wtorek, 28 stycznia 2014

S.P.Y- rozdział 1

I znowu dziury w evencie Q.Q
Czemu zawsze, jak mam wenę, to albo mam szkołę, albo coś mnie łapie?! No czemu?!
Bo wiecie, poprzedni tydzień to był dla mnie istny wyścig szczurów, w środku którego
oczywiście musiałam przemarznąć (spłoń, zimo...) i musiałam się pochorować ;__;
Ale oczywiście, mimo że wypluwam sobie krtań i czuję się (teraz na szczęście już mniej) 
jak zwłoki, to gorączki nie mam -,- Przynajmniej nie na tyle wysokiej, żeby w domu zostać.
I tak, truposz ze mnie, ale "idź do szkoły, dziecko, idź, to nic, 
że w piątek ledwo mogłaś mówić, 
taka byłaś zachrypnięta,
i w ogóle od tygodnia wypluwasz przełyk, idź do szkoły, idź!" <--- ja to odebrałam właśnie tak xd
Dobra, starczy mojego marudzenia, bo zaraz już na dobre mnie zostawicie Q.Q
Ale serio, strasznie mi było przykro, jak widziałam, że wchodzicie i czekacie na ffy a 
ja leżałam pod kocem i umierałam, popijając mającą wyleczyć mnie chemię TT.TT
Normalnie mam wyrzuty sumienia.
Ale że dzisiaj nie poszłam sobie na wf (chyba jedyna zaleta bycia chorą- zwolnienie z wfu xD)
to podreptałam sobie bo śniegu do domku i usiadłam do kompa, pisząc pierwszy rozdział
nowej serii.
Wpadłam na ten pomysł, słuchając Super Junior - SPY xD
No bo plz, spójrzcie na nich! Niektórzy z Juniorów aż się proszą, żeby z nich agentów
wywiadu zrobić! A że obiecałam już komuś KyuSunga... Taak, kolejny ff z Kyu ^^" No ale co ja, biedna autorka (hahahaha, nie -,-) mogę... Bias kazał ._.
Także! Fanfick w całości dedykuję Deulim. Słoneczko, zdrowiej :<
UWAGA! Rozdział nie został zbetowany (Veneni w szkole a ja już chciałam publikować, bo nie wiem, na ile wejdę wieczorem na lapka xd). Mam nadzieję, że mi to darujecie. To i te dziury. Nadrobię to Q__Q
Part wprowadzający do fabuły, więc króciutki :3
Enjoy~

* * *

Na ulicy panował gwar. Ludzie mijali się, śpiesząc dokądś, umyślnie lub przypadkiem potrącając innego przechodnia. Młodzież, chcąc choć w niewielkiej mierze odciążyć swych rodziców, stała na chodniku z ulotkami, wciskając je w dłonie każdej osobie, do której mogli dosięgnąć. Pod ścianą siedział starszy mężczyzna z gitarą, usiłujący zarobić parę groszy śpiewając ballady ze swych młodzieńczych lat. Popiół z papierosa odrywał się od skręta przy gwałtowniejszych ruchach ust, ginąc w gęstwinie siwej brody. Samochody gnały po asfalcie, rozgrzewając go niemalże do czerwoności. Gdzieś na drugim końcu ulicy miał miejsce wypadek i powoli tworzył się korek. Co niecierpliwsi kierowcy trąbili na innych ze złością, jakby w nadziei, że irytująco głośny dźwięk pozwoli im na ruszenie w dalszą drogę.
Cały świat biegł, tkwił w zamkniętym kole pośpiechu za nieznanym, za celem swego istnienia. Zdawać by się mogło, że tylko ten wielki budynek, o który opierał się brzdąkający na gitarze staruszek, trwał na swoim miejscu. On i mężczyzna, który stojąc praktycznie na samym krawężniku, wpatrywał się w jego fasadę już dobre kilka minut, jakby nie mogąc się zdecydować czy wejść, czy zostać na zewnątrz.
W końcu ruszył na przód, przedzierając się umiejętnie przez gąszcz ludzkich ciał. Wyminąwszy tłum, stanął przed drzwiami. Ostatni głęboki wdech, mający za zadanie pozbawić go reszty targających nim wątpliwości. Nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły.
W środku oczekiwała go cisza i spokój. Nikt nie biegał nerwowo z jednego końca pomieszczenia do drugiego (może z wyjątkiem chłopców na posyłki), nikt nie krzyczał (oprócz sprzątaczki, złej na nowozatrudnioną stażystkę). Panował ład i porządek.
Tajemniczy mężczyzna podszedł wolnym krokiem do recepcji. Wbił wzrok w siedzącą za ladą brunetkę, obecnie uzupełniającą dokumentację. Oczywiście przy pomocy komputera. W końcu to bardzo nowoczesna organizacja.
- Przepraszam- odezwał się po chwili przybysz
Recepcjonistka spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- Och, już pan wrócił?- Spytała z uśmiechem- Nie spodziewałam się pana tu zobaczyć w tym miesiącu.
Mężczyzna przeczesał palcami brązowe włosy, odwzajemniając uśmiech.
- Jakoś tak wyszło, że skończyłem wcześniej.
- Jest pan szybki- dziewczyna puściła mu oczko
- Jestem profesjonalistą, Sandaro- zaśmiał się krótko, po czym spoważniał- Szef u siebie?
Dara westchnęła.
- U siebie. Kazał sobie nie przeszkadzać, bo na kogoś czeka- spojrzała na niego nieco niepewnie-Chodziło o ciebie, prawda?
- Nic mu nie mówiłem!- Brązowowłosy podniósł dłonie w obronnym geście
- Ten człowiek wie wszystko!- Roześmiała się dziewczyna
Sandara sięgnęła do intercomu. Po naciśnięciu odpowiedniego guzika, powiedziała do mikrofonu:
- Panie dyrektorze Park, pan Cho przyszedł.
- Zaproś go.
Brunetka uśmiechnęła się do Cho, wskazując mu odpowiednią drogę. Zupełnie, jakbym nie pamiętał, którędy iść, prychnął w myślach. Jednak po chwili zastanowienia uznał, że w sumie mógłby nie pamiętać. Ile czasu minęło, odkąd nie było go w Seulu? Nie licząc sporadycznych kilkudniowych wizyt by złożyć raport ze swych działań, to z pół roku na pewno. Sześć miesięcy z dala od ukochanej stolicy, od domu. Pół roku w terenie, bez możliwości poinformowania rodziny o swoim stanie. To całkiem dużo jak na tak młodego agenta. Chociaż, jeśliby porównać nieobecność Cho do Jego zniknięcia…
Nie! złajał się w duchu, wymierzając sobie mentalny policzek. Nie wspominaj Go już! Nie myśl o tym kretynie, debilu, żmii przebrzydłej, kłamcy… DOSYĆ!
Gdy stanął przed drzwiami dyrektora, był zmuszony do wzięcia kilku głębszych wdechów by się uspokoić. Myśli o Nim działały na niego jak czerwona płachta na byka. Pomimo znaczącego upływu czasu (oraz kilku prawych sierpowych od znajomego boksera, żeby, jak tamten twierdził, „w końcu się ogarnął”) nie potrafił wyrzucić z pamięci ani swej złości, ani obiektu ową złość powodującego.
Cho poprawił czarny garnitur i zapukał dwukrotnie, po czym, usłyszawszy ciche proszę, wszedł do gabinetu.
Pokój był urządzony w nowoczesnym acz skromnym stylu. Ściany pomalowano na nieskazitelną biel, która idealnie kontrastowała z głęboką czernią szaf, półek i foteli. Szerokie na pół ściany okno wieczorami okrywały śnieżnobiałe zasłony, obecnie artystycznie związane po bokach szyby. Przy suficie kręcił się połyskujący czernią wiatraczek. Gdzieniegdzie stały czarnobiałe nowoczesne lampy. Nieco koloru wnosił stojący w roku pokoju soczyście zielony kwiatek.
- Kyuhyun! Jak miło cię widzieć, chłopcze!
Siedzący dotąd za szerokim biurkiem (prawdopodobnie jedynym białym meblem w pomieszczeniu) mężczyzna wstał z fotela by uściskać gościa. Dyrektor Park był wysoki i przystojny (według żeńskiej części pracownic… i nie tylko). Ciemne włosy opadały na czoło, tak często marszczące się ze zmartwienia i oczy, które, gdy tego chciał, przypominały ślepia biednego, skrzywdzonego szczeniaczka. Usta co chwilę wyginały się w radosnym, szczerym uśmiechu. Słowem- dobry człowiek. Lub Park Jungsu.
- Ciebie też, Teuk- odparł Kyuhyun, odwzajemniając uścisk
- Nie pozwalaj sobie, Cho!- Rzucił żartobliwie Park, w branży zwany Leeteukiem, trącając młodzieńca zaczepnie w ramię
- Dobrze, szefie- zachichotał. Zawsze czuł się komfortowo w towarzystwie starszego
- Więc- zaczął Leeteuk, gdy usiedli na sobie przeznaczonych miejscach- jak poszło?
Kyuhyun wyciągnął z torby grubą teczkę i położył ją przed dyrektorem.
- To było prostsze, niż przewidywaliśmy, hyung- oznajmił, wzruszając ramionami- A przynajmniej ostatni etap. Łatwiej mi było stamtąd uciec niż się do nich przedostać, jeśli mam być szczery.
- Zdobyłeś wszystkie informacje?- Zapytał Jungsu, biorąc do ręki dostarczone dokumenty
- Plus parę ekstra nowinek- Cho był z siebie cholernie dumny i było to po nim widać
Park zaśmiał się, widząc minę młodszego.
- Powinienem się tego spodziewać. Jesteś w końcu jednym z moich najlepszych agentów.
- Mów mi więcej.
- Żebyś mi tu spoczął na laurach, dzieciaku? Nigdy w życiu.
Kyuhyun roześmiał się radośnie, odchylając się na fotelu. Westchnął ciężko.
- Zmęczony?- Spytał Leeteuk
- Trochę- przyznał Cho- Mimo wszystko pół roku w terenie, nawet z przerwami, bywa męczące.
Park pokiwał wolno głową.
- To prawda- przyznał- jednak pamiętaj, że agenci wyjeżdżali na dłuższe misje.
- Wiem- ponownie westchnął brązowowłosy- Mimo wszystko chciałbym parę dni odpocząć… Mogę?
- Możesz- zgodził się szef- Przyda ci się urlop.
Kyuhyun podniósł się nieco. Znał ten ton. Leeteuk mówił tak do niego tylko wtedy, gdy…
- Masz dla mnie trudne zadanie, hyung?- Chciał zapytać, jednak to bardziej zabrzmiało jak stwierdzenie
Jungsu wyprostował się w fotelu, nagle poważniejąc.
- Bardzo trudne.
Cho zaświeciły się oczy. Uwielbiał adrenalinę.
- Jak bardzo?
- Bardzo- uciął szef, po chwili dodając- Otrzymacie wspólnika, agencie 013.
Brązowowłosy skrzywił się lekko. Agent 013. Na początku ta liczba niezmiernie go denerwowała. Dlaczego 13? Czemu nie 007, jak James Bond? Jednak z czasem on i jego koledzy po fachu wymyślili dla niej uzasadnienie. Bo skoro bondowe 007 oznaczało agenta z licencją na zabijanie, to 013 Kyuhyuna prawdopodobnie miało reprezentować szpiega z licencją na sianie pecha. Oczywiście u wroga. Bo prawda była taka, że gdziekolwiek by Cho nie posłano, celowi zawsze działo się coś dziwnego. Coś, w co nikt nigdy nie chciał wnikać. Na wszelki wypadek.
- Wspólnika?- Zdziwił się Kyuhyun- Kogo?
W tym momencie drzwi otworzyły się i w drzwiach stanął…
- Agencie 013, poznajcie agenta 004- Leeteuk uśmiechnął się szeroko na widok stojącego w progu bruneta
To niemożliwe, żeby On tu był…
- Ach, my już się znamy, dyrektorze- 004 uśmiechnął się delikatnie w stronę osłupiałego Cho
Yesung.


* * *

Mam nadzieję, że się podobało ^^
S.P.Y na pewno nie będzie tak długie, 
jak Immortuorum (to coś w mojej głowie przypomina tasiemca .__.) 
W ogóle, chyba porzucę plan eventowy i będę pisać zgodnie z weną.
A moja wena ma ostatnio ochotę na kolejny rozdział Immortu...
Co Wy na to? Co chcecie w najbliższych dniach przeczytać? :3 

czwartek, 23 stycznia 2014

Immortuorum- rozdział 6

Okay, na początek wielkie mianhae, gomenasai itd, itp. za te dwie dziury w evencie Q.Q
No ja mówiłam, że tak będzie >.<
Baardzo chciałam pisać, nawet wena by się znalazła, ale
sprawdziany z biologii i wosu (ave rozszerzenia) oraz kartkówka z angielskiego to siła wyższa x.x
Uczyłam się do późna (co mi niewiele dało...) i byłam wyczerpana.
Dodajmy do tego jeszcze nagłą wizytę zimy w moich okolicach i 
temperatury minusowe + opady śniegu
i mamy przeziębioną Chizuru ;__;
Seriously, budziłam się dzisiaj ze trzy razy przed budzikiem i miałam wrażenie,
jakbym, zamiast leżeć przykrytą po samą brodę wełnianą kołdrą, siedziała
w cienkiej bluzce przy uchylonym oknie TT.TT
Dodatkowo chyba zaraz wypluję sobie przełyk... I chyba właśnie trochę ochrypłam... x.x
W skrócie, czuję się fatalnie i na ciele, i na duszy xd
Co jednak nie przeszkadzało mojej wenie twórczej, bo ten rozdział
właściwie napisał się sam! Normalnie jestem w szoku, myślałam, że będzie o połowę krótszy O.o
Tak czy owak, rozdział dedykuję wszystkim komentującym Immortu czytelnikom-
chyba tylko dzięki wam tak się przy tym staram :')
Szczególnie wyróżnić mogę, jak zwykle zresztą, Hikari, która powinna wiedzieć, że
nawet jak nie wymieniam jej nicku w dedykacjach, to ona zawsze tam jest xDD
I oczywiście VitaMin ^^ Naprawdę, Twoje komentarze, nawet krótkie, zawsze
poprawiają mi humor ^^ Ah, pytałaś, czy będzie dużo QMi. Tak, będzie QMi xD
Bardzo się na nie cieszę, bo pomysł jest prawie tak dobry, jak Immortu. I to też będzie
seria, choć o wiele krótsza. W ogóle trochę nowych serii się u mnie na evencie pojawi xD
Więc nawet jak nie będziesz czytać QMi (o co się nie obrażę, możesz nie lubić pairingu ;3)
to mam nadzieję, że spodoba się reszta ^^

* * * 
  ~*~

(wycinek z gazety „Daily Mortena”)
Czymże jest życie?
Ścieżką, czasem krętą, pełną rozwidleń symbolizujących wybory, z którymi musimy się zmierzyć?
Górą, na którą wspinamy się by osiągnąć szczyt, jakim jest ostateczne szczęście?
A może zboczem, po którym zsuwamy się, nieuchronnie zbliżając się do pisanej nam klęski?
Ile żyć, tyle hipotez.
Ile żyć, tyle sporów na temat jego sensu.
Ile żyć, tyle jego scenariuszy, zupełnie jak dla aktora, który już za chwilę ma pojawić się na deskach sceny.
W takim razie czy życie jest teatrem, w którym każdy ma do odegrania swą unikatową rolę?
Szczerze w to wątpię.
W średniowieczu wierzono, iż naszym losem rządzi Fortuna. Obracała Ona swym kołem, raz obdarowując nas szczęściem, raz cierpieniem.
Nie należało przywiązywać się do dostatku, gdyż w każdej chwili człowiek mógł doświadczyć nędzy.
Osobiście uważam, że jest to postawa godna naśladowania.
Nasze życie nie należy do nas. Jest ono własnością Wszechmogącego Boga, który posłał Fortunę by Ta dopilnowała, żebyśmy nie stali się zbyt pyszni i chciwi.
Poświęćmy nasze dni na tej pięknej ziemi, doceniając każdą daną nam chwilę, gdyż to wszystko już wkrótce może się raptownie skończyć! 

~*~

- Donghae… ja cię błagam…- wywarczał złowieszczo siedzący w swym fotelu inspektor- Ty mnie trzymaj, bo ja zaraz pójdę do tej pożal się Boże felietonistki i oskarżę ją o podburzanie obywateli do buntu!
- Ale przecież nikt się nie buntuje- zdziwił się młodszy, siadając na stojącej pod ścianą sofie
- Jeszcze nie! Poczekaj tylko, aż ktoś tu kogoś zabije a ja będę chciał wszcząć śledztwo. Od razu zaczną cytować te wszystkie bzdury o Kole Fortuny!
Donghae westchnął.
- Nie przejmuj się nią. To zwykła emerytka, która znalazła sobie nieźle opłacalne hobby. Puszcza wodze fantazji, to wszystko.
- Fantazje są najgorsze- uznał starszy Lee, mordując wzrokiem wydrukowane na ostatniej stronie imię i nazwisko znienawidzonej emerytki
- Przyganiał kocioł garnkowi…- mruknął pod nosem Hae, popijając herbatę
- Mówiłeś coś?
- Nie, nic.
Detektyw odłożył na bok szmatławiec i westchnął ciężko, pocierając palcami skronie.
Dlaczego, pomyślał z goryczą, dlaczego nikt w tym mieście nie ma poszanowania dla ludzkiego życia? Dlaczego nikt nie traktuje poważnie jego obaw? Dlaczego nikt nigdy nie powiedział, że mu wierzy?
Wzrok Sungmina powędrował na jeden z foteli, stojących przed jego biurkiem. Uśmiechnął się lekko pod nosem.
Prawie nikt.
W dalszym ciągu nie rozumiał, z jakiego powodu hrabia Dracula, zupełnie obcy mu człowiek, uznał, że prowadzone przez niego dochodzenie ma sens? Czemu powiedział, że mu wierzy?
Nie kłamał. Sungmin widział szczerość w jego oczach. Poprzedzoną co prawda lekkim wahaniem, ale jednak szczerość. Naprawdę tak pomyślał, ucieszył się w duchu policjant. Nareszcie… Chociaż jedna osoba. To mu poprawiało nastrój.
Zawsze liczył na taką postawę u Donghae. Młodszy był jego najlepszym przyjacielem, znali się od dziecka. Razem bawili się, biegali po całym mieście, pukając do drzwi nieznanych im osób, po czym uciekali w krzaki, obserwując zirytowane miny morteńczyków. Uczęszczali do tych samych szkół przez cały okres ich edukacji, pomagając sobie nawzajem. Dzielili smutki i radości. Nie mieli przed sobą tajemnic. Właśnie dlatego starszy Lee czuł się, jakby Hae wbijał mu nóż w plecy za każdym razem, gdy negował jego przypuszczenia. Miał wrażenie, jakby poniekąd stracił najważniejszą w jego żałosnym życiu osobę. Nie był żonaty ani zaręczony, więc nie mógł liczyć na wsparcie jakiejkolwiek kobiety, kiedy potrzebował oparcia. W takich momentach liczył na Donghae, jednak zdawał sobie sprawę, że ten mu nie pomoże. Czuł, że przyjaciel nawet nie chciał mu pomóc. Być może było to mylne przypuszczenie, jednak zdołowany detektyw obecnie nie dopuszczał do siebie żadnego innego. W końcu ufał jedynie jemu.
Dlatego przez ostatnie 24 godziny dziwił się samemu sobie, że tak szybko i łatwo zwierzył się panu Cho. Nie powiedziałby jeszcze, że mu ufa, jednakże coś z tyłu jego głowy mówiło mu, że już wkrótce tak się stanie. Że ów młody szlachcic stanie się ważną postacią w skromnym, wypełnionym policyjnymi dokumentami życiu, jakie prowadził. Sam nie wiedział, skąd takie przeczucie. Praktycznie nic o Kyuhyunie nie wiedział. Jedynie to, że jest on hrabią o dwóch nazwiskach, zdecydowanie preferującym używanie tego po matce. Sungmin wywnioskował, iż chłopak (ponieważ wpatrując się w jego twarz z jakiegoś powodu nie chciał nazywać go mężczyzną) nie darzy swego ojca ciepłymi uczuciami. Pokłócili się? Lee nie miał pojęcia i chciał kiedyś o to zapytać, jednak jeszcze nie teraz. Zbyt krótko się znają. Może za jakiś czas staną się dobrymi przyjaciółmi i popijając wyborne czerwone wino młody hrabia podzieli się z nim historią swego życia? Inspektor bardzo chciałby ją poznać. Cho wydał mu się niezwykle intrygującą osobą.
- Ming, co ci?
Detektyw podniósł powieki, zastanawiając się jednocześnie, kiedy zamknął czy.
- Nic, po prostu jestem trochę zmęczony- odparł, przeciągając po twarzy dłonią
Donghae spojrzał na niego z troską.
- Idź do domu, dobrze?
- Ale mam jeszcze trochę dokumentów do podpisania…- zaoponował, sięgając w miejsce, gdzie zwykle leżały wszystkie uciążliwe jego zdaniem papiery
Hae uśmiechnął się.
- Te najważniejsze skończyłeś wypełniać jakąś godzinę temu- oznajmił- Resztą zająłem się ja. Możesz iść!
- Ale…
- Żadnego ale- młodszy Lee westchnął ciężko- Wyglądasz jak trup.
Inspektor zastanowił się chwilę, zerkając na zegar. Dochodziła pierwsza po południu. W sumie mógłby wrócić do domu i odespać ostatnie kilka dni. Będąc w takim stanie, nie miał żadnych wątpliwości, że będzie spał jak niemowlę.
Przy okazji zrobię sobie mały spacer i pooddycham świeżym powietrzem, pomyślał, zanim odpowiedział:
- W takim razie zostawiam komisariat w twoich rękach.
Donghae klasnął w dłonie z uciechy.
- Tak jest, inspektorze.
- Ufam ci.
- Wiem! Ja tobie też!
- Nie spal budynku.
- Jak możesz?- Jęknął młodszy, obserwując ubierającego płaszcz przyjaciela
- Trzymaj się- rzucił na odchodne Sungmin, opuszczając gabinet
Wiszące wysoko na niebie słońce oślepiło go na moment, gdy wyszedł na zapełnioną ludźmi ulicę. Po chwili wzrok przywyknął do intensywniejszego niż w jego ciemnym gabinecie światła i powoli wmieszał się w tłum.
Skierował się w stronę pobliskiego jeziora. Szedł wolno, zmęczonym spojrzeniem lustrując okolicę. Ot, taki nawyk.
Był wdzięczny przyjacielowi. Gdyby go nie wygonił z budynku policji, Sungmin prawdopodobnie zasnąłby na biurku w ciągu godziny, na co nie mógł sobie pozwolić. W końcu powinien stanowić wzór do naśladowania dla każdego policjanta w Mortenie. Co ci chłopcy pomyśleliby sobie, widząc swego szefa nieprzytomnego, z twarzą schowaną w policyjnych dokumentach? Na pewno nie uznaliby go za godnego objętego stanowiska.
Gdy zaczęły boleć go nogi, przysiadł na pobliskiej ławeczce, wpatrując się w słowika, który przycupnąwszy na gałęzi stojącego przed nim drzewa, ćwierkał z uciechą, wyśpiewując sobie tylko znaną piosenkę. Lee obserwował go z uśmiechem. Zazdrościł ptakowi tej radości. Sam chciałby móc cieszyć się z każdej sekundy swego życia, jednak nie potrafił. Zbyt wiele spraw mu ciążyło. Bolesna przeszłość, pełna cierpienia teraźniejszość, niepewna przyszłość-nie umiał sobie poradzić z żadnym z nich.
Do malutkiego śpiewaka podleciała samica słowika, czyszcząc mu dziobem piórka. Jakże byłby szczęśliwy, gdyby jak ten słowiczek mógł mieć ukochaną osobę. Kogoś, kto codziennie obdaruje go ciepłym uśmiechem, szczerze się o niego zatroszczy, posłucha o jego lękach i obawach, nie podważając ich durnymi, wyjętymi z gazety frazesami. Kogoś, kto będzie go kochał miłością tak prawdziwą i czystą, jak te dwa siedzące przed nim ptaszki.
Nagle słowiki poderwały się i odleciały na inne drzewo. Lee popatrzył za nimi smutnym wzrokiem. Chciałby mieć teraz towarzystwo. Jakiekolwiek.
- Inspektor Lee?- Usłyszał za sobą
Odwróciwszy się, dostrzegł szeroki uśmiech, przyklejony do młodej, przystojnej twarzy.
- Och, to pan, hrabio… Co pan tu robi?- Zdziwił się policjant
- Mógłbym zadać to samo pytanie… Mogę się dosiąść?- Spytał uprzejmie, na co detektyw wskazał mu dłonią wolne miejsce u swego boku
- Skończyłem wcześniej pracę, więc mój podwładny wyrzucił mnie z komisariatu, każąc iść do domu- zachichotał pod nosem Min, zastanawiając się w duchu, skąd u niego nagle taki dobry nastrój
- Więc dlaczego pan tu siedzi?
- Natura mnie odpręża- westchnął, przymykając lekko oczy. Po chwili spojrzał na swego rozmówcę- A pana co tutaj sprowadza?
Hrabia także westchnął, odchylając się nieco do tyłu.
- Jest taki ładny dzień, że miałem dość siedzenia w domu- powiedział po prostu
- To prawda. Jest dzisiaj wyjątkowo słonecznie. Prawie oślepłem, wychodząc z tego ciemnego komisariatu- zażartował Sungmin, po raz trzeci tego dnia dziwiąc się samemu sobie
- Więc może warto by zmienić wystrój?- Roześmiał się Kyuhyun
Lee uznał, ze chyba polubi towarzystwo tajemniczego hrabiego. Chłopak potrafił go rozbawić. No i… wierzył mu.
Na tą myśl detektyw nieco zmarkotniał. Szlachcic natychmiast wychwycił zmianę atmosfery.
- Czy coś się stało?- Wyglądał na szczerze zatroskanego
- Nie, skądże.
- Proszę nie kłamać- Cho zmrużył oczy, co nadało mu nieco niepokojący wygląd
Ten wzrok ostatecznie przekonał Sungmina.
- Po prostu… Zastanawiam się, dlaczego powiedział pan wczoraj, że mi pan wierzy- powiedział cicho, nie patrząc mu w oczy
- W co?
- W to, że w Mortenie dzieje się coś złego.
Zapadła nieznośna cisza. Lee zaczął się bać, że jego towarzysz cofnie swoje słowa, Dracula natomiast rozważał w myślach, ile może powiedzieć policjantowi.
- Osobiście uważam- powiedział szlachcic ostrożnie, ważąc każde słowo- iż nie należy lekceważyć żadnych obaw, nawet tych najbardziej nieprawdopodobnych. A skoro tylu młodych ludzi codziennie umiera… Chyba każdy uznałby, iż jest to niepokojące zjawisko.
- Każdy mieszkaniec tego miasta, każdy bez wyjątku, myśli, że tak po prostu musi być i nic nie należy z tym robić- Sungmin schował twarz w dłonie, walcząc z nasilającym się bólem głowy
- Dlaczego?
- Nie czyta pan gazety?- Prychnął, ignorując fakt, iż było to niegrzeczne
- Nie czytuję szmatławców- uciął hrabia, na co detektyw podniósł gwałtownie głowę. Zbyt gwałtownie
- Pan też uważa, że w tej gazecie publikują bzdury?- Spytał, gdy zawroty głowy ustały
- Oczywiście, że tak! Szczególnie te felietony z ostatnich stron- odrzekł, krzywiąc się nieco- Nawet nie wiem, po co to czytam!
Chwilę później, nie wiedzieć, czemu, obydwaj wybuchneli gromkim śmiechem. Lee otarł łzę, która pojawiła się w kąciku jego oka.
- Nie wierzę. W końcu poznałem kogoś, kto ma takie samo podejście do tego brukowca, co ja.
- Nic nie dzieje się bez przyczyny- wyszeptał przesadnie konspiracyjnym szeptem Kyuhyun, co zaskutkowało kolejną salwą śmiechu
Sungmin podniósł się powoli, mrugając gwałtownie by nieco oczyścić swój wzrok. Powoli zaczynał widzieć jak przez mgłę.
- Chyba już pójdę. Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa.
- Nie ma za co- odparł wesoło Cho, po czym dodał nieco poważniej- Odprowadzę pana do domu.
- Słucham?- Zdziwił się policjant
Komiczna sytuacja, uznał w duchu, cywil chce odprowadzać stróża prawa.
- Proszę mi wybaczyć, ale wygląda pan jak śmierć. Nie chcę mieć na sumieniu policjanta.
- Czy to znaczy, że już kogoś pan na nim ma?- Zażartował Lee, przez zmęczenie nie dostrzegając, jak przez twarz hrabi przebiegł niepokój
- No wie pan…- zaśmiał się nieco nerwowo szlachcic- Życie jest zbyt cenne by tak po prostu pozwolić komuś je stracić- powiedział cicho
- Całkowicie się z panem zgadzam. Tylko dlaczego reszta społeczeństwa uważa inaczej?
- Ponieważ mają mniej inteligencji od nas?
- Możliwe- zaśmiał się Min
Szli wolno. Sungmin starał się jak mógł, żeby nie stracić z oczu chodnika a Kyuhyun nie spuszczał z inspektora wzroku. Naprawdę nie chciał by coś mu się stało. Nie przy nim.
Po pewnym czasie Lee dostrzegł drzwi swego domu. Zatrzymał się.
- To tutaj- oświadczył, przekręcając klucz w zamku- Dziękuję za tros…
Oczy zasnuła mu mgła i Sungmin z cichym jękiem osunął się w ciemność.
Dracula złapał go, chroniąc przed bolesnym upadkiem i szybko wniósł do środka, kopniakiem zamykając drzwi. Rozejrzał się gorączkowo po przedpokoju, szukając drzwi sypialni. Po chwili kładł ostrożnie nieprzytomnego detektywa na niezaścielonym łóżku. Zbliżył policzek do jego ust, sprawdzając, czy oddycha. Odsunął się od niego powoli, lustrując twarz inspektora badawczym wzrokiem.
Może powinienem…? Nie, na pewno nie w jego własnym domu- ktoś z pewnością nabrałby podejrzeń.
Dotknął palcem blady policzek policjanta, przechylając lekko głowę.
Zresztą, dlaczego miałbym to zrobić? Nie jest groźny. Nic nie znalazł.
Uśmiechnął się pod nosem.
Nie zasłużył na taki los. Nie on.
Kyuhyun nie wiedział, skąd w nim taki respekt wobec leżącego przy nim detektywa. Facet węszył i nie zapowiadało się na to by wkrótce przestał. Za bardzo kochał swoją pracę i cenił ludzkie życie. Tak samo jak hrabia.
No i… Nie mam pojęcia, dlaczego, ale…
- Chyba się polubimy, Lee Sungminie- wyszeptał nieprzytomnemu Lee do ucha- A przynajmniej ja ciebie. Ot, takie przeczucie.
Gdy się podnosił, jego wzrok spoczął na odsłoniętej szyi Sungmina. Wpatrywał się chwilę w miejsce, gdzie szalało tętno, jeszcze raz rozważając wszystkie za i przeciw. Ostatecznie uśmiechnął się drwiąco i poderwał z łóżka, sięgając po leżącą na szafce nocnej papeterię. Nakreślił kilka słów, po czym położył kartkę w widocznym miejscu. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie obiektowi swych rychłych, jak sądził, zainteresowań, opuścił mieszkanie, nie mogąc pozbyć się złośliwego wyrazu twarzy.