niedziela, 26 października 2014

S.P.Y - rozdział 6

Ten rozdział jest dłuższy. Ot, taka mała rekompensata za poprzedni ^^
Mam nadzieję, że spodoba wam się to, co dla Was szykuję w tym opowiadaniu :3
Enjoy!
Ps Przypominam o ankiecie z boku strony.

* * *



Dzień chylił się ku wieczorowi. Słońce znikało z wolna za horyzontem, jakby w charakterze pożegnania rzucając miastu ostatnie, krwistoczerwone promienie swego światła. Po niebie płynęło zaledwie kilka chmur, co sprawiało, że niejedna osoba zatrzymała się na moment, ciesząc oczy istną feerią barw na nieboskłonie. Żadna żywa, rozumna istota nie mogła przejść obok takiego zjawiska obojętnie.
Oczywiście pod warunkiem, że nie spędzała ostatnich minut dnia zamknięta na cztery spusty w mieszkaniu, nie zasłoniła każdego okna, do którego miała dostęp i nie zajmowała się opróżnianiem wszystkich szaf i szuflad, lokując ich zawartość na podłodze.
Kyuhyun się starał, naprawdę starał. Robił wszystko, co w jego mocy, by skupić się na czekającym go zadaniu. Układał sobie w głowie listę potrzebnych ubrań i broni, chcąc być gotowym na wszystko. Wyrzucił dosłownie każdy rodzaj odzieży na dywan, dzięki czemu pokój sprawiał wrażenie, jakby przeszło po nim tornado, poprzedzone przez trzęsienie ziemi i lawinę. Zrobił bajzel, niedługo po tym starając się go uporządkować. Nawet ugotował sobie kolację i ją potem zjadł! Wszystko po to, by nie zacząć od nowa warczeć na swój, pożal się Boże, szczęśliwy los, który postawił na jego drodze pewnego gnojka. Znowu.
Agent nawet nie próbował ukrywać swojej złości, gdy opuszczał budynek kwatery głównej, plując jadem w każdą napotkaną osobę. Kilku innych szpiegów rzuciło mu zaskoczone spojrzenia, inni wściekłe, paru nawet chciało dać mu w pysk, ale coś w oczach 013 przekonało ich do zmiany zdania. I słusznie, bo Cho by się nie powstrzymywał i kto wie, czy nie skończyłoby się na więcej niż kilku rozległych siniakach.
Młody mężczyzna lawirował między rozrzuconymi koszulami, koszulkami, spodniami i całą resztą ubrań, z których stworzył w swej sypialni artystyczny burdel. Cóż, jakby się uparł, to mógłby stwierdzić, że ten bałagan jest swego rodzaju sztuką.
Kyu podniósł jeden z t-shirtów, otrzepał go, zmierzył wzrokiem i, wzruszając ramionami, włożył do rozłożonej na łóżku walizki, uprzednio składając w kostkę. Podobnie postąpił z większością zalegającej na ziemi odzieży, resztę wkładając z powrotem na półki. Spojrzał krytycznym wzrokiem na swoją torbę.
- Dlaczego ten kretyn nie mógł mi przysłać cholernego planu? – prychnął, po chwili kierując się w stronę łazienki.
Powodem, dla którego Kyuhyun opuścił bazę w takim a nie innym stanie psychicznym nie była wizyta Jongwoona na strzelnicy. O ile młodszy szpieg wolałby go unikać przez resztę swojego życia, o tyle bardzo szybko musiał przełamać swe opory i go poszukać. Mężczyzna oświadczył, że z samego rana lecą do Busan, jednak nie powiedział nic więcej. 013 wiedział od Leeteuka, że ich cel znajduje się poza granicami kraju, więc Busan najprawdopodobniej stanowiło jedynie przystanek w podróży. Poza tymi szczątkowymi informacjami, Kyuhyun nie wiedział absolutnie nic, a starszy agent na pytanie, co powinien ze sobą zabrać, odparł: „Wszystko, co dasz radę unieść.”
- Tak, kurwa, zabiorę telewizor, żeby nie musieć oglądać twojej paskudnej mordy – warknął pod nosem, nieco zbyt brutalnie wpychając szczoteczkę do zębów do swojej kosmetyczki.
Przeklinając pod nosem Jongwoona, Leeteuka, siebie, króla Edypa i los, który najwyraźniej postanowił sobie z niego zakpić, Kyu w końcu zasunął zamek swej walizki i postawił ją pod ścianą, gdzie miała czekać do rana. Sam wziął długi prysznic, napawając się czystą, ciepłą wodą i zapachem ulubionego żelu pod prysznic, nie wiedząc, jak długo będzie tego pozbawiony.
Kilkanaście minut później opuścił łazienkę, wycierając ręcznikiem nadal ociekające wodą włosy. Kyu rzucił go na krzesło, by wysechł, nastawił budzik na odpowiednią godzinę i wsunął się pod kołdrę.
Po chwili zasnął.

*
~ 6 lat wcześniej ~

Tak lekko. Błogo. Spokojnie. Kyuhyun pławił się w uczuciu, jakie nagle ogarnęło jego ciało. Nie wiedział nawet, kiedy to się stało, ale był z tego powodu niezwykle zadowolony. Odetchnął w duchu. Jak dobrze…
- Kyuhyun-ah… Obudź się – usłyszał jak przez mgłę.
- Zostaw go.
Popieram, przemknęło mu przez myśl.
- Nie mogę…
- Daj mu spokój, niech śpi.
- Ale…
- Zobacz na niego, wygląda jak zombie. – To nie było miłe. - Niech się wyśpi.
- Tutaj nie może, przecież wiesz!
- Kogo to obchodzi, gdzie on sypia? Na pewno nie mnie.
- A powinno!
- Niby z jakiej racji?
- Z takiej, że jak się zaraz nie zamkniecie, to tak wam przywalę, że was rodzona matka nie pozna – warknął student, zerkając na wyrywających go z pogranicza snu i jawy chłopaków.
- Yah, mógłbym cię pozwać za napad! – odrzekł Ryeowook, brzmiąc na zbulwersowanego, ale mimo wszystko lekko uśmiechając się do młodszego kolegi.
- Chcę zobaczyć, jak próbujesz.
Jongwoon obserwował przyjaciół, rozbawiony ich przekomarzaniem. Cieszył się, że Wookie, mimo początkowych obiekcji, zaakceptował najmłodszego. Starszy Kim wiedział, że Ryeo najzwyczajniej w świecie się o niego troszczy i doceniał to. On sam nigdy w życiu by go nie opuścił.
Najstarszy przeniósł wzrok na nadal leżącego na ławce Kyuhyuna. Młody Cho postanowił dać sobie spokój z następnymi zajęciami i zdrzemnąć się na jakiejkolwiek płaskiej powierzchni na korytarzu, a oni uznali za stosowne go przypilnować.
Kąciki jego ust wygięły się nieznacznie do góry. Polubił tego aroganckiego smarkacza i z nim także nie zamierzał się rozstawać.
Jongwoon wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał najmłodszego chłopaka po głowie. Ten spojrzał na niego nieco zdziwiony.
- Śpij sobie, Kyunnie. Śpij.

*

Kyuhyun poderwał się gwałtownie, gdy budzik na szafce nocnej zadzwonił, dotkliwie raniąc jego uszy. Szybko go wyłączył i otarł spoconą twarz dłonią.
Dlaczego mi się to przyśniło, zachodził w głowę, skoro to było tak dawno? Dlaczego muszę o tobie śnić?
Chciał zapomnieć. Wymazać z pamięci każdą chwilę, którą z nim spędził, pozbyć się wszystkich pozytywnych wspomnień. Pragnął go nienawidzić, tak jak to robił przez pewien czas po tym, jak Kim…
Mężczyzna potrząsnął głową, chcąc przestać o tym rozmyślać. Niczego dobrego mu to nie przyniesie, a jedynie podniesie ciśnienie i sprawi, że znowu straci nad sobą kontrolę. Odrzucił kołdrę na bok i zszedł z łóżka. W łazience umył szybko twarz i zęby, uczesał się i ubrał w przygotowane poprzedniego dnia ubrania. Zarzuciwszy na ramiona kurtkę, chwycił za rączkę walizki i, rzuciwszy ostatnie spojrzenie swemu mieszkaniu, wyszedł.
O czwartej nad ranem większość miast jeszcze śpi. Ruch uliczny zamiera niemal całkowicie, sklepy są pozamykane, a na ulicach nie ma żywego ducha, poza starymi pijaczynami, których sens życia zawiera się w leżącej obok uda butelki wódki.
W Seulu wyglądało to zgoła inaczej. Samochody i taksówki nieustannie gnały po ulicach miasta, młodzież i podchmieleni dorośli oblegali nadal otwarte bary i restauracje, a chodniki z trudem mieściły przemieszczającą się na piechotę ludność. Mimo to było jednak spokojniej niż w dzień. Dzięki temu Kyuhyun mógł z łatwością złapać jedną z taksówek i kazać zawieść się na lotnisko.
Ustawiając się w kolejce do odprawy bagażowej, agent nawet nie próbował rozglądać się za swym, pożal się Boże, partnerem. I, bynajmniej, nie chodziło o niechęć, jaką go darzył, a o najzwyklejszą w świecie znajomość procedur.
Szpiedzy, którzy wybierali się na wspólne misje, unikali podróżowania razem. W miarę możliwości wybierali różne środki transportu, a w wyznaczonym miejscu pojawiali się w pewnych odstępach czasu. Wszystko, byle wróg nie dodał dwa do dwóch i nie zrozumiał, że jest na celowniku. Nikt nie mógł ich ze sobą powiązać, chyba że akcja tego wymagała. Tak czy inaczej, większość agentów wolała nie ryzykować zdemaskowania. Żaden nie chciał stracić głowy i wąchać kwiatków od spodu.
Tym większe było zdumienie Kyuhyuna, gdy ujrzał opartego o przeciwległą ścianę Jongwoona, spoglądającego na niego wymownym wzrokiem. Młodszy mężczyzna zacisnął wargi, rozumiejąc przekaz.
Podejdź tu.
Po okazaniu odpowiednich dokumentów i przekazaniu swego dobytku w odpowiednie ręce, Kyu niechętnie podążył w stronę starszego szpiega.
- Ja wiem, że dalej jesteśmy w Seulu, ale procedury to procedury – oznajmił na „dzień dobry”, rozglądając się dyskretnie na boki.
Jongwoon uniósł brwi w geście zaskoczenia.
- Od kiedy przejmujesz się zasadami, Kyuhyunnie?
- Od próby zamordowania mnie w Marakeszu – odwarknął, wymijając starszego mężczyznę, na którego twarzy wymalowany był szok.
- Jak to „próby zamordowania”? Kiedy to się…
- Niecałe trzy lata temu i daj mi święty spokój. Nie zamierzam z tobą rozmawiać częściej, niż to konieczne.
004 jednak nie zamierzał się poddać.
- Dlaczego do tego doszło? – drążył, a Kyuhyun prychnął, zdenerwowany.
- Głupota nowicjusza i ignorowanie mających sens reguł – nagle zatrzymał się i obrócił w stronę swego hyunga, mierząc go groźnym spojrzeniem. – Nie mam zamiaru przez ciebie zginąć, Kim Jongwoonie, nie zamierzam dać się nawet skaleczyć w mały palec u nogi, więc z łaski swojej zacznij przestrzegać zasad, mających utrzymać nas przy życiu! – Ruszył dalej.
Jongwoon zamilkł i nie odezwał się aż do momentu wejścia na pokład samolotu. Ku uciesze Kyuhyuna, zajął miejsce daleko za nim, w pobliżu toalety. I dobrze, pomyślał złośliwie 013, niech mu śmierdzi, pacan jeden.
Podróż nie trwała długo. Zanim się obejrzeli, stewardessy dziękowały im za wybranie ich linii lotniczych i zapraszały do ponownego skorzystania z ich usług. Oni odwdzięczyli się jedynie zdawkowymi uśmiechami.
Odebrawszy swoją walizkę, Kyu stanął w pobliżu wyjścia z lotniska, czekając na swojego towarzysza. Mimo wszystko nie znał planu i nie wiedział, czego dotyczyła ich misja w tym mieście.
- Musimy coś znaleźć – oznajmił Kim, ciągnąc za sobą swój bagaż i nakazując partnerowi spojrzeniem, by podążył za nim.
- Co konkretnie?
- Pendrive’a. To bardzo ważne, bez niego nie ruszymy dalej. – Mężczyzna pomachał w kierunku taksówek. Gdy jedna z nich skierowała się w ich stronę, Jongwoon podał młodszemu niewielki świstek papieru. – Złap drugą i jedź w to miejsce. Tam się spotkamy.
- Dobra.
Kim podał taksówkarzowi swoja walizkę po czym wsiadł do pojazdu, nie zaszczycając Kyu nawet jednym spojrzeniem. Nie, żeby mu zależało na uwadze starszego, co to, to nie. Miał go daleko i głęboko w Rowie Mariańskim. W ogóle go nie obchodziło, czy mężczyzna na niego patrzy, czy też wręcz przeciwnie. Ba, ignorancja była mu na rękę. Sam zamierzał tak postępować.
- Ukończymy zadanie i zniknie z mojego życia raz na zawsze. – szepnął do siebie, podchodząc do taksówki i starając się zignorować specyficzne ukłucie w sercu.
Kyuhyun ułożył się wygodnie na swym siedzeniu, z niemałym zaciekawieniem obserwując krajobraz za oknem. Nie był agentem od wczoraj, jednak mimo wielu misji, w których brał udział, jeszcze nigdy nie wysłano go do Busan. Tak na dobrą sprawę, był to jego pierwszy raz w tym miejscu. Mężczyzna uśmiechnął się na tę myśl, jednak kąciki jego ust powędrowały w dół tak szybko, jak przypomniał sobie, z kim tu przyjechał.
Cho zapłacił kierowcy i odebrał swoje rzeczy z bagażnika, w duchu przysięgając sobie profesjonalizm. Przecież był Cho Kyuhyunem, agentem 013. Żaden kretyn z przeszłości nie będzie w stanie wyprowadzić go z równowagi.
- Kyuhyun-ah, tutaj! – usłyszał i skrzywił się, zdegustowany.
No, może poza pewnym indywiduum.
Ogarnij się, nie chcesz trafić za kratki za morderstwo, zrugał się w myślach, po czym ruszył w kierunku partnera.
- Kawiarnia? – spytał, siadając na miejscu naprzeciwko bruneta. – Bardziej na widoku się nie dało?
- To najlepsza kawiarnia w całym mieście – powiedział Jongwoon. – Pomyślałem, że skoro to twój pierwszy raz tutaj, koniecznie powinieneś ją odwiedzić.
Kyu zamarł, wpatrując się z widocznym szokiem w Kima. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego to powiedział. Czytał mu w myślach? A może zwyczajnie…
- Pamiętam – rzekł cicho, patrząc na młodszego z dziwną łagodnością w oczach. – Pamiętam wszystko, Kyuhyunnie. Wszystko…
Nie odpowiedział, chociaż chciał. Pragnął roześmiać mu się w twarz, obrzucić obelgami, a potem, przybierając minę rasowego pokerzysty, poinformować go, jak niewiele dla niego znaczą on i jego słodkie słówka.
Chciał, ale nie potrafił.
Czuł się, jakby gula utknęła mu w gardle i sukcesywnie rosła, zatykając mu drogi oddechowe i sprawiając, że zaczynał się dusić. Kyu przełknął ślinę, nagle uświadamiając sobie, że od rana nie miał nic w suchych i łaknących choćby kropli wody ustach.
- Pamiętam wszystko, co mi mówiłeś – powtórzył Jongwoon, uśmiechając się delikatnie. – I nigdy tego nie zapomnę.
Kyuhyun wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Nie widział tej twarzy całe wieki, zdążył już o wszystkim zapomnieć, a on nagle zjawia się znikąd, zabiera go na akcję szpiegowską, poprzedzoną wizytą w „najlepszej kawiarni w mieście”, prawiąc miękkie frazesy rodem z ociekającej lukrem dramy dla nastolatek. Młodszy mężczyzna czuł, jak rośnie mu ciśnienie i to nie z powodu podniecenia. Do tego bardzo dużo mu brakowało.
- Proszę o przedstawienie mi planu działania, panie Kim – powiedział lodowatym tonem Cho.
- Kyuhyunnie…
- Żaden „Kyuhyunnie” – przerwał mu. – Mam na imię Cho Kyuhyun, panie Kim. Proszę się do mnie zwracać formalnie. Nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Kyuhyun…
- Jest mi pan obcy, panie Kim. – Kyuhyun obdarzył starszego beznamiętnym, chłodnym spojrzeniem. – Nic nas nie łączy. Nic.
Jongwoon milczał przez moment, lustrując wzrokiem swego towarzysza, który dzielnie wytrzymywał jego spojrzenie. Po chwili starszy agent westchnął ciężko i sięgnął do leżącego obok krzesła plecaka.
- Dobrze więc –odparł, unikając patrzenia partnerowi w oczy – to nasz cel. Czterdzieści pięć lat, wdowiec i dwukrotny rozwodnik, ojciec gryzącego piach syna.
- Mafia? – chciał wiedzieć 013.
Kim pokręcił głową.
- Gorzej. Nasz były agent.
Kyuhyun uniósł brwi, zaskoczony.
- Jest od nas? Dlaczego…
- Był – sprostował 004, podając młodszemu koledze zdjęcie byłego szpiega. – Wyrzucono go za przekręty finansowe. Kradł państwowe pieniądze, korzystając ze swojej pozycji.
- Dlaczego go nie zamknęli?
- Zamknęli, ale uciekł.
- Widać nie zastosowano wystarczających środków ostrożności. – Cho wpatrywał się uważnie w fotografię, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów jego twarzy. – Wspominałeś coś o jakimś pendrive’ie…
- Nosi go na szyi, na łańcuszku. – Poinformował Jongwoon. – To taki typ człowieka, który…
- Który sam pcha się w nasze ręce – dokończył Kyuhyun, uśmiechając się złowieszczo pod nosem. Widząc pytający wzrok partnera, skinął głową w stronę ulicy.
Miejsce, na którym stała kawiarnia, w której się właśnie znajdowali, było nieco strome i wyraźnie sprawiało problem samotnemu rowerzyście, w skupieniu przemieszczającemu się zygzakiem pomiędzy krawężnikiem a mknącymi obok autami. Mężczyzna od stóp do głów oblany był potem, jego twarz przybrała buraczany odcień, co w połączeniu z mokrą koszulką, uwydatniającą piwny brzuszek, tworzyło dość nieciekawy obrazek.
- Mamy go zlikwidować czy tylko odebrać pena? – chciał wiedzieć Cho.
- Przechwycić pendrive’a – odpowiedział Jongwoon. – Strzelać tylko w przypadku, gdyby miał ze sobą broń i próbował jej użyć.
- Nie wygląda na uzbrojonego. – uznał młodszy, na co starszy pokiwał głową.
- Więc tylko go ogłuszymy. Chodź. – Brunet wstał, chwycił swój plecak i ruszył za zlanym potem mężczyzną na rowerze.
- A co z walizkami?
- Właściciel się nimi zajmie, to mój znajomy. Idziemy – powtórzył.
Kyuhyun zerknął na swoją torbę i podążył za starszym agentem, pozostając nieco w tyle.
Szpiedzy śledzili zbiega, który w dalszym ciągu męczył się ze stromym wzgórzem. Były agent ostatecznie zszedł z roweru i włączył się do ruchu na chodniku, prowadząc swój pojazd. Co jakiś czas zatrzymywał się na kilka sekund, nabierał powietrza do płuc i szedł dalej. Gdy skręcił w jedną z bocznych uliczek, 004 spojrzał przez ramię na Kyuhyuna, wzrokiem nakazując mu iść za nim. On sam podążył kawałek dalej.
013 przystanął na moment przy wejściu do zaułka, rozejrzał się wokoło, jak gdyby podziwiając miasto, po czym odwrócił się na pięcie i wcisnął się między budynki.
Czterdziestopięciolatek stał oparty o rozpadającą się ścianę, dysząc ciężko i ocierając twarz dłonią, co sprawiło, że stała się jeszcze brudniejsza i bardziej odrażająca niż wcześniej.
Cho podszedł do niego wolnym krokiem. Wyciągnąwszy z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych, zagadał:
- Może lepiej chusteczką?
Mężczyzna odwrócił się do niego powoli. Zmierzył Kyuhyuna zmęczonym spojrzeniem, odebrał z jego ręki wspomnianą chusteczkę i wytarł nią lepki od łoju nos.
- Mogę panu w czymś pomóc? – wycharczał.
Agent uśmiechnął się promiennie, kiwając entuzjastycznie głową.
- A i owszem. Może pan mi coś dać.
- Coś… coś dać…? – uciekinier wbił w Cho nieco bardziej uważne spojrzenie, usiłując dociec, o czym ten mówi. Gdy mu się to udało, jego oczy stały się dwa razy większe. – Ty przyszedłeś po akta, prawda? Prawda?! Nie dam mu ich, słyszysz, NIE DAM! – wydarł się mężczyzna, plując dookoła śliną.
Kyuhyun odsunął się, obrzydzony.
- Nie mam pojęcia, o kim pan mówi, ale proszę wyświadczyć mi jedną przysługę… i nie oglądać się za siebie.
Były agent natychmiast się odwrócił, w samą porę, by ujrzeć uderzającego go w strategiczne miejsce przy karku Jongwoona.
- Ten facet sprawia, że jest mi niedobrze – powiedział zniesmaczony 013, patrząc na leżące bezwładnie na betonie ciało.
004 pochylił się tylko i zerwał z szyi nieprzytomnego łańcuszek z pożądanym przez nich przedmiotem. Odszedł kawałek dalej i wyjął z plecaka laptopa. Kyuhyun podszedł do niego, zaciekawiony.
- Mówił coś o aktach – oznajmił, uznając, że partner powinien o tym wiedzieć. Mimo wszystko. – I o tym, że ich komuś nie odda.
- To teraz nieistotne – stwierdził Kim, w skupieniu przeglądając zawartość pendrive’a.
- Więc? Dokąd teraz? – spytał Kyuhyun, nie potrafiąc utrzymać ciekawości na wodzy. – Bo zakładam, że w Busan nie zostaniemy?
Jongwoon schował urządzenia do plecaka, wyprostował się i spoglądając partnerowi w oczy, oznajmił:
- Nie. Czeka nas długi lot do Pekinu.

wtorek, 21 października 2014

Zmiany?

Uprzedzając pytania - nie, nie zapowiadam żadnych opóźnień! xD
W niedzielę normalnie dostaniecie kolejny rozdział KyuSunga.
Po prostu coś mi ostatnio chodzi po głowie i chciałabym zapytać Was o zdanie.
Czy uważacie, że powinnam zmienić tryb dodawania notek?
Opcja "nowy post co tydzień" niestety nie wchodzi w grę z pewnych powodów
*cough* matura *cough*
ale może wolelibyście, żebym odłożyła jedną z serii na bok i skupiła się na drugiej?
Oczywiście mogę dalej dodawać na przemian, dla mnie to żaden problem,
ale ostatnio przyszło mi do głowy, że może niektórzy z Was są tym zmęczeni.
W końcu musicie czekać na rozdział konkretnego ficka miesiąc, jakby spojrzeć na to logicznie.
Dla mnie to jest bez różnicy, ale jeśli lubicie którąś z moich serii bardziej, mogę się skupić na niej.
Od razu uprzedzam - S.P.Y jest krótsze od Immortuorum
Decyzja należy do Was.
Z boku zamieszczam ankietę, może w ten sposób więcej osób się wypowie, w końcu to tylko kliknięcie.
Będę wdzięczna za pomoc w podjęciu decyzji :3
Ankieta trwa do 02.11
Chizuru~

niedziela, 12 października 2014

Immortuorum - rozdział 11

Przyznaję się bez bicia, że czułam się
genialnie, mogąc wrócić do tworzenia opisów xDD
Witam też nową czytelniczkę! Miło mi, że jesteś ze mną
i się odezwałaś :3
Za dwa tygodnie S.P.Y ^^
Enjoy~

* * * 

Mrok jakby zgęstniał, skrywając w ciemnościach okoliczne budynki, drzewa i krzewy. Czerń pełzła ulicami Morteny, sukcesywnie okrywając swym płaszczem kolejne dzielnice miasta; chroniąc zło, czające się w zapomnianych przez Boga zaułkach i nie dopuszczając do nich nawet najmniejszego promienia światła. Mroczne istoty bały się słońca, uciekały przed jego blaskiem jak pies przed dręczącym go panem, desperacko pragnąć pozostać przy życiu. Ludzie wierzyli, że światło niosło owym kreaturom śmierć.
A przynajmniej wmawiali sobie, że w to wierzą.
Zimny, porywisty wiatr gnał szaleńczo przed siebie, wciskając się po drodze w szczeliny ulicznych lamp, naruszając spokój płomieni w znajdujących się w środku świecach. Nieliczne z nich zgasły, pogłębiając wszechobecną ciemność.
Lodowaty podmuch powietrza smagał bezlitośnie stojącego bez nieruchomo inspektora, burzył ład na jego głowie i wzdął płaszcz obserwowanej przez niego postaci, nadal pozostającej w bezruchu.
- Kyuhyun…? – powtórzył Sungmin, nie dowierzając własnym oczom.
Cho drgnął, słysząc jego głos. Mężczyźni spojrzeli sobie w oczy, próbując dociec, o czym myśli drugi. Bez skutku.
Do umysłu detektywa wdzierały się coraz to nowsze, niepokojące myśli, straszliwe teorie i nieprawdopodobne domysły, mrożące krew w żyłach o wiele dotkliwiej niż najsilniejszy wicher.
Lee wiedział, że powinien coś zrobić, ruszyć się z miejsca. Podejść do niego i zapytać, co to wszystko ma znaczyć, jednak nie potrafił. Jego nogi wrosły w ziemię, zlały się w jedną całość z kostką, którą wybrukowano ulice. Mógł tylko mierzyć go wzrokiem, walcząc w duchu z samym sobą, starając się by skostniałe z zimna ciało postawiło krok naprzód.
Światło wydobywające się ze stojącej nieopodal latarni zamigotało, na ułamek sekundy ukrywając hrabiego przed wzrokiem inspektora. To wystarczyło, by to on, Kyuhyun, jako pierwszy ocknął się z marazmu.
Szlachcic przestąpił z nogi na nogę, jak gdyby chcąc się nieco rozgrzać, i nagle pochylił się, łapiąc wyślizgujące mu się z ramion bezwładne ciało. Mężczyzna uklęknął, układając nieprzytomną dziewczynę w ramionach. Podniósł wzrok i rzekł do detektywa:
- Będziesz tak stał, czy mi pomożesz?
Sungmin zamrugał gwałtownie, jakby wyrwany z głębokiego snu. Natychmiast podążył w stronę przyjaciela, jednocześnie starając się pozbyć niestworzonych teorii ze swojego umysłu.
Stróż prawa kucnął przed Draculą, wpatrując się z napięciem w twarz młodej kobiety.
- Jest strasznie blada. – stwierdził Lee. Dotknął palcami jej policzka – I przeraźliwie zimna. Co się stało? – zapytał
- Opowiem ci po drodze, dobrze? Trzeba ją zanieść w jakieś ciepłe miejsce.
Min pokiwał głową, uznając to za rozsądny pomysł. Że też sam na to nie wpadłem, zganił się w duchu.
- Zgoda. Musimy ją czymś okr… Co ty robisz? – inspektor odebrał nieprzytomną od podającego mu ją Cho, który po chwili ściągał swój płaszcz.
- Zamarznie po drodze – stwierdził szlachcic, zawijając dziewczynę w swoje wierzchnie odzienie i ponownie biorąc ją w ramiona – więc trzeba ją czymś przykryć.
- A co z tobą? – spytał Sungmin, lustrując go wzrokiem. Mężczyzna był odziany jedynie w ozdobną kamizelkę.
- Przeżyję. Ona jest ważniejsza. Dokąd ją zabierzemy?
Inspektor odszukał w pamięci mapę miasta, myśląc gorączkowo. Najbliżej znajdował się…
- Mój dom. To zaledwie kilka przecznic stąd.
Kyuhyun wstał i poprawił swój płaszcz tak, by osłaniał twarz kobiety przed wiatrem. Spojrzał na przyjaciela.
- Prowadź.
Obaj wyszli z zaułka, wystawiając się na pastwę żywiołu. Wiatr nie słabł; wręcz przeciwnie, zdawał się jakby przybierać na sile, atakując ich ze wszystkich stron z nieuzasadnioną wściekłością. Ulice stawały się coraz ciemniejsze i Lee zanotował sobie w pamięci, żeby wybrać się następnego dnia do nowego latarnika z prośba o uszczelnienie lamp.
Sungmin przytrzymywał dłońmi kołnierz i szalik, chroniąc się przed zimnem. Co chwilę zerkał przez ramię, upewniając się, że hrabia, wraz z dziewczyną, podąża tuż za nim.
Wkrótce stanęli przed znajomymi już szlachcicowi drzwiami. Inspektor otworzył je szybko i przepuścił towarzysza.
- Połóż ją na razie na kanapie w salonie – poinstruował gospodarz, ściągając swój płaszcz.
Kyuhyun wykonał polecenie. Kładąc nieprzytomną na poduszkach, dyskretnie przyłożył ucho do jej klatki piersiowej. Uderzenia serca były słabe, ale miarowe. Hrabia odgiął nieco rąbek płaszcza, odsłaniając szyję dziewczyny, do której przytknął nos. Zaciągnął się jej zapachem, w skupieniu wpatrując się w pulsującą pod skórą tętnicę. Po chwili odsunął się, ponownie ją okrywając.
- Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, ile miałaś szczęścia, prawda? – szepnął, dwoma palcami dotykając jej czoła. Dziewczyna zmarszczyła brwi na moment, ale po sekundzie rysy jej twarzy wygładziły się. – Grzeczna dziewczynka.
- Co z nią? – zapytał Sungmin, przekraczając próg pomieszczenia.
- Bez zmian.
- Trzymaj – Lee podszedł do hrabiego, wręczając mu kilka koców - okryj ją. Ja rozpalę w kominku.
Cho posłusznie zarzucił koce na bezwładna postać, uprzednio zabrawszy swój płaszcz.
Kilka minut później, gdy ogień trzaskał wesoło w kominku, inspektor usiadł na fotelu nieopodal kanapy, chcąc mieć na oku nieoczekiwanego gościa.
- Chyba odzyskuje kolory – uznał, przypatrując się jej twarzy, na którą faktycznie nieśmiało zaczęły wstępować rumieńce.
- Najwyraźniej.
Min przeniósł wzrok na drugiego gościa, który zajął miejsce w fotelu obok, także obserwując śpiącą kobietę.
- Co się stało?
- Nie rozumiem.
- Dlaczego tam byłeś, Kyuhyun? Przecież mówiłeś mi wcześniej, że masz coś ważnego do załatwienia.
Kyu westchnął ciężko i przetarł oczy palcami, sprawiając wrażenie zmęczonego.
- Nadinspektor poprosił mnie o spotkanie. Twierdził, że to nie zajmie wiele czasu, jednak przeciągnęło się aż do tej pory.
- Czego od ciebie chciał?
- Cóż, mówiąc w skrócie, próbował namówić mnie na sfinansowanie nowego wyposażenia dla komisariatu.
Sungmin pokiwał głową ze zrozumieniem. To nie był pierwszy raz, gdy jego szef prosił o wsparcie finansowe co bogatszych mieszkańców miasta. Z różnym skutkiem.
- A ona? – kiwnął głową w stronę kanapy.
Cho ułożył się wygodniej w fotelu, przeczesując włosy palcami.
- Dostrzegłem ją, gdy w drodze powrotnej przechodziłem tamtą ulicą. Leżała na ziemi, nieprzytomna. Pojawiłeś się tam akurat, gdy ją podniosłem, chcąc sprawdzić, czy nadal żyje.
- Czy nadal żyje? – powtórzył detektyw, unosząc brwi w geście zaskoczenia – Dlaczego założyłeś, że mogłoby być inaczej?
Mężczyzna wykonał nieokreślony ruch ręka w stronę okna.
- W taką pogodę? Gdybym nie musiał, nie wystawiłbym nosa za własny próg.
- No tak, chyba masz rację…
Sungmin zrugał się w duchu za podejrzenia wobec Kyuhyuna. Powinien wiedzieć, że przyjaciel nie byłby w stanie zrobić nikomu krzywdy. A przynajmniej nie komuś, kto nie uczyniłby mu nic złego. Inspektor był pewien, że hrabia gdyby chciał, mógłby się zemścić w bardzo dotkliwy sposób. Zdaniem Lee był to jednak zbyt dobry człowiek, by uczynić coś takiego bez logicznego powodu. Tak samo jak widział w nim tę gwałtowność, dostrzegał także uczciwość i swego rodzaju delikatność. To wystarczyło, by mu zaufał.
Dziewczyna poruszyła się pod warstwą koców i powoli otworzyła oczy, rozglądając się dookoła. Przestraszona, drgnęła gwałtownie, gdy Min dotknął jej ramienia.
- Spokojnie, już dobrze, jesteś bezpieczna – mówił kojącym głosem, uśmiechając się uspokajająco. – Mam na imię Lee Sungmin, jestem inspektorem policji. Jak się nazywasz?
- Lee Chaerin. – szepnęła, podnosząc się. Długie blond włosy opadły jej na ramiona, którymi podciągnęła koce pod samą brodę. – Gdzie jestem?
- W moim domu. Ten gentleman – skinął w stronę zajmującego fotel Kyuhyuna – znalazł cię nieprzytomną na ulicy. Przynieśliśmy cię tutaj z obawy, że zamarzniesz.
Chaerin popatrzyła na drugiego z mężczyzn. Cho odwzajemnił spojrzenie, uśmiechając się delikatnie. Wyglądał na rozluźnionego, jednak trybiki w jego umyśle działały na pełnych obrotach. Dracula obliczał w myślach prawdopodobieństwo swej porażki. Oczywiście wiedział, że jest ono minimalne, jednakże nie lekceważył nawet tych kilku dziesiątych procenta. Dziewczyna mogła sobie przypomnieć, w końcu była nieprzytomna, kiedy postanowił wywrzeć wpływ na jej umysł, gdy ją tu przyniósł. Hrabia zastanawiał się także, co powinien zrobić, jeśli panna Lee powie coś na jego niekorzyść. Zdawał sobie sprawę, że w takim wypadku musiałby zaatakować zarówno ją, jak i Sungmina, a to było ostatnią rzeczą, którą chciał uczynić.
Na szczęście blondynka odwzajemniła uśmiech i wyszeptała ciche „dziękuję, panie”.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panienko.
- Chaerin – inspektor ponownie dotknął jej ramienia, chcąc zwrócić na siebie uwagę – pamiętasz może, co się stało
Dziewczyna zmarszczyła brwi, usilnie próbując sobie przypomnieć wydarzenia, które miały miejsce w jednej z bocznych uliczek.
- Wracałam do domu od ciotki. Matka prosiła mnie, żebym w drodze powrotnej wstąpiła do aptekarza po leki na bóle głowy. – opowiadała – Weszłam w alejkę, w której mieszka pan Park…
- Ów aptekarz? – uściślił inspektor.
- Tak.
- I co stało się potem?
- Nie wiem, panie inspektorze. – powiedziała Chae. –Niczego więcej nie pamiętam.
- Absolutnie niczego?
- Nic oprócz ciemności.
Sungmin wstał. Przeczesał włosy palcami i zerknął na przyjaciela, mającego nieodgadniony wyraz twarzy. Prawdopodobnie jest tak samo zdezorientowany jak ja, pomyślał detektyw.
- Zrobię coś ciepłego do picia, dobrze? – Dziewczyna pokiwała energicznie głową, nadal zmarznięta.
- Ja podziękuję. Powinienem wrócić do domu – oznajmił Kyu, podnosząc się z zajmowanego dotychczas miejsca.
- Jesteś pewien? Przeszedłeś całą drogę tutaj w samej kamizelce…
- Nic mi nie jest. – Kyuhyun uśmiechnął się promiennie do wyraźnie zmartwionego inspektora. – Dziękuję za troskę – odwrócił się w stronę obserwującej ich panienki. – Jesteś już bezpieczna, nikt nie zrobi ci krzywdy. – pogłaskał ją po głowie, podniósł swój płaszcz i wyszedł na ulicę.
Parę minut później Sungmin i Chaerin sączyli z filiżanek gorącą herbatę. Dziewczyna wyglądała znacznie lepiej. Skóra przestała być chorobliwie blada, a na policzki wpłynął delikatny rumieniec.
Stróż prawa odstawił na bok swoje naczynie, po chwili robiąc to samo z filiżanką, z której piła blondynka.
- Dobrze się czujesz?
- Dobrze, panie inspektorze.
- Nigdzie cię nie boli?
- Tylko gardło i głowa, inspektorze. Chyba się przeziębiłam – zaśmiała się nerwowo.
Detektyw powtórzył czuły gest Kyuhyuna.
- Kiedy sytuacja na zewnątrz się uspokoi, odprowadzę cię do domu. Podaj mi swój adres, dobrze?

*
Ciężkie drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Kyuhyun nie potrafił stwierdzić, czy kocha ten dźwięk, czy też go nienawidzi. Kojarzył mu się z latami dzieciństwa, z domem rodzinnym. Pamiętał, że tamtejsze wrota wydobywały podobny dźwięk, z tym, że ten był znacznie cichszy. Mimo to przywoływał wspomnienia brukowanego podjazdu i pokaźnej wielkości bramy, przez którą należało przejechać na koniu, by powracając z polowania przywitać czekającą na dziedzińcu matkę. Były to dobre wspomnienia, pełne ciepła. Zaraz po nich pojawiały się jednak te złe, pełne okrucieństwa i przemocy wizje przeszłości, które, nawet pomimo upływu lat, nękały go niczym potworna mara. Nie chciał tego pamiętać. Pragnął skupić się na pozytywnych scenach z przeszłości, gdyż zdawał sobie sprawę, że te negatywne go zniszczą, doszczętnie deptując człowieczą część jego jestestwa.
Hrabia ściągnął swoje okrycie i rzucił je na wieszak, nie przejmując się, czy ubranie wylądowało na przeznaczonym mu miejscu. Jeśli nie trafił, trudno, ktoś je zaraz podniesie i powiesi.
Mężczyzna skierował swe kroki w kierunku jadalni, skąd dobiegały go odgłosy rozmowy.
Rozmowy, która ucichła, gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia.
Kilka par oczu śledziło go z napięciem, gdy wolnym krokiem przemierzał pokoju. Opadł na kanapę. Ktoś podał mu kielich, ktoś inny nalał wina. Cho spróbował trunku. Był tak wyśmienity, że aż przymknął oczy, rozkoszując się jego smakiem.
- Następnym razem – przerwał ciszę szlachcic – posprzątajcie po sobie. Nie mam zamiaru ratować was za każdym razem. Zrozumiano? – spojrzał na obecnych spod przymrużonych powiek.
- Tak, panie.
- Na pewno?
- Oczywiście, panie!
Kyuhyun uśmiechnął się lekko i ponownie skosztował wina. Rozmowa znowu rozgorzała. Napięcie zniknęło. Zrelaksowany, spokojny hrabia oznaczał bezpieczeństwo i brak zagrożenia, także z jego strony.
Maria przytrzymała rąbek swojej żółtej sukni, przysiadając obok swego pana. Nie odzywała się jednak, czekając na pozwolenie.
Dracula dopił resztę czerwonego płynu, odłożył kielich na stolik po swojej prawicy i dopiero wtedy spojrzał na gospodynię.
- Tak, Mario? Coś się stało?
Kobieta pokręciła głową, uśmiechając się szeroko.
- Ach, nic takiego. Przyszedł list od pana Kima.
- Doprawdy? Pokaż.
Brunetka podała szlachcicowi kopertę i nóż do listów. Kyuhyun przeciął papier i wyciągnął papeterię. Jego usta wygięły się ku górze.
- Mam przygotować pokój, panie?
Kyu złożył list, ponownie wsuwając go do koperty.
- Owszem. Za kilka dni będziemy mieli gości.
Maria wstała, wydając konwersującemu wesoło przy stole towarzystwu stosowne polecenia. Gdy w pomieszczeniu została tylko ich dwójka, odważyła się zapytać:
- A co z inspektorem, panie? Może zacząć coś podejrzewać, gdy przyjadą pańscy przyjaciele.
Kyuhyun wstał i wolnym krokiem podszedł do okna. Obserwując pogrążoną w ciemnościach śpiącą Mortenę, odparł:
- Sungmin nam nie zagraża.