Cześć wszystkim~!
Tak, jak obiecałam, dodaję dzisiaj notkę. Nie jest to jednak kolejny rozdział Immortu ^^
Tytuł pewnie wiele już Wam zasugerował. Tak, przygotowywuję event na blogu :3 Pewnie mnie zamordujecie za to, że mówię wam o nim na jakieś 3 tygodnie przed, ale uznałam, że informując Was dzisiaj, w Wigilię, sprawię Wam jakąś przyjemność (i będę musiała się spiąć, bo już nie mogę się wycofać xD). Tak więc, do rzeczy.
Mniej więcej na przełomie stycznia i lutego minie 10 lat, odkąd napisałam swoje pierwsze opowiadanie. Bazowałam na legendzie o Toruńskich Piernikach <3
Przeglądałam też ostatnio swój stary pamiętnik (Shisusie... XD) i odnalazłam wpis z 26.01.2005r., kiedy to po raz pierwszy spróbowałam swoich sił w pisaniu książki, oczywiście z marnym skutkiem, ale jednak xD
Tak więc, w tym samym okresie czasu obchodzę dwie bardzo ważne dla mnie rocznice. Wypadałoby je jakoś uczcić, prawda? Pomyślałam tak samo i postanowiłam podzielić się z Wami moją radością <3
Niestety, moje województwo ma ostatnią turę ferii, co nieco pokrzyżowało mi plany. Niemniej, zrezygnować nie zamierzam (zbyt dużej ilości osób powiedziałam, że to zrobię ^^'').
Dlatego mam zamiar spiąć teraz dupę, schwycić wenę i pisać jak szalona, bo w dniach 17.01-16.02 będę codziennie dodawać fanficka!! Wyjątek stanowi 26.01, kiedy to dodam ich dwa, oczywiście w odstępie paru godzin. Nie będzie to łatwe, ale jestem pewna, że z Waszym wsparciem dam sobie radę ^^
Mam nadzieję, że pomysł się podoba, bo chociaż ja na to wpadłam, to jestem przerażona jak cholera xD
Dobra, tyle na ten temat. Jest Wigilia, więc powinnam złożyć Wam jakieś życzenia <3
Tak więc, życzę Wam, moi kochani, żeby te święta były dla Was niezapomniane. Żebyście spędzili je z osobami, które kochacie, nie ważne, czy to rodzina czy inne bliskie Wam osoby. Abyście odnaleźli to, czego szukacie, własnej ścieżki, którą będziecie podążali lub ukochanej duszy, jeśli tego właśnie pragniecie. Siły na przezwyciężanie własnych słabości i na pokonywanie przeciwności losu. Czasu dla siebie, dla najbliższych i oczywiście na czytanie i komentowanie fanficków :D
Dużo prezentów pod choinką... Hej, obczajcie to! Czy nie byłoby fajnie, gdyby Święty Mikołaj przyniósł Królika Wielkanocnego, który sam położyłby paczki pod choinką? *w* No więc życzę wam też takiego Królika Wielkanocnego <3
I oczywiście genialnego Sylwestra i wspaniałego Nowego Roku! Oby był lepszy od 2013 ^^
Wesołych Świąt! Kocham was bardzo <3333
Chizuru~
Strony
▼
wtorek, 24 grudnia 2013
Event
niedziela, 22 grudnia 2013
Immortuorum- rozdział 5
Hejoo~
W końcu udało mi się odzyskać wenę twórczą i powracam do Was
z świeżo wysmarowanym rozdziałem Immortu ^^
Cieszycie się? :D
Ten rozdział nie jest tak dziwny jak czwarty, ale również różni się
od pierwszych trzech. Mniej w nim opisów, prawie wcale...
Ale jest to efekt zamierzony, więc jest ok xD
Z przyjemnością oddaję w Wasze łapki ten rozdział. Jest on według mnie dosyć istotny, więc... xD
Part dedykuję dwóm osobom: VitaMin, której komentarz pod czwartym rozdziałem
prawie doprowadził mnie do łez (kochana jesteś ;__;). Ponadto nie mam z Tobą poza tym blogiem
żadnego kontaktu, a Ty jednak czytasz, komentujesz... Dziękuję z całego serca <3
Drugą osobą jest ktoś, kto jakiś czas temu poprosił mnie na Twitterze o link do bloga- Madame Mada. Kochana, Twoje słowa tak wiele dla mnie znaczą... też się prawie popłakałam :')
Nie przedłużając, miłego czytania życzę xD
Ps Proszę o komentarze, bo w najbliższych dniach czeka mnie dużo pisania.
Dlaczego? Tego dowiecie się w Wigilię *w*
Ale myślę, że pomysł Wam się spodoba ^^
Enjoy~!
* * *
Pisał, by się wyzwolić.
Chciał uwolnić się z okowów cierpienia, ciężaru winy, jaki
przez ostatnie miesiące regularnie odkładał się na jego barkach. Pragnął choć
na chwilę pozbyć się tego ciążącego mu niemiłosiernie uczucia bezradności.
Czasami miał wrażenie, jakby pod jego wpływem miał się przewrócić, w jakiś
sposób fizycznie ucierpieć. Ta sprawa go przytłaczała, spędzała sen z powiek,
tak niezbedny zszarganym nerwom Sungmina. Potrzebował odpoczynku, odcięcia się
od otaczającego go świata.
Dlatego pisał.
Sam do końca nie rozumiał, dlaczego zabrał ze sobą dziennik.
Na komisariacie kręciło się mnóstwo ludzi, ktoś mógł go znaleźć i przeczytać.
Najbardziej obawiał się, iż będzie to Donghae. Jego przyjaciel nie należał do
zbyt rozgarniętych osób, fakt, ale Lee był pewny, że młodszy nie przeszedłby
obojętnie koło jego zapisków. Tyle sekretów skrywał ten cienki zeszycik!
Notatki Sungmina były krótkie, ale stanowiły kwintesencję jego odczuć,
spostrzeżeń i przemyśleń.
Właśnie dlatego momentalnie zakrył go leżącymi na biurku
papierami, kiedy młodszy Lee wpadł niespodziewanie do jego gabinetu.
- Na miłość boską, Donghae- warknął Sungmin, w duchu
mordując podwładnego- Pukaj zanim wejdziesz!
- Ogarnij burdel, Ming- Hae zignorował groźne spojrzenie
przyjaciela, kładąc mu na wolnym od dokumentów fragmencie biurka kubek z kawą-
Będziesz miał gości.
- Gości?- detektyw zmarszczył brwi, na chwilę zapominając o
powodzie swojej złości, który właśnie stał przed nim z dziwnym uśmiechem,
wymalowanym na twarzy- Jakich gości?
- Nadinspektora i jakiegoś faceta.
- Co?- zdziwił się inspektor- Jakiego?
- Szef nie chciał powiedzieć- westchnął Donghae- Zrobił tą
swoją minę a la super tajny agent i uznał, że nie jestem godzien, by posiąść tę
wiedzę.
Sungmin uśmiechnął się pod nosem.
- Tak, to bardzo w jego stylu… Kiedy przyjdą?
- Niedługo, może za godzinę- oznajmił, po czym wyszedł z
pomieszczenia
Lee westchnął ciężko i wyciągnął na wierzch swój dziennik,
dopisując jeszcze parę zdań. Obiecał sobie w duchu, że skręci przyjacielowi
kark za ten „burdel”, jednak kiedy przebiegł wzrokiem po swoim stanowisku pracy
uznał, że Hae nie jest tego wart. I że ostatecznie ma trochę racji.
Na blacie walały się książki, wypełnione i czekające na jego
podpis dokumenty, puste kubki po kawie, łyżeczki, talerzyk po cieście, które
ofiarowała mu jakaś wdzięczna obywatelka (oczywiście dopilnowała, by je
skonsumował) oraz wiele innych przedmiotów, których zidentyfikowanie sprawiało
trudność nawet ich posiadaczowi.
Sungmina przeszedł dreszcz grozy. Jeśli jego szef zobaczy
taki bałagan, na dodatek kiedy będzie z jakąś znaczącą osobistością (którą owy
gość niewątpliwie był, innych by tu nie przyprowadzał), to na pewno urządzi mu
potem piekło. Nie ważne, jak bardzo nadinspektor lubił detektywa- brud jest
czymś, przez co cała ta sympatia może zniknąć równie efektywnie jak dźgnięta
szpilką bańka mydlana.
Inspektorowi nie pozostało nic innego, jak tylko posprzątać.
Ściągnął marynarkę, zakasał rękawy i chwyciwszy stojący w
rogu pokoju kosz na śmieci, rozpoczął doprowadzanie swego miejsca pracy do
porządku.
Poukładał w równe stosiki dokumenty, książki odłożył na
stojącą we wnęce biblioteczkę, brudne naczynia postawił z boku. Nimi zajmie się
później. Szybkim spojrzeniem ocenił przydatność reszty tajemniczych
przedmiotów, nadal zalegających mu na biurku, po czym uznawszy, że nawet nie
wie, czym są, chwycił długą linijkę kreślarską i zrzucił podejrzane śmieci do
kosza. Linijka oczywiście podzieliła ich los (Lee wolał nie ryzykować, nie
wiadomo w końcu, czego ona dotykała).
Następnie podszedł do okna i otworzył je na oścież, chcąc
wpuścić nieco świeżego powietrza.
Właśnie wycierał blat i układał na nim niezbędne mu do pracy
papiery, kiedy do gabinetu ponownie zawitał Donghae. Starszy Lee spojrzał na
niego pytająco.
- Masz dosłownie parę minut- Hae skrzywił się nieznacznie-
Nie mam pojęcia, kim on jest, ale coś mi mówi, żebyś na niego uważał.
- Dlaczego?- spytał zdziwiony Ming
Donghae jedynie pokręcił głową i wyszedł.
Detektyw odłożył na bok ścierkę i, zamknąwszy wcześniej
okno, usiadł za biurkiem, starając się zachowywać pozory. W końcu szef nie
musiał wiedzieć, że jego podwładny ostatnią godzinę spędził na sprzątaniu,
zamiast na dochodzeniach i łapaniu przestępców.
Sięgnął po najbliższy stos dokumentów i jego dobry humor w
jednej chwili wyparował. Zaczął liczyć.
Jeden, drugi, trzeci, czwarty… Siódmy, ósmy…
Podskoczył ze strachu, gdy usłyszał gwałtowne pukanie do
drzwi.
- Proszę- odpowiedział, siłą woli usiłując uspokoić
rozszalałe serce
Do gabinetu wszedł nadinspektor, jak zwykle szeroko
uśmiechnięty.
- Dzień dobry, panie Lee! Och, widzę, że pracowałeś. Mam
nadzieję, że nie przeszkadzamy za bardzo?
- Nie, skądże- zaprzeczył Min, wpatrując się w stojącego w
progu szefa. Samego- Podobno miał pan przyjść z gościem- zauważył po chwili
- Ach tak! Gdzie się podziały moje maniery… Proszę wejść.
Nadinspektor wszedł głębiej pomieszczenia, ustępując miejsca
wysokiemu mężczyźnie, czekającemu dotąd cierpliwie na korytarzu. Lee od razu go
poznał.
- Dzień dobry, hrabio- przywitał się uprzejmie, wstając ze
swojego miejsca
Szlachcic uśmiechnął się uprzejmie.
- Nie musi mnie pan tak tytułować, inspektorze- zaśmiał się
- To całkiem zbędne.
- Może usiądziemy?- Zaproponował nadinspektor, wskazując
dłonią na dwa puste fotele przed Sungminem.
- Chętnie.
Mężczyźni zajęli miejsca po drugiej stronie biurka. Szef
Minga uśmiechał się szeroko, spoglądając to na swego podwładnego, to na Cho,
który spokojnym ruchem dłoni wygładzał fałdy swojego skromnego płaszcza.
Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie miarowym
tykaniem stojącego w rogu pokoju zegara.
- Więc… co panów do mnie sprowadza?- Spytał w końcu Sungmin,
splatając palce na blacie
- Ach, nic szczególnego!- Roześmiał się serdecznie
nadinspektor- Po prostu uznałem, że powinni się panowie bliżej poznać.
- Oczywiście, panie Smith- odrzekł Lee, rzucając krótkie
spojrzenie Draculi, który uśmiechał się lekko, jakby z zażenowaniem. Cóż, nie
był sam.
- Rozumiecie- powiedział Smith, teatralnie spoglądając na
sufit- Miejscowy stróż prawa i wpływowy szlachcic…
- Proszę się nie zapędzać, nadinspektorze- przerwał mu z ledwo
widocznym grymasem hrabia- Jestem mieszkańcem Morteny, takim samym, jak każdy
inny.
- Chyba nie do końca takim samym- powiedział z rozbawieniem
inspektor
Kyuhyun rzucił mu dziwne spojrzenie. Pełne ciekawości, rezerwy…
Obawy? Lee nie był w stanie stwierdzić, gdyż w tym samym momencie Cho parsknął
śmiechem, odwracając na chwilę wzrok.
- Status społeczny w obliczu człowieczeństwa znaczy tyle, co
nic- oznajmił spokojnie brązowowłosy- Jedyne, co nas różni, to posiadany
majątek, który ja w każdej chwili mogę stracić, a oni zyskać. Poza tym- dodał
po chwili namysłu- wszyscy jesteśmy tacy sami. Niezależnie od tego, kim jesteśmy.
Lee był nieco zaskoczony. Spodziewał się raczej, że
szlachcic będzie się obnosił ze swym bogactwem, opowiadał niezainteresowanemu
detektywowi o tym, jak to nie musi pracować, ponieważ jego majętna rodzina
pozostawiła mu pokaźny spadek, dzięki któremu może sobie używać życia, ile
tylko zapragnie. Zamiast tego prawił o równości w społeczeństwie i zmienności
losu.
Nietypowe, chociaż
powinienem się tego domyślić, widząc jego płaszcz, pomyślał Sungmin. Jednak
na głos powiedział:
- Ma pan całkowitą rację. Każdy z nas jest sobie równy.
- Wiedziałem, że złapiecie kontakt!- Nadinspektor klasnął w
dłonie z uciechy
Mężczyźni roześmiali się, w duchu wzdychając ciężko nad
naiwnością Smitha. Ten człowiek był święcie przekonany, że Lee i Cho zostaną
dobrymi przyjaciółmi.
Czy człowiek może mieć rację, będąc jednocześnie w błędzie?
W trakcie rozmowy Sungmin ukradkiem pocierał oczy, modląc
się jednocześnie, by nie były przekrwione. Starał się jak najrzadziej mrugać i
nieustannie tłumił ziewanie.
Dzisiejsza noc była już czwartą z rzędu, kiedy nie spał
dłużej niż marne dwie godziny. Albo trzy, jeśli miał szczęście. Na samym
początku nie przeszkadzało mu to zbytnio - jako policjant był przyzwyczajony do
tego, że co jakiś czas mogą mu się zdarzać nieprzespane noce. Wielokrotnie
uczestniczył w akcjach, przez które musiał poświęcać nocne godziny przeznaczone
na sen.
Jednak jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się praktycznie nie
spać cztery dni pod rząd. No, prawie nigdy. Jednakże wtedy napędzała go
niepowstrzymana wola walki, chęć ochrony mieszkańców Morteny, ujęcia
psychopatycznego zbira, grasującego po mieście…
Tym razem było inaczej.
Tym razem bezsenność spowodowana była czystą bezradnością.
- Ach, drogi hrabio, mogę pana zapewnić, że i ja, i pan Lee
cieszymy się z pana przyjazdu- głos nadinspektora Smitha wyrwał Sungmina z
rozmyślań
Lee spojrzał na szlachcica, który sprawiał wrażenie
zawstydzonego słowami policjanta.
- Proszę przestać, panie Smith- podrapał się po głowie,
najwyraźniej nie do końca wiedząc, jak zareagować- Doprawdy, doceniam to, ale
nie przesadzajmy. Ja tylko wróciłem do domu.
- Skąd pan wrócił?- Spytał zaciekawiony inspektor. Jako
stróż prawa powinien wiedzieć co nieco o ludziach, których strzegł.
Szczególnie, gdy ci mogli okazać się wpływowymi osobami
- Odwiedziłem daleką rodzinę w Transylwanii- oznajmił Dracula,
po raz kolejny spoglądając z ostrożnością na swego rozmówcę
- Ma pan tam rodzinę?- zdziwił się Lee- Aż w Transylwanii?
- Miałem- sprostował brązowooki- Kuzyn zmarł niedawno, więc
udałem się tam, by załatwić wszelkie formalności. Byłem jego jedynym krewnym.
- Proszę przyjąć nasze kondolencje, hrabio- rzucił szybko
Smith, posyłając Cho zmartwione spojrzenie
Kyuhyun uśmiechnął się smutno.
- Dziękuję. Ale proszę się nie przejmować, już wszystko w
porządku.
Na chwilę zapadła cisza, przerwana wkrótce przez
zwierzchnika Sungmina, który za punkt honoru obrał sobie poprawienie hrabiemu
humoru. Detektyw starał się brać udział w rozmowie, co utrudniała mu mgła,
przysłaniająca Minowi co jakiś czas widok na otaczający go świat. Mrugał wtedy
gwałtownie, udając, że coś wpadło mu do oka.
Po pewnym czasie szef policji pożegnał się, oznajmiając, iż
czeka na niego wiele pracy.
- Życzę panom miłego dnia- uśmiechnął się, po czym opuścił
gabinet podwładnego
Lee wziął głęboki wdech, zastanawiając się gorączkowo, o
czym ma teraz rozmawiać ze swoim nieprzejawiającym chęci pójścia w ślady
nadinspektora gościem. Kiedy przebywał z nimi Smith, konwersacja szła gładko-
jego szef był z natury osobą gadatliwą, dlatego tematów nie brakowało.
Na jego szczęście (lub nieszczęście) szlachcic postanowił
przejąć inicjatywę.
- Więc… Od kiedy jest pan inspektorem, panie Lee?
- Niedługo miną trzy lata- odparł spokojnie detektyw- jednak
do samej policji dołączyłem pięć lat temu.
Cho uśmiechnął się.
- Musiał pan się czymś przysłużyć, skoro tak szybko osiągnął
pan tak znaczące stanowisko.
- Owszem, jednak nie lubię o tym rozmawiać- uciął niezbyt
delikatnie
- Rozumiem.
Cisza. Dracula wbił wzrok w swoje dłonie, nagle interesując
się ich kształtem.
Tym razem to Sungmin odezwał się pierwszy.
- Od kiedy pan tu mieszka? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek
tu pana widział.
- Ach- hrabia podniósł na niego wzrok- To dlatego, że
przeprowadziłem się tu zaledwie pięć lat temu, jednak dużo czasu spędzałem w
podróży pomiędzy Morteną a moim poprzednim miejscem zamieszkania, załatwiając
niedokończone sprawy. Sama podróż zajmuje wiele czasu.
- Rozumiem- Lee patrzył na niego uważnie. Coś mu się w tym
chłopaku nie podobało… Tylko co?- Jak się panu tu podoba?
- Jest cudownie!- Twarz Cho zajaśniała radością- Widoki są
piękne, architektura miasta powala na kolana a ludzie, których dotychczas udało
mi się spotkać, byli wprost przemili!
Min także się uśmiechnął, po części dlatego, że wyczuł, iż w
owym geście u hrabiego nie było ani grama fałszu.
No i uśmiech Kyuhyuna był po prostu zaraźliwy.
Gdy się uśmiechał, wyglądał jak dziecko, które zaraz
dostanie wielkiego lizaka.
Nie przypominał wtedy poważnego szlachcica, którym
niewątpliwie był.
- Cieszę się- zaśmiał się, przecierając oczy
Był tak bardzo zmęczony… Marzył o kilku godzinach snu, który
niewątpliwie zregenerowałby jego siły. Albo nie, lepszym dla niego wyjściem
byłoby przespać dobre parę dni. O tak, to by mu wyszło na zdrowie. A gdyby
jeszcze sprawa tajemniczych zgonów rozwiązała się sama- raj na ziemi. O nic
więcej nie prosił.
Bo o pozbawienie się ciążących mu wyrzutów sumienia nawet
nie śmiał błagać…
- Wszystko w porządku?
Sungmin otworzył oczy, nawet nie wiedząc, kiedy je zamknął.
Dracula pochylał się lekko w jego stronę, zmartwiony. Lee
widział to w jego oczach o ładnym odcieniu brązu, w których mogłeś zatonąć i
już nigdy nie wypłynąć…
Chyba naprawdę jestem
zmęczony… uznał inspektor, potrząsając gwałtownie głową, by się rozbudzić. Przy
gościu nie mógł zasnąć. To by było nieuprzejme.
- Tak… Nie- poprawił się szybko, widząc pełne nagany
spojrzenie Cho. Przeczesał palcami włosy- Po prostu ostatnio nie sypiam zbyt
dobrze.
- Dlaczego?
Mężczyźni ponownie spojrzeli sobie w oczy. Sungmin nagle poczuł,
że może mu wszystko powiedzieć. Że chce mu wszystko powiedzieć. Co go do tego
skłaniało? Sam nie wiedział. Jednak z chęcią poddał się temu uczuciu, chcąc
sobie ulżyć.
- Stoję w miejscu z pewną sprawą… Nie potrafię jej
rozwikłać, nie ważne, jak bardzo się staram… Rozwiązanie… Ono wymyka mi się!-
uderzył dłonią w biurko, nawet nie spoglądając na hrabiego, który jedynie
obserwował go z zainteresowaniem.
Lee wziął do ręki wywrócony stosik nekrologów, który to dwie
godziny temu pozbawił go względnie dobrego nastroju. Począł uderzać nimi o
blat, na nowo je prostując.
- Co to?- Zainteresował się Dracula
- Akty zgonu- odpowiedział ponuro inspektor- z dnia wczorajszego.
W ciągu ostatniej doby zmarło dziewięć osób, z czego tylko u dwóch da się
stwierdzić przyczynę zgonu.
- Ma pan jakąś teorię?- Spytał powoli hrabia, wbijając w
niego uważne spojrzenie
- Chciałbym- westchnął ciężko detektyw, kładąc głowę na
leżących na biurku ramionach
Czy gdyby tego nie zrobił, zauważyłby ulgę malującą się na
twarzy jego gościa?
- Wie pan, co jest najgorsze?- powiedział dość niewyraźnie
Sungmin- Najgorsze jest to, że nikt mi nie wierzy, nikt nie chce pomóc. Każdy
tylko bagatelizuje moje obawy, twierdząc, że taka jest kolej rzeczy. Do diabła!-
Zawołał Lee, podnosząc się gwałtownie do poprzedniej pozycji- Czy normalne jest
to, że siedemnastoletnia, zdrowa dziewczyna, nagle umiera na ulicy? Że serce
młodego mężczyzny, który wkrótce miał zostać ojcem, bez żadnego powodu staje?
- Ludzka obojętność na cierpienie bywa czasami gorsza, niż
gdy sami robią coś złego- rzekł Kyuhyun, opadając z westchnieniem na oparcie
fotela- Brak działania wielokrotnie wyrządza jeszcze większą krzywdę ludziom
dookoła.
- Dokładnie- odparł zaskoczony inspektor
- Osobiście uważam, że nie powinni pana traktować w ten
sposób, panie Lee. W końcu zawsze może okazać się, że to nie pan się myli, lecz
właśnie oni.
Detektyw zdębiał. Wpatrywał się wielkimi ze zdziwienia
oczyma w siedzącą przed nim postać, nie wierząc w to, co właśnie słyszał.
Czyżby w końcu ktoś…
- Wierzy mi pan?- Wydukał- Myśli pan, że mogę mieć rację? Że tutaj
naprawdę coś jest nie tak?
Kyuhyun przez chwilę milczał, jakby analizując słowa, które
za chwilę miały paść z jego ust.
W końcu spojrzał na Sungmina z powagą w oczach.
- Tak, wierzę.
niedziela, 1 grudnia 2013
Immortuorum- rozdział 4
Hej, cześć i czołem! :D
Tęskniliście? *łudzi się*
Pewnie nie ;__;
Tak, muszę Was wszystkich przeprosić za moją trwającą ponad miesiąc nieobecność.
Muszę to zwalić na szkołę, która w dalszym ciągu daje mi nieźle w kość, na przeziębienie,
z którym na szczęście udało mi się poradzić i na wenę, która łaskawie zgodziła się do mnie wrócić.
Tak więc, jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania czwartego rozdziału Immortu.
Podoba mi się? Nie bardzo, ale to nic nowego xD
Trochę mi wstyd, że wracam do Was z czymś takim, ale cóż, w trakcie takiej nagonki w szkole
po prostu nie jestem w stanie napisać nic lepszego xd Oby to się wkrótce zmieniło.
Dedykacje, dedykacje! xD
Jak zwykle- Hikari, która, nie dając się odstraszyć mojemu marudzeniu na Twitterze, stale
motywowała mnie do dalszej walki; Estoir, która dobrze wie, za co (a jak nie wie, to niech się dowie XD) ; no i w końcu osóbka, która zrobiła dla mnie tą śliczną okładkę @Sehunun <33
Patrzcie, jaka cudowna!
Dziękuję, dziękuję <333 Kocham ją ^^
No dobra, nie przedłużając.
Enjoy (chyba ._. )
***
(fragment dziennika inspektora Lee Sungmina)
2 wrzesień 1898 rok,
godzina 02:40
Nie mogłem zasnąć, nie
ważne jak bardzo się starałem. Sen po prostu nie chciał przyjść. Ramiona
Morfeusza są dziś dla mnie zamknięte.
Może to wina nadmiaru
zajęć?
Zdaję sobie sprawę jak
bardzo jest to irracjonalne, biorąc pod uwagę, iż w takim wypadku powinienem w
tym momencie spać niczym niemowlę. Dużo pracy także ostatnio nie miałem,
jedynie rutynowe wypełnianie dokumentów, przywoływanie podwładnych do porządku,
gdy zapominali, na czym polega ich praca. Czasami wybierałem się także na
patrole po ulicach Morteny. Nic nadzwyczajnego, po prostu codzienne obowiązki
stróża prawa.
Jedyne, co mogłoby
spędzać sen z mych powiek, to ta seria tajemniczych zgonów, nad którą obecnie
pracuję. Jest to niezwykle trudne dochodzenie, ponieważ nie natrafiłem na żadne
ślady sugerujące walkę ani na dowody popełnionego morderstwo.
Tak było przynajmniej
do dzisiejszego (wczorajszego?) wieczora, kiedy to odnalazłem zakrwawioną
błękitną wstążkę Kim Mayi. Chwilę po tym goniłem tę tajemniczą postać w białej
sukni. Było to niezwykle podejrzane, ponieważ w drodze w tamto miejsce nie
zauważyłem absolutnie nikogo w okolicy. Nie widziałem twarzy tej osoby, zbyt
szybko biegła, nawet jak dla mnie. Niestety zgubiłem ją przy posiadłości
hrabiego Draculi.
Właśnie… Hrabia.
Cóż za intrygująca
postać. Od razu, gdy go ujrzałem, wiedziałem, że jest poważnym i ambitnym
mężczyzną, mimo że, jak się później okazało, jest ode mnie nieco młodszy.
Zaciekawił mnie. Skromny
jak na szlachcica strój, postawa możnego pana, twarz niesfornego młodzieńca…
Słowem, człowiek pełen sprzeczności.
Na dodatek język,
którym się posługiwał w rozmowie ze mną i nadinspektorem, wskazywał na jego
niezwykłą inteligencję i oczytanie.
Jednakże największe
wrażenie wywarły na mnie jego oczy.
Ten wzrok, to głębokie
spojrzenie, którym mnie obdarzył…
Gdybym nie widział
przed sobą młodzieńca, to bez wahania rzekłbym, iż rozmawiam z wiekowym
starcem.
Coś mnie w tym
spojrzeniu niepokoi…
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 4:25
Udało mi się zasnąć na
parę chwil. Czuję się bardzo rozbity z tego powodu… Skoro zdążyłem już zasnąć,
to dlaczego się obudziłem? Czy mój mózg nie może obdarować mnie tymi paroma
godzinami snu? Naprawdę tego potrzebuję… Tylko kilka godzin, to jedyne, o co
proszę…
Oh… Zaczynam wylewać
swoje żale do dziennika. Muszę być naprawdę zmęczony. Spróbuję zasnąć…
(później)
Nie mogę. Nie umiem.
Chcę. A może nie chcę? Jeśli chcę, to dlaczego nic nie idzie po mojej myśli?
Dlaczego nic mi się nie udaje? Dlaczego świat jest przeciwko mnie?
Nikt nie bierze pod
uwagę moich obaw. Nikt mi nie pomaga. Nikt nie chce mnie nawet wysłuchać. Muszę
zmagać się z tym wszystkim sam.
Z niepewnością.
Z frustracją.
Z gniewem.
Z lękiem.
O co się lękam?
O mieszkańców Morteny.
Ich bezpieczeństwo, spokój… Życie.
Tylko dlaczego oni są
na to tak obojętni? Przecież ja chcę ich chronić! Zapewnić im to poczucie
bezpieczeństwa, którego ongiś tak desperacko potrzebowali. Dałem im to, czego
chcieli. Do dnia dzisiejszego, gdy tylko rozmowa schodzi na temat tamtych
wydarzeń, mam ochotę wyjść z pomieszczenia. Chwalą mnie, mają za bohatera.
Schlebia mi to… Chociaż nie. Wcale tak nie jest. Cieszę się, że im pomogłem,
ale w żadnym razie nie jestem z tego dumny, jakkolwiek to brzmi. Nie jestem i
chyba nigdy nie będę.
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 5:45
Zastanawiam się, co
jest gorsze- mieć koszmary czy w ogóle nie śnić? Nocna mara napawa
przerażeniem, niepewnością, skłania do przemyśleń i często motywuje do
ucieczki. Z drugiej strony, czyż brak snów nie jest objawem choroby? W końcu,
każdy normalny i zdrowy człowiek śni. O miłych, radosnych wydarzeniach lub
całkiem odwrotnie, o tym, co wywołuje u niego dreszcz przerażenia, nieustający
nawet po przebudzeniu lęk, a nawet późniejszą traumę?
Ja sam miewam sny.
Kiedyś bywały one całkiem niewinne. Ot, marzenia nieokrzesanego, nieznającego
życia młodzieńca. Kariera, dom, rodzina. Szczęśliwe życie u boku ukochanej
osoby.
Te miłe wizje bardzo
szybko zastąpiły koszmary, potworne koszmary, przez które budziłem się w nocy z
krzykiem na ustach. Byłem sam, zupełnie sam. Przerażony, samotny… Desperacko
potrzebujący czyjegoś ciepła.
Jednak co zamiast tego
otrzymałem? Płytkie słowa pocieszenia i bezgraniczną wdzięczność, którą
szczerze gardziłem.
I nadal gardzę.
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 06:30
Czas wstawać. Słońce
już wzeszło, za parę chwil miasto zacznie się budzić, witając nowy dzień.
Ludzie rozpoczną codzienne wędrówki do miejsc zatrudnienia, starając się
zarobić na utrzymanie swoich rodzin.
Ja również będę musiał
się za chwilę zbierać. Nie mam siły, żeby zejść z łóżka. Która to już
nieprzespana noc z kolei? Druga? Trzecia? Ah, Donghae mnie zabije, kiedy mnie
zobaczy na komisariacie. O ile sam po drodze nie wyzionę ducha.
Dopiero 6:35. Może nic
się nie stanie, jeśli położę się jeszcze na pół godzinki? Raczej nie, skoro Hae
i tak zapewne zamierza na mnie nakrzyczeć za to, że nie zostałem dłużej w domu.
Znowu.
Nic się nie stanie,
jeśli ten jeden raz wykorzystam troskę moich podwładnych. Ten jeden, jedyny
raz… To nic, prawda?
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 07:25
Zasnąłem nad
dziennikiem… Czy mi lepiej? Szczerze mówiąc, to nie bardzo. Paradoksalnie, im
dłużej tej nocy śpię, tym gorzej się czuję.
Ponadto, śniło mi się
coś dziwnego. Jakaś postać, której zarys przysłaniała mi gęsta, mlecznobiała
mgła. Obłok po chwili zamienił się przeraźliwie jasne światło, zmuszające mnie
do zaciśnięcia powiek. Gdy blask nieco osłabł, otworzyłem nieco oczy i
dostrzegłem wysokiego mężczyznę, odzianego w niedrogi płaszcz podróżny. Hrabia
Dracula. Cho Kyuhyun. Człowiek o dwóch nazwiskach, preferujący, gdy nazywało
się go tym po matce.
Dlaczego nawiedził mój
umysł? Dlaczego przyśnił mi się, chociaż poprzedniego wieczora rozmawiałem z
nim przez zaledwie przez parę chwil? Może to przez tę aurę tajemniczości, którą
wzbudzał? I uśmiech, który skłaniał to tego, by mu bezgranicznie zaufać? Albo
spojrzenie, wywołujące dziwny dreszcz podniecenia zmieszanego z przemożną
potrzebą ucieczki?
Nie rozumiałem tego,
ale coś w głębi serca mówiło mi, że hrabia jest inny niż reszta mieszkańców
Morteny. Sam nie wiem, co mam przez to na myśli, ale on jest… Inny. Po prostu
inny.
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 10:45
W końcu zmusiłem się
do opuszczenia mojego jakże wygodnego posłania w moim jakże cudownym mieszkanku
(oj, źle z tobą, Sungmin, nigdy wcześniej nie używałeś sarkazmu) i poszedłem na
komisariat, gdzie zastałem względny spokój. Żadnych rozbitych butelek, żadnych
płonących ławek… Chyba powoli zaczynam przesadzać, to nie jest banda
chuliganów, tylko poważni (w większości) policjanci. Muszę się uspokoić…
W gabinecie przywitał
mnie zdenerwowany Donghae. Krzyczał na mnie, wymachiwał rękoma na wszystkie
strony (jestem pełen podziwu dla tego szarego kubka- jakim cudem on jeszcze się
nie rozbił?) i prawił mi kazania, jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, bo nie
dbam o własne zdrowie i powinienem trochę dłużej zostać w łóżku, w końcu nikt
nie miałby mi tego za złe, gdybym raz przyszedł parę godzin później. Zamilknął
na moment, gdy zwróciłem mu uwagę, która jest godzina. Spytał, czy przez ten
czas spałem. Odparłem, że próbowałem i wtedy on wznowił swe tyrady, złoszcząc
się, że powinienem wziąć dzień wolnego. Albo nawet dwa. I że on poradziłby
sobie przez ten czas ze wszystkim. Powstrzymałem się od komentarza, że gdybym
rzeczywiście zostawił komisariat pod jego zwierzchnictwem na dłużej niż 12
godzin, to po powrocie prawdopodobnie nie znalazłbym cegły stojącej na innej
cegle. Uwielbiałem Lee, ale ten człowiek był nieprzewidywalny w swojej
dziecinności.
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 13:40
Sam nie wiem, dlaczego
wziąłem ze sobą ten dziennik. Powinien leżeć sobie spokojnie na dnie mojej
szuflady, czekając aż wieczorem go wyciągnę, by zapisać swoje najskrytsze
przemyślenia. A tymczasem jest tutaj, na komendzie, narażony na kradzież ze
strony Hae. Gdyby ten chłopak go znalazł… Nawet nie chcę o tym myśleć. To zbyt
straszna perspektywa, jeśli mam być szczery.
Wbrew pozorom nie
jestem zbyt zmęczony. To znaczy, najchętniej położyłbym się do łóżka i nie
wychodził z niego przez tydzień, kompletnie zapominając o reszcie świata, o
Mortenie, jej obywatelach, którzy mieli za nic moje obawy, o hrabim, o
tajemniczej serii zgonów, o panu Draculi, o stale przybywających na moje biurko
aktach zgonu, o młodzieńcu o nazwisku Cho…
Weź się w garść,
Sungmin. To tylko kwestia przemęczenia. W końcu to nie jest normalne, żeby po
wymianie paru zdań coś z tyłu głowy szeptało, że hrabia jest w jakiś sposób
zamieszany w tą całą farsę. Ha! Chyba Donghae ma racje i rzeczywiście
powinienem wziąć parę dni wolnego.
Jestem wyczerpany. Nie
tylko fizycznie. Moja psychika… Czuję, że jeśli nie zrobię chociaż małego kroku
naprzód, to w końcu oszaleję.
Chociaż mógłbym
określić „krokiem naprzód” odnalezienie krwi na wstążce Mayi… prawda?
~*~
2 września 1898 roku,
godzina 15:20
Przed chwilą wpadł tu
Donghae, każąc mi, cytuję, ogarnąć burdel, bo zaraz przyjdzie tu nadinspektor.
Żeby było weselej, przyprowadzi gościa. Coś mi mówiło, kogo mogę się
spodziewać, ale postanowiłem nie zgadywać. Nigdy nic dobrego z tego nie
wychodzi.
No cóż, zaraz się
przekonamy.
~*~
W pomieszczeniu panował mrok, rozpraszany przez liche
światło nielicznych świec, poustawianych w dość dużych od siebie odległościach.
Wosk spływał leniwie po srebrnych świecznikach, znacząc je wąskimi, białymi
ścieżkami, by ostatecznie zastygnąć na troskliwie wypolerowanych kobiecą ręką
mahoniowych blatach. Płomienie rzucały
upiorne cienie, tańczące na ciemnofioletowych ścianach niczym podniecone upiory,
czyhające na swą ofiarę, aby zatopić w niej swoje spragnione życiodajnej krwi
kły.
Przy masywnych, drewnianych drzwiach, stała młoda kobieta.
Zdenerwowana, bawiła się materiałem swej jadowicie zielonej sukni. Misterna
fryzura rozpadła się, uwalniając z ciasnego koka kruczoczarne kosmyki,
zasłaniające otwarte szeroko oczy o ładnym, czekoladowym odcieniu, w których
obecnie gościła panika. Krwistoczerwone wargi drgały lekko, zupełnie jakby
miała się zaraz rozpłakać.
- Panie…- szepnęła cicho, wbijając wzrok w plecy stojącego
przy oknie mężczyzny
Nie patrzył na nią. Nie odpowiedział jej. Nie zareagował w
żaden sposób, jednak ona wiedziała, że jej słucha. Słucha i żąda wyjaśnień.
- Panie mój- ponowiła próbę, starając się zapanować nad
drżącym głosem- Panie ja przepraszam…
- Zamilcz – przerwał jej ostrzejszy niż brzytwa głos
Natychmiast zamknęła usta, starając się powstrzymać
napływające do oczu łzy.
Mężczyzna odwrócił się powoli, obdarzając kobietę pierwszym
tego wieczora spojrzeniem, pod którego wpływem miała ochotę wybuchnąć płaczem,
a potem zapaść się pod ziemię.
- Zawiodłaś mnie, Mario- powiedział, tym razem spokojnie, co
jednak wcale nie uspokoiło Marii
- Wiem…- szepnęła cichutko, mrugając gwałtownie, by ani na
sekundę nie stracić go z oczu- Proszę, wybacz mi…
- Miałaś ich pilnować.
- Wiem- powtórzyła łamiącym się głosem-, ale one tak bardzo
chciały się panu przypodobać, gdy pan wróci, hrabio…
- To nie usprawiedliwia ani ciebie, ani ich, Mario.
Głos hrabi był w tym momencie mroczniejszy od pokoju, w
którym się znajdowali. Mogła wyczytać z niego tak wiele- gniew, smutek, ale
przede wszystkim zawód. Przed tym ostatnim wzbraniała się najbardziej. Za nic
na świecie nie chciała go zawieść, a właśnie to zrobiła.
Maria zwiesiła potulnie głowę i skuliła się, czekając na
karę. Zasłużyła na nią i dobrze o tym wiedziała. Tak samo jak o tym, że jej pan
nigdy ich jej nie wymierzał.
O nie. Robił coś znacznie gorszego.
- Napraw to,
Mario. W najbliższych dniach chcę widzieć poprawę, zrozumiano?
- Tak… Tak, mój panie.