Annyeong!
Na początek muszę Was wszystkich przeprosić za trzymiesięczną
przerwę w publikacji Immortu. Nie wiem, jak to się stało...
Może potrzebowałam nieco odpocząć.
Mam dla Was dobre wieści!
Wiem, że moje obietnice dotychczas były niewiele warte ( :'< ),
ale tym razem ma mnie kto pilnować xD
Mam nową betę! Gang-aji unnie wie, co robić,
żebym pisała i wie, jak porządnie zbetować moje nędzne wypociny :D
Trzymajcie za nią kciuki, bo nie dość, że musi użerać się akurat
ze MNĄ (wyczuwam karę boską dla mojej unnie...), to jeszcze
Gang-aji nie lubi yaoi! xD A yaoi betuje, także... xDDD
Ale to były dobre wieści bardziej dla mnie.
Was zainteresuje pewnie bardziej fakt, że będę publikowała regularnie :D
Niestety, ze względu na fakt, że po wakacjach zacznę klasę maturalną (Shisusie... ;;;),
nie będę w stanie wstawiać nowych rozdziałów co tydzień.
Razem z moją nową betą uznałyśmy, że nowa notka co dwa tygodnie
będzie najlepszym wyjściem. Ja będę mogła spokojnie napisać rozdział bez strachu,
że nie zdążę na czas,
Gang-aji go zbetuje a Wy będziecie wiedziały, kiedy się czegoś spodziewać :D
Także, począwszy od dziś,
publikuję co dwa tygodnie w niedzielę.
Nie przedłużając- enjoy!
* * *
W Mortenie, pomimo
wczesnej godziny,
zapanował półmrok. Ciężkie deszczowe chmury przesłoniły słońce, niemal
całkowicie odcinając miasto od jego promieni. Ciemne masywy, płynące z wolna po
nieboskłonie, zapowiadały burzę. Cień przesuwał się po ulicy, odbierając
kolejnym budynkom cenne światło. Kwiaty na balkonach i w ogrodach zamknęły się,
uznawszy, iż nadeszła już noc. Zerwał się silny, porywisty wiatr, podwiewający
kobiece suknie, na co panie reagowały mniej lub bardziej donośnym piskiem
zaskoczenia. Niewiasty przytrzymywały dłońmi pokaźne kapelusze, nie chcąc, by
nagły podmuch porwał je w dal. Zwierzęta udały się do swoich kryjówek,
spłoszone nagłą zmianą pogody.
Sungmin
obserwował to wszystko przez okno w swoim gabinecie. Z pozoru wydawał się być
spokojny, jednak pod maską obojętności narastał niepokój. Mieszkał tu nie od wczoraj,
zdawał sobie więc sprawę, iż burze w tej okolicy bywały nieprzewidywalne i
wielce niebezpieczne, zwłaszcza o tej porze roku. Jesienią wszystko się
zmieniało. Każdy dzień był chłodniejszy od poprzedniego, noce stawały się coraz
dłuższe, drzewa zrzucały swe liście, które zaraz porywał zimny wiatr z północy.
Słońce, choć cały czas tak samo jasne, dawało coraz mniej ciepła, zmuszając
ludzi do wyciągnięcia cieplejszych płaszczy z czeluści swych szaf. Mężczyzna
zerknął na stojący nieopodal niewielki kalendarz. Uniósł brwi, zaskoczony, po
czym znów wyjrzał przez okno. Była
to zaledwie połowa września, za wczesna pora na taką zawieruchę.
- Na co tak
patrzysz?
Inspektor
podskoczył gwałtownie, z zaskoczeniem odwracając się w stronę intruza.
- Na miłość
boską, Donghae!
-
warknął, obdarowując przyjaciela pełnym rozdrażnienia spojrzeniem.- Nie
zachowuj się jak złoczyńca!
- Złoczyńca? -
powtórzył zdziwiony brunet. - Dlaczego jak złoczyńca? Przecież niczego
nie ukradłem…
- Jednak
zachowujesz się, jakbyś miał zamiar to zrobić. - starszy z nich westchnął ciężko i,
odwracając się od podwładnego, spytał - Masz coś dla mnie, czy jedynym
celem twojej wizyty było spowodowanie mojego zawału?
- Interesująca i
całkiem kusząca perspektywa, ale muszę cię rozczarować.- zaśmiał się cicho Hae. - Szef kazał przekazać ci całkiem
sporą stertę dokumentów do wypełnienia.
Sungmin zerknął
na swoje biurko i zdębiał.
- Od kiedy nadinspektor
to trzymał?
- jęknął, przesuwając wzrokiem po
pokaźnych rozmiarów stosie papierów- Wyglądają, jakby nikt ich nie dotykał od
miesięcy.
- Po części tak
właśnie jest.- Młodszy
mężczyzna wolnym krokiem podszedł do
biurka . - Te tutaj - przeciągnął palcem po znajdujących
się na górze sterty papierach
- są z ostatnich tygodni. Te - zjechał trochę niżej, pokazując
środek stosiku
- sprzed paru miesięcy, natomiast
pochodzenie tych u samego dołu sięga nawet pięciu lat wstecz. - Donghae wbił uważne i nieco
przestraszone spojrzenie w przyjaciela.
Inspektor
spoglądał z niepokojem na dokumenty u spodu sterty. Pięć lat temu… Mężczyzna
nie chciał do tego wracać. Za wszelką cenę starał się o tym zapomnieć, wyrzucić
z pamięci kaleczące
serce niczym cierń wspomnienie, jednak na darmo.
Prawie każdy wolny dzień, którego nie mógł zapełnić pracą, spędzał z Donghae.
Tamten miał jednak swoje życie, posiadał też innych przyjaciół, więc Sungmin
nie zamierzał mu nieustannie towarzyszyć, skazując na swoje, chwilami
męczące, towarzystwo. Dlatego wiele chwil
spędzał w samotności, otaczając się opasłymi tomiszczami. Nie, żeby mu to przeszkadzało
- kochał czytać. Z tym, że kiedyś
miał tę alternatywę, że jeżeli książka go znudzi, będzie mógł wyjść z domu,
pójść tam, porozmawiać… Do niego…
To się jednak
skończyło pięć lat temu i od tamtej pory Minowi pozostały jedynie książki i to przemożne uczucie pustki,
której sam Donghae nie był w stanie wypełnić.
- Nadinspektor
twierdził, że doszukał się pewnych nieścisłości…
- Rozumiem.-
odparł Sungmin, nie odrywając wzroku od dokumentów.
- Może mógłbym ci pomóc… - szepnął Donghae, z wahaniem
dotykając ramienia starszego- Zająłbym się częścią… Sungmin?
Młodszy Lee
pokiwał energicznie głową i podniósł część dokumentów, odkładając je na bok, by
dostać się do tych poniżej, tych najstarszych. Chwycił je w dłonie i, rzuciwszy
starszemu ostatnie zatroskane spojrzenie, skierował się do wyjścia. Zatrzymał
się jednak, gdy
usłyszał ciche:
-
Przepraszam…
- Za to, że
musisz to robić, chociaż to mój obowiązek. - skrzywił się lekko.- Za to, że je
ode mnie zabierasz, bo ja nie jestem w stanie na nie patrzeć. Dlaczego się
śmiejesz?
- Sungmin skierował wzrok na swego, trzęsącego
się ze śmiechu, podwładnego.
Młodszy Lee
zamrugał, usiłując powstrzymać łzy rozbawienia przed wypłynięciem na zewnątrz.
- A dlaczego
mnie przepraszasz?
- spytał, gdy był w stanie opanować
chichot.- Powinieneś mi dziękować! Śpiewać peany na cześć mojej
wspaniałomyślności i dobroci! Pisać wiersze ku mej czci, pisać telegramy do
rzeźbiarzy, by wykonali mój pomnik, który następnie postawisz w swoim ogródku i
będziesz się mu kłaniał, wieszając na mej kamiennej szyi girlandy kwiatów…
Z każdym
kolejnym zdaniem kąciki ust Mina stopniowo unosiły się, gdy na jego twarz
wpływał nieśmiały uśmiech. Zaśmiał się cicho, kiedy młodszy postanowił
zademonstrować, jak powinien tańczyć przed jego rzeźbą i płaszczyć się,
składając mu hołd.
- Powinieneś się
również przebrać za kapłankę ze starożytnej greckiej świątyni!
- Tak,
zdecydowanie.
- uśmiechnął się starszy Lee.
Podszedł do przyjaciela i pieszczotliwie potargał mu włosy. - Dziękuję, Donghae.
- Tym bardziej
jestem ci wdzięczny. Robisz to dla mnie tak bezinteresownie…
- Aczkolwiek nie
obraziłbym się za ten pomnik… - Wtrącił młodszy Lee.
- Idź już. - zaśmiał się inspektor, wypychając
podwładnego za drzwi.
Uśmiech
spłynął z jego twarzy, gdy przyjaciel opuścił pomieszczenie. Detektyw naprawdę
czuł się nieswojo z tym, że zrzucał część obowiązków na swego podwładnego. Nie
był to oczywiście pierwszy taki przypadek, gdyż Sungmin chętnie dzielił się
swoją pracą z przyjacielem, który, zdaniem inspektora, często sprawiał wrażenie
wielce znudzonego i
rozproszonego. Dlaczego więc starszy miałby nie wypełnić mu wolnego
czasu, przeznaczonego na pracę na komisariacie?
Tak,
Min przeważnie nie miał skrupułów, by zawalać Hae dodatkowymi zajęciami, przy
okazji odciążając nieco samego siebie… Jednakże ta sytuacja była zgoła inna.
Stróż
prawa podniósł pierwszy plik dokumentów, które miał przejrzeć. Nie doszukując
się żadnych nieprawidłowości, po chwili złożył
na ostatniej stronie swój podpis, i sięgnął po kolejną teczkę, sukcesywnie powracając
pamięcią do minionych, zamkniętych lub wciąż nierozwiązanych, spraw. Każda z
nich stawała mu przed oczyma, zupełnie jak projekcja filmowa oglądana w kinie. Do
im dalszych wydarzeń sięgał pamięcią, tym większe odczuwał wyrzuty sumienia.
Czuł
się jak tchórz; nędzny, przestraszony młodzieniec, uciekający od
rzeczywistości, unikający przeszłości. Na litość boską, pomyślał
Sungmin, jestem już dorosłym, poważnym mężczyzną! Poradzę sobie!
Gdy
uporał się z ostatnimi aktami, podniósł się ze swego miejsca za biurkiem i,
uprzednio odłożywszy dokumenty na przeznaczone im miejsce, skierował się do
drzwi. Ledwie jednak wyciągnął dłoń w kierunku klamki, ta przekręciła się i do
gabinetu wkroczyła jedna z młodych sekretarek. Na widok przełożonego stojącego
tak blisko niej, oblała się głębokim rumieńcem, wyraźnie zmieszana.
-
Pan Lee prosił, by je panu przekazać, inspektorze. – powiedziała cichutko,
wyciągając w jego stronę dokumenty, które wcześniej zabrał od niego Donghae –
Sam niestety nie mógł się do pana pofatygować. Musiał zająć się niespodziewanym
gościem, więc poprosił, żebym zrobiła to za niego, a ja się zgodziłam, ponieważ
akurat miałam wolną chwilę
i…
-
Już dobrze, Saro, dziękuję. – Sungmin powstrzymał słowotok zdenerwowanej młodej
sekretarki i odebrał od niej papiery, uśmiechając się przy tym uspokajająco.
-
Może zrobię panu kawy? – zaproponowała, odetchnąwszy z ulgą, gdy
inspektor odsunął się od niej, by
położyć dokumenty obok reszty.
-
Zostałaś po godzinach, tak? – dziewczyna przytaknęła. – Więc idź już
do domu. Ja też za chwilę wychodzę, tylko coś jeszcze sprawdzę. A na kawę
czekam jutro z samego rana. – dodał szybko, widząc zawód w oczach Sary.
-
Dobrze, proszę pana. Do jutra! Miłej nocy!
-
Dobranoc, Saro. – sekretarka dygnęła i posyłając mu ostatni uśmiech, opuściła
pomieszczenie.
Lee
pochylił się nad starszymi aktami, które po chwili wahania postanowił mimo
wszystko przejrzeć. To nie tak, że nie ufał młodszemu koledze, jednak wolał wszystko
sprawdzić sam. Być może Donghae coś przeoczył, jakiś istotny szczegół, który
mógłby pomóc w zamknięciu jednej z nierozwiązanych dotąd spraw…
-
Czy każda z tutejszych sekretarek ma do pana taki stosunek, inspektorze?
Sungmin
odwrócił się i na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech.
-
Nie mamy ich wiele -odparł, nieco rozbawiony, po czym dodał – ale odpowiadając
na pańskie pytanie, hrabio, to nie, nie każda.
Hrabia
Dracula, oparty nonszalancko o framugę drzwi, wbijał spojrzenie w stojącego
przed nim stróża prawa. W jego oczach igrały ogniki, a na ustach majaczył
niewielki uśmieszek. Długi po same kostki beżowy płaszcz nadawał szlachcicowi
powagi, natomiast przechylona na bok głowa sprawiała zgoła odwrotne
wrażenie. Sungmin owi przemknęło
przez myśl, iż nie potrafi określić, jakiego pokroju jest jego rozmówca.
Dojrzały mężczyzna? Dziecko w ciele dorosłego? Nieprzewidywalny szaleniec? Lee
natychmiast pozbył się ostatniej myśli. Cho wzbudzał zaufanie, a on zna się na
ludziach. Potrafi wyczuć, czy ktoś jest dobrą osobą, czy też oszustem.
-
Coś się stało? – głos Kyuhyuna wyrwał detektywa z rozmyślań. Mężczyzna rzucił
szlachcicowi pytające spojrzenie. – Tak się pan we mnie wpatrywał…
-
Usiłowałem pana rozgryźć, hrabio - odparł zgodnie z prawdą Min.
-
Doprawdy? – zakpił Dracula. – I jak, udało się?
-
Jest pan twardym orzechem do zgryzienia. – przyznał Lee.
-
To samo mogę powiedzieć o panu, inspektorze. – Cho zamilkł a chwilę, po czym
dodał – Jednakże wiem, jak temu zaradzić.
-
Naprawdę?
-
Owszem. W końcu obiecałem panu wino – uśmiechnął się po nosem Kyuhyun – a cóż
innego stwarza lepszą atmosferę do odbycia szczerej rozmowy niż lampka dobrego,
czerwonego wina?
Sungmin
zaśmiał się na to stwierdzenie, przenosząc akta do przeznaczonej na nie szafki.
Zamknąwszy drzwiczki na klucz, który ukrył w kieszeni swoich spodni, odwrócił
się do oczekującego jego odpowiedzi gościa.
-
Lampka dobrego, czerwonego wina plus smaczny, krwisty stek? – zaproponował
inspektor, spoglądając z nadzieją na towarzysza. Od rana nie miał nic w ustach.
-
Krwisty stek? O każdej porze dnia i nocy – Minowi nie umknął osobliwy błysk w
oczach hrabiego.
-
Aż tak bardzo przepada pan za mięsem? – spytał inspektor, gdy wspólnie
opuszczali komisariat.
-
Jak każdy mężczyzna, panie Lee.
Silny
podmuch chłodnego powietrza uderzył w obu mężczyzn, gdy znaleźli się na
zewnątrz. Zmrużywszy oczy, by nie dostał się do nich żaden pyłek, ruszyli w
stronę najbliższej restauracji. Ich płaszcze powiewały na wietrze, sprawiając,
iż stojącemu z dala obserwatorowi przypominaliby jakieś zjawy, mroczne mary
czyhające na zbłąkane dusze.
Towarzysze
podnieśli kołnierze wierzchniego odzienia, osłaniając wrażliwe szyje przed
zimnem. Sungmin skulił się nieco, nie chcąc niepotrzebnie tracić ciepła. Nie
spodziewał się tak nagłej zmiany pogody, więc cieplejsze okrycie zostawił w
domu, leżące gdzieś w czeluściach jego szafy. Zaklął cicho pod nosem,
wyrzucając sobie brak przezorności.
Detektyw
podskoczył w miejscu, czując palce zaciskające się na jego przedramieniu.
Zerknął na stojącego obok hrabiego. Mężczyzna zatrzymał go przy wejściu do
restauracji, gdy Lee, zbyt rozproszony przez własne myśli, bezwiednie chciał
podążyć dalej. Po chwili dłoń zniknęła, a oni sami ściągali płaszcze, otuleni
ciepłem panującym we wnętrzu budynku.
Dracula
poprowadził Sungmina do stolika położonego w najdalszym zakątku restauracji.
Gdy tylko zajęli swoje miejsca, u ich boku pojawił się kelner,gotowy przyjąć
ich zamówienie.
-
Prosimy dwa steki i najlepsze czerwone wino, jakie jest nam pan w stanie zaoferować
- powiedział Kyuhyun, nie spoglądając nawet na ofiarowaną mu kartę dań.
-
Jakie życzą sobie panowie steki? – spytał kelner, skrupulatnie notując wszystko
w swoim notesie.
-
Dla mnie średnio wysmażony – odparł Min.
-
A dla pana?
-
Krwisty.
Chłopak,
ukłoniwszy się, oddalił się w stronę kuchni. Inspektor spojrzał na towarzysza,
zaintrygowany.
-
Zatem preferuje pan krwiste steki?
-
Im więcej krwi, tym lepiej – uznał hrabia. – Zatem pracuje pan w policji od
pięciu lat?
-
Zgadza się. Zaczynałem od niskiego stanowiska, jednak byłem uparty i dziś
cieszę się posadą inspektora. Dziękuję. – rzucił w stronę nalewającego mu wina
kelnera.
-
To dość niespotykane - stwierdził Cho, przyglądając się czerwonemu trunkowi,
uwięzionemu w kryształowym kieliszku – by zwykły, proszę mi wybaczyć, policjant
w tak krótkim czasie wspiął się tak wysoko. Jak pan tego dokonał?
-
Nie poddawałem się. Zależało mi na tej pracy bardziej niż na czymkolwiek innym,
więc nie mogłem pozwolić komuś innemu na objęcie tej posady.
-
Słyszałem od nadinspektora Smitha, że wykazał się pan podczas jednej z
niezwykle niebezpiecznych akcji. To prawda? – zapytał wyraźnie zaintrygowany
szlachcic.
Min
skrzywił się nieco na to pytanie. Domyślał się, że może ono paść, ale nie, że
tak szybko. Nie zdążył się na nie psychicznie przygotować, choć w duchu zdawał
sobie sprawę, że nigdy nie byłby w stanie na nie spokojnie odpowiedzieć.
-
Prawdą jest, że pomogłem moim przełożonym, za co zostałem później nagrodzony –
Lee, zamiast patrzeć na towarzysza, wbił wzrok we własne palce, przesuwające
się wzdłuż nóżki kieliszka – jednak nie odczuwam dumy na wspomnienie tamtych
dni.
-
Dlaczego?
-
Ponieważ zginął człowiek, który powinien stanąć przed sądem. Ach, nasze steki.
Cho,
widząc iż jego rozmówca nie ma najmniejszego zamiaru pociągnąć dalej tematu,
rzucił luźną uwagę na temat serwowanego w owej restauracji jedzenia. Inspektor
chętnie podjął temat, pragnąc odciąć się od bolesnych wspomnień.
-
Mieszkam tu od dziecka, a nie pamiętam ani jednej pańskiej wizyty w Mortenie. –
zauważył Sungmin, krojąc leżące przed nim mięso.
-
Pojawiłem się tu może raz czy dwa – odpowiedział hrabia, przełknąwszy kolejny
ociekający krwią fragment wołowiny. – Pierwszy raz, gdy musiałem podpisać
odpowiednie dokumenty, drugi, kiedy wystąpiły pewne problemy w związku z
remontem. Obie wizyty miały miejsce późną nocą.
-
Rozumiem. Wygląda pan na bardzo młodego, może nawet młodszego ode mnie –
zaśmiał się Min – ale wysławia się pan niczym mający swoje lata uczony.
-
Powinienem to odebrać jako komplement czy obrazę, panie inspektorze? –
zażartował szlachcic.
-
Zdecydowanie jako pochwałę. – W restauracji rozbrzmiał głośny śmiech mężczyzn.
Przez
następne minuty w ciszy oddawali się konsumpcji zamówionego przez nich dania,
nie mogąc nadziwić się perfekcji smaku spożywanego mięsa, które wręcz
rozpływało się w ustach.
-
Od pewnego czasu intryguje mnie – napomknął Sungmin – dlaczego preferuje pan,
hrabio, gdy zwraca się do pana nazwiskiem matki.
Kyuhyun
otarł usta rąbkiem serwetki.
-
Mam złe wspomnienia związane z ojcem – odparł. – Tak naprawdę nie ma o czym
mówić. Klasyczny przypadek rodzica z przerostem ambicji, traktującego swoje
dzieci jak służących, którzy bez mrugnięcia okiem mają wykonywać jego
polecenia, inaczej czeka je dotkliwa kara. Innymi słowy, zwyczajny tyran –
podsumował, starając się ukryć błysk bólu w oczach.
-
Przykro mi – mruknął Sungmin.
-
Nie trzeba, ale dziękuję.
Godzinę
później, gdy kelner zabierał puste talerze, a jego współpracownik ponownie
wypełniał kieliszki najlepszym czerwonym winem, Dracula niby od niechcenia
zapytał:
-
Jakiś czas temu wspominał pan, że ma do czynienia z tajemniczą i trudną sprawą
– Cho powąchał trunek – co to było?
-
Ach… - nieco podchmielony stróż prawa podparł ręką brodę, mając gdzieś maniery
zakazujące trzymania łokci na stole. – Chodziło o to, że dużo całkowicie
zdrowych osób ginie bez sensu na ulicach, a moje biurko zalewają nekrologi…
-
Jakieś teorie? – Kyuhyun przechylił delikatnie naczynie, ponownie smakując
wybornego wina. Jego oczy, mimo krążącego w krwioobiegu alkoholu, bacznie
obserwowały towarzysza.
-
To na pewno nie epidemia, inaczej połowa miasta już dawno padłaby trupem –
westchnął ciężko inspektor – Jak już mówiłem, byli zdrowi, tylko…
-
Tylko?
-
Tylko nagle ich dusze postanowiły pożegnać się z tym światem i opuściły ciała –
warknął Sungmin – Ktoś musiał im w tym pomóc, nie ma innego wyjścia! – w
przypływie złości uderzył pięścią w stół.
-
Ostrożnie, wyleje pan wino. -Cho przytrzymał przez moment butelkę, spodziewając
się kolejnych wybuchów złości, które na szczęście nie nastąpiły. – Nie próbował
pan zaprząc ludzi z komisariatu do pracy?
-
Próbowałem, ale nikt mnie nie chce słuchać! Nikt! – podkreślił, gestykulując
żywo dłonią. – Tylko Donghae słucha moich teorii, ale co z tego, skoro nie
bierze ich na poważnie?
-
Nikt panu nie wierzy, tak? – chciał się upewnić Dracula. – Dosłownie nikt?
Detektyw
pokiwał głową, zrezygnowany.
-
Najpierw nazywają mnie bohaterem, a teraz śmieją się za moimi plecami. – Min
podniósł pełen smutku wzrok na Kyuhyuna. – Jedynie pan mi wierzy. Bo wierzy
pan, prawda?
-
Tak, oczywiście. – uśmiechnął się szeroko Cho, po czym dodał tylko dla siebie
słyszalnym szeptem – Skoro wiem, kto to robi, to dlaczego mam nie wierzyć?
Świetny rozdział! Aż żal czekać całe dwa tygodnie na następny! Ale warto. Wiem, że warto, bo jakby nie patrzeć śledzę Twoje opowiadanie od samego początku. Wybacz, że moje komentarze są takie krótkie, ale czasami ciężko mi dobrać słowa, aby wyraziły mój szacunek do Twojego talentu i stylu tworzenia. W każdym razie - czekam na więcej! :))
OdpowiedzUsuń