zimny wiatr z północy. Słońce, choć cały czas tak samo jasne, dawało coraz mniej ciepła, zmuszając ludzi do wyciągnięcia cieplejszych płaszczy z czeluści swych szaf. Mężczyzna zerknął na stojący nieopodal niewielki kalendarz. Uniósł brwi, zaskoczony, po czym znów wyjrzał przez okno. Była to zaledwie połowa września, za wczesna pora na taką zawieruchę.
- Na co tak patrzysz?
Inspektor podskoczył gwałtownie, z zaskoczeniem odwracając się w stronę intruza.
- Na miłość boską, Donghae! - warknął, obdarowując przyjaciela pełnym rozdrażnienia spojrzeniem.- Nie zachowuj się jak złoczyńca!
- Złoczyńca? - powtórzył zdziwiony brunet. - Dlaczego jak złoczyńca? Przecież niczego nie ukradłem…
- Jednak zachowujesz się, jakbyś miał zamiar to zrobić. - starszy z nich westchnął ciężko i, odwracając się od podwładnego, spytał - Masz coś dla mnie, czy jedynym celem twojej wizyty było spowodowanie mojego zawału?
- Interesująca i całkiem kusząca perspektywa, ale muszę cię rozczarować.- zaśmiał się cicho Hae. - Szef kazał przekazać ci całkiem sporą stertę dokumentów do wypełnienia.
Sungmin zerknął na swoje biurko i zdębiał.
- Od kiedy nadinspektor to trzymał? - jęknął, przesuwając wzrokiem po pokaźnych rozmiarów stosie papierów- Wyglądają, jakby nikt ich nie dotykał od miesięcy.
- Po części tak właśnie jest.- Młodszy mężczyzna wolnym krokiem podszedł do biurka . - Te tutaj - przeciągnął palcem po znajdujących się na górze sterty papierach - są z ostatnich tygodni. Te - zjechał trochę niżej, pokazując środek stosiku - sprzed paru miesięcy, natomiast pochodzenie tych u samego dołu sięga nawet pięciu lat wstecz. - Donghae wbił uważne i nieco przestraszone spojrzenie w przyjaciela.
Inspektor spoglądał z niepokojem na dokumenty u spodu sterty. Pięć lat temu… Mężczyzna nie chciał do tego wracać. Za wszelką cenę starał się o tym zapomnieć, wyrzucić z pamięci kaleczące serce niczym cierń wspomnienie, jednak na darmo. Prawie każdy wolny dzień, którego nie mógł zapełnić pracą, spędzał z Donghae. Tamten miał jednak swoje życie, posiadał też innych przyjaciół, więc Sungmin nie zamierzał mu nieustannie towarzyszyć, skazując na swoje, chwilami męczące, towarzystwo. Dlatego wiele chwil spędzał w samotności, otaczając się opasłymi tomiszczami. Nie, żeby mu to przeszkadzało - kochał czytać. Z tym, że kiedyś miał tę alternatywę, że jeżeli książka go znudzi, będzie mógł wyjść z domu, pójść tam, porozmawiać… Do niego…
To się jednak skończyło pięć lat temu i od tamtej pory Minowi pozostały jedynie książki i to przemożne uczucie pustki, której sam Donghae nie był w stanie wypełnić.
- Nadinspektor twierdził, że doszukał się pewnych nieścisłości…
- Rozumiem.- odparł Sungmin, nie odrywając wzroku od dokumentów.
- Może mógłbym ci pomóc… - szepnął Donghae, z wahaniem dotykając ramienia starszego- Zająłbym się częścią… Sungmin?
- Zabierz te starsze, Donghae. - Odpowiedział słabym głosem Min.- Proszę…
Młodszy Lee pokiwał energicznie głową i podniósł część dokumentów, odkładając je na bok, by dostać się do tych poniżej, tych najstarszych. Chwycił je w dłonie i, rzuciwszy starszemu ostatnie zatroskane spojrzenie, skierował się do wyjścia. Zatrzymał się jednak, gdy usłyszał ciche:
- Przepraszam…
- Za co? - chciał wiedzieć Donghae.
- Za to, że musisz to robić, chociaż to mój obowiązek. - skrzywił się lekko.- Za to, że je ode mnie zabierasz, bo ja nie jestem w stanie na nie patrzeć. Dlaczego się śmiejesz? - Sungmin skierował wzrok na swego, trzęsącego się ze śmiechu,  podwładnego.
Młodszy Lee zamrugał, usiłując powstrzymać łzy rozbawienia przed wypłynięciem na zewnątrz.
- A dlaczego mnie przepraszasz? - spytał, gdy był w stanie opanować chichot.- Powinieneś mi dziękować! Śpiewać peany na cześć mojej wspaniałomyślności i dobroci! Pisać wiersze ku mej czci, pisać telegramy do rzeźbiarzy, by wykonali mój pomnik, który następnie postawisz w swoim ogródku i będziesz się mu kłaniał, wieszając na mej kamiennej szyi girlandy kwiatów…
Z każdym kolejnym zdaniem kąciki ust Mina stopniowo unosiły się, gdy na jego twarz wpływał nieśmiały uśmiech. Zaśmiał się cicho, kiedy młodszy postanowił zademonstrować, jak powinien tańczyć przed jego rzeźbą i płaszczyć się, składając mu hołd.
- Powinieneś się również przebrać za kapłankę ze starożytnej greckiej świątyni!
- Tak, zdecydowanie. - uśmiechnął się starszy Lee. Podszedł do przyjaciela i pieszczotliwie potargał mu włosy. - Dziękuję, Donghae.
- Nie masz za co dziękować, - odparł Hae, patrząc na niego ciepło. - tak robią przyjaciele.
- Tym bardziej jestem ci wdzięczny. Robisz to dla mnie tak bezinteresownie…
- Aczkolwiek nie obraziłbym się za ten pomnik… - Wtrącił młodszy Lee.
- Idź już. - zaśmiał się inspektor, wypychając podwładnego za drzwi.
Uśmiech spłynął z jego twarzy, gdy przyjaciel opuścił pomieszczenie. Detektyw naprawdę czuł się nieswojo z tym, że zrzucał część obowiązków na swego podwładnego. Nie był to oczywiście pierwszy taki przypadek, gdyż Sungmin chętnie dzielił się swoją pracą z przyjacielem, który, zdaniem inspektora, często sprawiał wrażenie wielce znudzonego i rozproszonego. Dlaczego więc starszy miałby nie wypełnić  mu wolnego czasu, przeznaczonego na pracę na komisariacie?
Tak, Min przeważnie nie miał skrupułów, by zawalać Hae dodatkowymi zajęciami, przy okazji odciążając nieco samego siebie… Jednakże ta sytuacja była zgoła inna.
Stróż prawa podniósł pierwszy plik dokumentów, które miał przejrzeć. Nie doszukując się żadnych nieprawidłowości, po chwili złożył na ostatniej stronie swój podpis, i sięgnął po kolejną teczkę, sukcesywnie powracając pamięcią do minionych, zamkniętych lub wciąż nierozwiązanych, spraw. Każda z nich stawała mu przed oczyma, zupełnie jak projekcja filmowa oglądana w kinie. Do im dalszych wydarzeń sięgał pamięcią, tym większe odczuwał wyrzuty sumienia.
Czuł się jak tchórz; nędzny, przestraszony młodzieniec, uciekający od rzeczywistości, unikający przeszłości. Na litość boską, pomyślał Sungmin, jestem już dorosłym, poważnym mężczyzną! Poradzę sobie!
Gdy uporał się z ostatnimi aktami, podniósł się ze swego miejsca za biurkiem i, uprzednio odłożywszy dokumenty na przeznaczone im miejsce, skierował się do drzwi. Ledwie jednak wyciągnął dłoń w kierunku klamki, ta przekręciła się i do gabinetu wkroczyła jedna z młodych sekretarek. Na widok przełożonego stojącego tak blisko niej, oblała się głębokim rumieńcem, wyraźnie zmieszana.
- Pan Lee prosił, by je panu przekazać, inspektorze. – powiedziała cichutko, wyciągając w jego stronę dokumenty, które wcześniej zabrał od niego Donghae – Sam niestety nie mógł się do pana pofatygować. Musiał zająć się niespodziewanym gościem, więc poprosił, żebym zrobiła to za niego, a ja się zgodziłam, ponieważ akurat miałam wolną chwilę i…
- Już dobrze, Saro, dziękuję. – Sungmin powstrzymał słowotok zdenerwowanej młodej sekretarki i odebrał od niej papiery, uśmiechając się przy tym uspokajająco.
- Może zrobię panu kawy? – zaproponowała, odetchnąwszy z ulgą, gdy inspektor odsunął się od niej, by położyć dokumenty obok reszty.
- Zostałaś po godzinach, tak? – dziewczyna przytaknęła.  – Więc idź już do domu. Ja też za chwilę wychodzę, tylko coś jeszcze sprawdzę. A na kawę czekam jutro z samego rana. – dodał szybko, widząc zawód w oczach Sary.
- Dobrze, proszę pana. Do jutra! Miłej nocy!
- Dobranoc, Saro. – sekretarka dygnęła i posyłając mu ostatni uśmiech, opuściła pomieszczenie.
Lee pochylił się nad starszymi aktami, które po chwili wahania postanowił mimo wszystko przejrzeć. To nie tak, że nie ufał młodszemu koledze, jednak wolał wszystko sprawdzić sam. Być może Donghae coś przeoczył, jakiś istotny szczegół, który mógłby pomóc w zamknięciu jednej z nierozwiązanych dotąd spraw…
- Czy każda z tutejszych sekretarek ma do pana taki stosunek, inspektorze?
Sungmin odwrócił się i na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech.
- Nie mamy ich wiele -odparł, nieco rozbawiony, po czym dodał – ale odpowiadając na pańskie pytanie, hrabio, to nie, nie każda.
Hrabia Dracula, oparty nonszalancko o framugę drzwi, wbijał spojrzenie w stojącego przed nim stróża prawa. W jego oczach igrały ogniki, a na ustach majaczył niewielki uśmieszek. Długi po same kostki beżowy płaszcz nadawał szlachcicowi powagi, natomiast przechylona na bok głowa sprawiała zgoła odwrotne wrażenie. Sungmin owi przemknęło przez myśl, iż nie potrafi określić, jakiego pokroju jest jego rozmówca. Dojrzały mężczyzna? Dziecko w ciele dorosłego? Nieprzewidywalny szaleniec? Lee natychmiast pozbył się ostatniej myśli. Cho wzbudzał zaufanie, a on zna się na ludziach. Potrafi wyczuć, czy ktoś jest dobrą osobą,  czy też oszustem.

- Coś się stało? – głos Kyuhyuna wyrwał detektywa z rozmyślań. Mężczyzna rzucił szlachcicowi pytające spojrzenie. – Tak się pan we mnie wpatrywał…

- Usiłowałem pana rozgryźć, hrabio - odparł zgodnie z prawdą Min.

- Doprawdy? – zakpił Dracula. – I jak, udało się?

- Jest pan twardym orzechem do zgryzienia. – przyznał Lee.

- To samo mogę powiedzieć o panu, inspektorze. – Cho zamilkł a chwilę, po czym dodał – Jednakże wiem, jak temu zaradzić.

- Naprawdę?

- Owszem. W końcu obiecałem panu wino – uśmiechnął się po nosem Kyuhyun – a cóż innego stwarza lepszą atmosferę do odbycia szczerej rozmowy niż lampka dobrego, czerwonego wina?

Sungmin zaśmiał się na to stwierdzenie, przenosząc akta do przeznaczonej na nie szafki. Zamknąwszy drzwiczki na klucz, który ukrył w kieszeni swoich spodni, odwrócił się do oczekującego jego odpowiedzi gościa.

- Lampka dobrego, czerwonego wina plus smaczny, krwisty stek? – zaproponował inspektor, spoglądając z nadzieją na towarzysza. Od rana nie miał nic w ustach.

- Krwisty stek? O każdej porze dnia i nocy – Minowi nie umknął osobliwy błysk w oczach hrabiego.

- Aż tak bardzo przepada pan za mięsem? – spytał inspektor, gdy wspólnie opuszczali komisariat.

- Jak każdy mężczyzna, panie Lee.

Silny podmuch chłodnego powietrza uderzył w obu mężczyzn, gdy znaleźli się na zewnątrz. Zmrużywszy oczy, by nie dostał się do nich żaden pyłek, ruszyli w stronę najbliższej restauracji. Ich płaszcze powiewały na wietrze, sprawiając, iż stojącemu z dala obserwatorowi przypominaliby jakieś zjawy, mroczne mary czyhające na zbłąkane dusze.

Towarzysze podnieśli kołnierze wierzchniego odzienia, osłaniając wrażliwe szyje przed zimnem. Sungmin skulił się nieco, nie chcąc niepotrzebnie tracić ciepła. Nie spodziewał się tak nagłej zmiany pogody, więc cieplejsze okrycie zostawił w domu, leżące gdzieś w czeluściach jego szafy. Zaklął cicho pod nosem, wyrzucając sobie brak przezorności.

Detektyw podskoczył w miejscu, czując palce zaciskające się na jego przedramieniu. Zerknął na stojącego obok hrabiego. Mężczyzna zatrzymał go przy wejściu do restauracji, gdy Lee, zbyt rozproszony przez własne myśli, bezwiednie chciał podążyć dalej. Po chwili dłoń zniknęła, a oni sami ściągali płaszcze, otuleni ciepłem panującym we wnętrzu budynku.

Dracula poprowadził Sungmina do stolika położonego w najdalszym zakątku restauracji. Gdy tylko zajęli swoje miejsca, u ich boku pojawił się kelner,gotowy przyjąć ich zamówienie.

- Prosimy dwa steki i najlepsze czerwone wino, jakie jest nam pan w stanie zaoferować - powiedział Kyuhyun, nie spoglądając nawet na ofiarowaną mu kartę dań.

- Jakie życzą sobie panowie steki? – spytał kelner, skrupulatnie notując wszystko w swoim notesie.

- Dla mnie średnio wysmażony – odparł Min.

- A dla pana?

- Krwisty.

Chłopak, ukłoniwszy się, oddalił się w stronę kuchni. Inspektor spojrzał na towarzysza, zaintrygowany.

- Zatem preferuje pan krwiste steki?

- Im więcej krwi, tym lepiej – uznał hrabia. – Zatem pracuje pan w policji od pięciu lat?

- Zgadza się. Zaczynałem od niskiego stanowiska, jednak byłem uparty i dziś cieszę się posadą inspektora. Dziękuję. – rzucił w stronę nalewającego mu wina kelnera.

- To dość niespotykane - stwierdził Cho, przyglądając się czerwonemu trunkowi, uwięzionemu w kryształowym kieliszku – by zwykły, proszę mi wybaczyć, policjant w tak krótkim czasie wspiął się tak wysoko. Jak pan tego dokonał?

- Nie poddawałem się. Zależało mi na tej pracy bardziej niż na czymkolwiek innym, więc nie mogłem pozwolić komuś innemu na objęcie tej posady.

- Słyszałem od nadinspektora Smitha, że wykazał się pan podczas jednej z niezwykle niebezpiecznych akcji. To prawda? – zapytał wyraźnie zaintrygowany szlachcic.

Min skrzywił się nieco na to pytanie. Domyślał się, że może ono paść, ale nie, że tak szybko. Nie zdążył się na nie psychicznie przygotować, choć w duchu zdawał sobie sprawę, że nigdy nie byłby w stanie na nie spokojnie odpowiedzieć.

- Prawdą jest, że pomogłem moim przełożonym, za co zostałem później nagrodzony – Lee, zamiast patrzeć na towarzysza, wbił wzrok we własne palce, przesuwające się wzdłuż nóżki kieliszka – jednak nie odczuwam dumy na wspomnienie tamtych dni.

- Dlaczego?

- Ponieważ zginął człowiek, który powinien stanąć przed sądem. Ach, nasze steki.

Cho, widząc iż jego rozmówca nie ma najmniejszego zamiaru pociągnąć dalej tematu, rzucił luźną uwagę na temat serwowanego w owej restauracji jedzenia. Inspektor chętnie podjął temat, pragnąc odciąć się od bolesnych wspomnień.

- Mieszkam tu od dziecka, a nie pamiętam ani jednej pańskiej wizyty w Mortenie. – zauważył Sungmin, krojąc leżące przed nim mięso.

- Pojawiłem się tu może raz czy dwa – odpowiedział hrabia, przełknąwszy kolejny ociekający krwią fragment wołowiny. – Pierwszy raz, gdy musiałem podpisać odpowiednie dokumenty, drugi, kiedy wystąpiły pewne problemy w związku z remontem. Obie wizyty miały miejsce późną nocą.

- Rozumiem. Wygląda pan na bardzo młodego, może nawet młodszego ode mnie – zaśmiał się Min – ale wysławia się pan niczym mający swoje lata uczony.

- Powinienem to odebrać jako komplement czy obrazę, panie inspektorze? – zażartował szlachcic.

- Zdecydowanie jako pochwałę. – W restauracji rozbrzmiał głośny śmiech mężczyzn.

Przez następne minuty w ciszy oddawali się konsumpcji zamówionego przez nich dania, nie mogąc nadziwić się perfekcji smaku spożywanego mięsa, które wręcz rozpływało się w ustach.

- Od pewnego czasu intryguje mnie – napomknął Sungmin – dlaczego preferuje pan, hrabio, gdy zwraca się do pana nazwiskiem matki.

Kyuhyun otarł usta rąbkiem serwetki.

- Mam złe wspomnienia związane z ojcem – odparł. – Tak naprawdę nie ma o czym mówić. Klasyczny przypadek rodzica z przerostem ambicji, traktującego swoje dzieci jak służących, którzy bez mrugnięcia okiem mają wykonywać jego polecenia, inaczej czeka je dotkliwa kara. Innymi słowy, zwyczajny tyran – podsumował, starając się ukryć błysk bólu w oczach.

- Przykro mi – mruknął Sungmin.

- Nie trzeba, ale dziękuję.

Godzinę później, gdy kelner zabierał puste talerze, a jego współpracownik ponownie wypełniał kieliszki najlepszym czerwonym winem, Dracula niby od niechcenia zapytał:

- Jakiś czas temu wspominał pan, że ma do czynienia z tajemniczą i trudną sprawą – Cho powąchał trunek – co to było?

- Ach… - nieco podchmielony stróż prawa podparł ręką brodę, mając gdzieś maniery zakazujące trzymania łokci na stole. – Chodziło o to, że dużo całkowicie zdrowych osób ginie bez sensu na ulicach, a moje biurko zalewają nekrologi…

- Jakieś teorie? – Kyuhyun przechylił delikatnie naczynie, ponownie smakując wybornego wina. Jego oczy, mimo krążącego w krwioobiegu alkoholu, bacznie obserwowały towarzysza.

- To na pewno nie epidemia, inaczej połowa miasta już dawno padłaby trupem – westchnął ciężko inspektor – Jak już mówiłem, byli zdrowi, tylko…

- Tylko?

- Tylko nagle ich dusze postanowiły pożegnać się z tym światem i opuściły ciała – warknął Sungmin – Ktoś musiał im w tym pomóc, nie ma innego wyjścia! – w przypływie złości uderzył pięścią w stół.

- Ostrożnie, wyleje pan wino. -Cho przytrzymał przez moment butelkę, spodziewając się kolejnych wybuchów złości, które na szczęście nie nastąpiły. – Nie próbował pan zaprząc ludzi z komisariatu do pracy?

- Próbowałem, ale nikt mnie nie chce słuchać! Nikt! – podkreślił, gestykulując żywo dłonią. – Tylko Donghae słucha moich teorii, ale co z tego, skoro nie bierze ich na poważnie?

- Nikt panu nie wierzy, tak? – chciał się upewnić Dracula. – Dosłownie nikt?

Detektyw pokiwał głową, zrezygnowany.

- Najpierw nazywają mnie bohaterem, a teraz śmieją się za moimi plecami. – Min podniósł pełen smutku wzrok na Kyuhyuna. – Jedynie pan mi wierzy. Bo wierzy pan, prawda?

- Tak, oczywiście. – uśmiechnął się szeroko Cho, po czym dodał tylko dla siebie słyszalnym szeptem – Skoro wiem, kto to robi, to dlaczego mam nie wierzyć?