Dziękuję, że czekaliście i przepraszam, że tak długo to trwało.
Witam także nowe czytelniczki :) Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej i dacie znać, co myślicie o rozdziałach ^^
Rozdział z dedykacją dla Mirou. Wiesz, za co :)
Enjoy~
Ps Trzymajcie za mnie kciuki przez najbliższe trzy tygodnie ;--;
Ps Trzymajcie za mnie kciuki przez najbliższe trzy tygodnie ;--;
* * *
- Wcześnie pan
wstał.
Jongwoon
odwrócił się powoli od okna, zza którego obserwował powoli rozjaśniające się niebo.
Palce bruneta zacisnęły się lekko na trzymanym w dłoniach kubku.
-Nie mógł pan zasnąć?
– zapytał Zhou Mi.
- Jak widać –
odparł chłodno Kim, przenosząc wzrok z twarzy Chińczyka na horyzont.
Wyższy z nich przestąpił
z nogi na nogę, nie do końca wiedząc, co powinien powiedzieć lub zrobić.
- Czy… -
przerwał ciszę Mi - …czy zrobiłem coś nie tak?
- Dlaczego? – Koreańczyk
zmarszczył brwi, stając przodem do drugiego agenta.
- Od samego
początku traktuje mnie pan z widocznym dystansem – wyjaśnił 014. –
Zastanawiałem się, czy to może moja wina…
- Nie, pan w
niczym nie zawinił – zaprzeczył Kim. – Po prostu…
Jongwoon zamilkł
i zacisnął usta, sfrustrowany.
Tak naprawdę nie
wiedział, dlaczego jest taki zimny wobec Chińczyka. Mężczyzna był bardzo
serdeczną i pozytywną osobą, dobroć aż od niego biła, ale jednak…
- Chodzi o Kui
Xiana, prawda?
Zaskoczony brunet
spojrzał na Mimiego.
- Dlaczego?
- Nie jestem
ślepy.
Zhou Mi z
ciężkim westchnieniem opadł na stojącą pomiędzy nimi kanapę, gestem wskazując
miejsce obok.
- Posłuchaj –
rzekł wyższy, porzucając formalny język – znam Kui Xiana od dziecka. Można
powiedzieć, że razem się wychowywaliśmy. Od podstawówki byliśmy nierozłączni.
Studiowalibyśmy razem, gdybym po zakończeniu liceum nie musiał wracać do Chin. I
mimo to cały czas byliśmy w kontakcie.
- Dlaczego mi to
mówisz? – chciał wiedzieć 004.
- Znam go na
wylot…
- Do czego
zmierzasz? – zirytował się Kim.
Mi bardzo powoli
pochylił się, i wbijając w Jongwoona pełen powagi wzrok, powiedział wolno:
- Chcę się
dowiedzieć, co doprowadziło mojego najlepszego przyjaciela na skraj załamania
nerwowego.
- Załamania
nerwowego? – prychnął brunet. – Chyba nie jest z nim aż źle, skoro przez
większość dnia jest w stanie warczeć na mnie albo grozić mi bronią.
- Trzy lata
wystarczyły, żebyś zapomniał, jak ten chłopak reaguje na zranienie? Naprawdę
zapomniałeś? – Jongwoon milczał. – Pozwól więc, że ci przypomnę. Kiedy ktoś go
skrzywdzi, Kyuhyun zachowuje się jak osaczone, dzikie zwierzę, które bez
namysłu rzuca się z pazurami na wszystkich dokoła!
Kim wbił wzrok w
swoje dłonie, nie będąc w stanie spojrzeć Chińczykowi w oczy. Wiedział, że
długonogi mężczyzna miał rację i to sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej.
- Nie chciałem
go skrzywdzić – odezwał się w końcu.
- Ale to
zrobiłeś.
- Wiem. Gdybym
mógł cofnąć czas…
- Co byś zrobił?
- Zostawiłbym go
wcześniej.
Zhou Mi uniósł
brwi, zaskoczony. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Dlaczego?
Myślałem, że…
- I nie mylisz
się – uciął Kim. – Jeśli o mnie chodzi, nic się nie zmieniło.
- Więc czemu tak
nagle zniknąłeś? – zapytał Chińczyk, wbijając zatroskane spojrzenie w czarną
czuprynę siedzącego obok mężczyzny.
- Jak wiele
wiesz?
- Tyle, ile
powiedział mi Kui Xian – odparł Mi. – Jednego dnia wszystko było w porządku, a
następnego większość twoich rzeczy zniknęła, a ty razem z nimi.
Jongwoon wyjrzał
przez okno. Jasna tarcza słońca właśnie wschodziła ponad widnokręgiem,
rozświetlając panujący wszem i wobec półmrok. Wszystko stawało się lepiej
widoczne, a przez to jakby prostsze. Niestety nie dla każdego.
- Chciałbym mu wyjaśnić,
dlaczego wtedy odszedłem – rzekł Kim z niemal namacalnym bólem w głosie. –
Chciałbym przeprosić i powiedzieć, że nawet po tej rozłące dalej kocham go jak
wariat. Ale on mnie nie chce słuchać…
- Jeśli mu nie wyjaśnisz,
dlaczego to zrobiłeś – szepnął Zhou Mi – to nawet „kocham cię” nie pomoże.
- Wiem.
- To mu powiedz.
Mnie nie musisz, ale jemu jesteś to winien.
- Nie mogę.
Jeszcze nie teraz.
* * *
- Masz wszystko?
– spytał Chińczyk, idąc obok ciągnącego walizkę w stronę wyjścia przyjaciela.
- Przecież się
nie rozpakowywałem, Mi. – odparł
Kyuhyun, zerkając na wyższego z rozbawieniem.
Jongwoon szedł
parę metrów za nimi, przysłuchując się ich rozmowie, ale nie biorąc w niej
udziału. Po rozmowie z Zhou Mim postanowił się nie wychylać. Na razie. Kiedyś
będzie musiał szczerze porozmawiać z Kyu i zdawał sobie z tego sprawę, jednak
na samą myśl o tej konwersacji oblewał go zimny pot. Uznał, że najlepszą
decyzją, jaką może teraz podjąć, będzie odwlekanie nieuchronnego i jednoczesne
przyzwyczajanie Cho do swojej obecności. Chińczyk miał rację – jego nagły
powrót zbił młodszego z tropu, a przymus wspólnej misji przycisnął go do ściany
i przyłożył nóż do gardła. Chłopak bez wątpienia czuł się zdezorientowany,
zagubiony i, co nie pozostawiało najmniejszych wątpliwości, wściekły. Kim nie
powinien go winić za jego zachowanie, w końcu młody agent bronił się jak mógł,
zareagował instynktownie na nagłą zmianę sytuacji. 004 nie złościł się na niego,
było mu jedynie przykro, że Kyu nie chce nawet wysłuchać tego, co ma mu do
powiedzenia.
Brunet
zmarszczył brwi, z widoczną niechęcią obserwując, jak Mi zamyka Kyuhyuna w
przyjacielskim uścisku. To nie tak, że był zazdrosny, on po prostu… Był
cholernie zazdrosny. Wiedział, że mężczyźni są dla siebie niemalże jak bracia,
jednak nie mógł powstrzymać rozlewającej się w jego sercu fali irytacji, gdy
Chińczyk przytulił jego współpracownika. Jego partnera. Jego…
- Cieszę się, że
mogliśmy się spotkać. – Zhou Mi wyciągnął w stronę niższego dłoń w geście
pożegnania. – Szkoda tylko, że w takich okolicznościach – dodał nieco ciszej.
- Informujcie
nas na bieżąco o postępach. I ciebie również miło było poznać. – Jongwoon oddał uścisk i posłał w jego stronę
słaby uśmiech.
Mi roześmiał się
radośnie i odszedł w stronę posiadłości, dłonią niszcząc uprzednio fryzurę Kyuhyunowi.
- Co za imbecyl
– mruknął pod nosem Cho.
- Ale go lubisz
– rzucił lekko Kim, wyczuwając szansę na rozmowę bez ryzyka kłótni.
- Oczywiście, że
tak. Mimiego nie da się nie lubić. Jest jak słońce w pochmurny dzień. – Wargi
Kyu delikatnie się uniosły, nadając jego twarzy promienny wygląd.
Kyunnie,
czy kiedyś uśmiechniesz się tak i do mnie?, pomyślał ze
smutkiem Jongwoon, zatrzaskując drzwi bagażnika pożyczonego od Mimiego
samochodu.
W drodze na
lotnisko nie odezwali się do siebie ani słowem. Kyuhyun wyciągnął telefon i do
reszty przepadł, grając w jakąś grę, a 004 postanowił milczeć i nie psuć mu
nastroju. Obserwował go tylko ukradkiem, mimowolnie przypominając sobie te
wszystkie dnie i noce, które spędzili w niemal identycznej sytuacji zarówno na
uczelni, jak i w akademiku. Doskonale pamiętał, że potrafił siedzieć obok niego
całymi godzinami, w ciszy obserwując jak gra. Oczywiście, przebiegowi samej gry
poświęcał najmniej uwagi, ale tak czy inaczej, nie uważał tego czasu za
stracony.
Jongwoon zaśmiał
się w duchu. Masz się za bardzo
spostrzegawczą osobę, Kyunnie, ale byłeś wtedy naprawdę ślepy…
~5
lat wcześniej~
Kim
Jongwoon był osobą, od której większość populacji trzymała się z daleka. To nie
tak, że był złą osobą. Nigdy nie przejechał nikomu kota, nie potraktował
bagnetem psa, a i gołębie mogły czuć się bezpieczne, gdy wychodził na dwór z
bronią w ręku. Przemoc stosował jedynie w obronie własnej. Śmiało można było
powiedzieć, że to pacyfista – nie aż taki, jak Ryeowook, ale w dalszym ciągu
pacyfista. To z kolei skłaniało ludzi do zadawania mu pytania, co takiego
sprawiło, że postanowił stać się częścią wywiadu. Przecież agenci wielokrotnie
musieli podejmować decyzje o obezwładnieniu kogoś, kto nawet nie zdążył
zarejestrować ich obecności bądź o wysadzeniu czegoś w powietrze…
Jongwoon
nienawidził nieuzasadnionej przemocy z całego serca. Brzydził się ludźmi,
którzy dla własnej przyjemności sprawiają komuś ból lub są do tego stopnia
uzależnieni od wszelkich używek, że przestają nad sobą panować i wyładowują swą
frustrację na niewinnych ofiarach.
Mężczyzna
był przekonany, że każdy człowiek powinien, w miarę swoich możliwości, bronić
słabszych od siebie przed każdą formą przemocy. Dlatego po odebraniu dyplomu
ukończenia szkoły średniej złożył aplikację do akademii policyjnej.
Nie
spędził tam wiele czasu. Szybko okazało się, że Kim ani trochę nie nadaje się
na policjanta. Zbyt się wyróżniał, wyłamywał z szeregu i, przede wszystkim,
uważał regulamin za stek bzdur. Wytrzymał tam jedynie dwa semestry, choć w
rzeczywistości to wykładowcy nie mogli go dłużej znieść. Mimo to czas spędzony
w szkole policyjnej nie poszedł na marne.
Jeden
z profesorów zaproponował mu zmianę kierunku. Zapytany, gdzie mógłby się
sprawdzić, odparł, że widziałby go jako szpiega. Jongwoon przyznał, że
przemknęło mu to kiedyś przez myśl. Wielokrotnie słyszał, że porusza się jak
duch, bezszelestnie i szybko, co niewątpliwie było zaletą tajnego agenta.
Ostateczną
decyzję podjął po rozmowie ze swym najlepszym przyjacielem. Ryeowook właśnie
kończył liceum i któregoś wieczora oznajmił mu, że zamierza pracować w
wywiadzie jako osoba odpowiedzialna za komunikację. Bardzo się ucieszył na
wieść o przenosinach swego hyunga. Zawsze był odrobinę nieśmiały, a mając u
boku kogoś, kogo mógłby określić mianem starszego brata, było mu łatwiej
przystosować się do nowego środowiska.
Studenci
czuli się w obecności Jongwoona… dziwnie. Roztaczał wokół siebie specyficzną
aurę. Ludzie byli go ciekawi, chcieli podejść i porozmawiać, ale obawiali się
jego reakcji. Będzie miły czy chamski? Jest dobrą osobą czy sadystą? Nie
potrafili zrozumieć, jak Ryeowook, który z miejsca skradł wszystkim serca swym
uroczym uśmiechem, może czuć się tak swobodnie w towarzystwie takiego indywidualisty.
Ostatecznie
wszyscy uznali, że Kim Jongwoon nie stanowi zagrożenia. Studenci przywykli do
jego niecodziennego sposobu bycia, który w dalszym ciągu niektórych przerażał,
ale wiedzieli, że w razie kłopotów mogą zwrócić się do niego o pomoc.
Ryeowook
cieszył się, że jego przyjaciel jest zadowolony z życia. Jedyne, co go
martwiło, to fakt, że nie nawiązał wielu przyjaźni. Tak naprawdę „przyjaźnił
się” jedynie z nim. Co prawda, miał jeszcze paru kolegów, jednak reszta
studentów nie znaczyła dla niego zbyt wiele. Nawet ci, z którymi się spotykał.
Nigdy
nie przeszkadzała mu inna orientacja hyunga. Dlaczego miałaby? Miłość to
miłość. Bał się tylko, że Jongwoon nie był w stanie tak naprawdę się zakochać.
Wszystkie jego poprzednie związki, których nie było wiele, przeradzały się jedynie
w przelotne romanse. Nigdy nikomu nie powiedział „kocham cię” i Wookie
wielokrotnie modlił się, by kiedyś trafił na osobę, która stopi lód w jego sercu.
Z każdym kolejnym dniem tracił nadzieję.
I
wtedy pojawił się Kyuhyun.
Już
od samego początku przykuł uwagę Jongwoona. Zaciekawił go. Zdawał się być inny
niż wszyscy dookoła. Na początku chciał się z nim tylko zaprzyjaźnić, poznać go,
dowiedzieć się czegoś więcej, co lubi, a czego nienawidzi, jakie ma nawyki,
czego się boi…
Ryeo
był zachwycony. Po Jongwoonie na pierwszy rzut oka widać było fascynację
chłopakiem. Zawsze, gdy Cho pojawiał się w polu widzenia, starszy Kim nie mógł
przestać wodzić za nim wzrokiem. Sam z siebie podchodził do niego, chcąc
wymienić parę zdań bądź po prostu go zobaczyć. Ryeowook też bardzo go polubił,
dlatego postanowił przystopować przyjaciela, gdy Kyuhyun zaczął narzekać na
swojego osobistego stalkera. Nie zamierzał pozwolić przyjacielowi zaprzepaścić
takiej szansy. Uważał, że Kyu byłby dla niego idealny. Twardo stąpający po
ziemi, stanowczy, nieco wredny, ale i wierny i kochający – właśnie tego w partnerze
potrzebował najstarszy.
Wook
upewnił się, że jego hyung się zakochał, gdy zobaczył obu przyjaciół siedzących
na ławce przed uczelnią. Kyuhyun był pogrążony w nowej grze na PSP, którą kupił
mu siedzący obok Kim. Studenci nie odzywali się do siebie ani słowem – Kyu
grał, a Jongwoon dotrzymywał mu towarzystwa… którego młodszy zdawał się w ogóle
nie zauważać.
-
Co robicie? – spytał Ryeowook.
-
Kyunnie gra, ja się wygrzewam na słoneczku – odparł czarnowłosy.
-
Ale ty się nigdy nie opalasz…
-
Czasem trzeba, to podobno zdrowe dla cery. Siadaj. – Najstarszy poklepał
miejsce obok siebie.
Ryeo
usiadł, a Jongwoon znów skierował swój wzrok na najmłodszego z całej trójki.
-
Kyuh…
-
To nic nie da – przerwał mu ze śmiechem brunet. – Nie usłyszy cię. Całkiem
odpłynął. Musiałbyś mu zabrać PSP, żeby zwrócił na ciebie uwagę.
Wookie
przez moment lustrował hyunga wzrokiem.
-
Hyung, ty…
-
Hm?
-
Ty i Kyuhyun… - szepnął mu do ucha. – Wyglądasz, jakbyś go…
-
Kochał? – odgadł Jongwoon, uśmiechając się delikatnie. – Aż tak to widać?
Ryeo
pokiwał energicznie głową.
-
Powiedziałeś mu?
-
Nie, no co ty. Niby jak mam to zrobić? – zakpił. – „Ja, Kim Jongwoon, jestem po
uszy zakochany w tobie, Cho Kyuhyunie”?
-
Hyung… - Ryeowook zerknął na Kyu, zaniepokojony, że ten mógł dowiedzieć się o
uczuciach swego przyjaciela w tak niedelikatny sposób.
-
Jak ty to sobie wyobrażasz? – kontynuował. - Przecież to Kyuhyun. Wyśmiałby
mnie i kazał spadać na drzewo – oznajmił, a widząc wystraszone spojrzenie
Wookiego, westchnął. – Nie usłyszy, spokojnie.
Na
moment zapadła cisza. Najstarszy student ponownie zajął się obserwowaniem Cho
rozmarzonym wzrokiem, natomiast Ryeowook wodził oczyma od jednego do drugiego,
nie mogąc się nadziwić zaistniałej sytuacji. Przecież…
-
To pierwszy raz – szepnął młodszy Kim. – Pierwszy raz, gdy ty…
-
Wiem. To zabawne, prawda? – Jongwoon uśmiechnął się smutno.
-
Powiedz mu. Nie marnuj takiej szansy, proszę cię…
Najstarszy
objął Wookiego, wzruszony troską, jaką otaczał go jego przyjaciel. Brązowowłosy
tak bardzo chciał, by w końcu zaznał trochę szczęścia. To wiele dla niego
znaczyło.
Nagle
roześmiał się głośno.
-
Co? – zmieszał się Ryeo.
-
No popatrz na niego. Ja powiedziałem na głos, że go kocham… teraz drugi raz!...
a ten sobie siedzi i gra! – Jongwoon nie mógł przestać się śmiać.
Po
chwili Ryeowook też się uśmiechnął. Dobrze było widzieć szczerze śmiejącego się
„brata”.
~*~
Kazano im czekać
w hotelowej restauracji. Sala była na dobrą sprawę pusta. Za barem stał jakiś
mężczyzna, zajmując się wycieraniem zakurzonych kieliszków. Kelnerka, nie mając
nic innego do roboty, odkurzała i tak już czyste stoliki, grzebiąc jednocześnie
w swoim nowiutkim smartfonie. On i Kyuhyun byli jedynymi klientami. Zerknął na
młodszego kątem oka. Cho patrzył prosto przed siebie, pogrążony we własnych
myślach. Jongwoon westchnął w duchu. Ostatnie słowa zamienili ze sobą w
Chinach. Tęsknił za jego głosem, za patrzeniem mu w oczy, za dotykiem jego ust,
ciała…
Tęsknił za
Kyuhyunem.
Nie wątpił, że niełatwo
będzie z powrotem wkupić się w jego łaski, ale nie zamierzał się poddawać. Nie
po to ubłagał Jungsu o przydzielenie mu 013 na partnera, wcześniej kłócąc się z
nim o to przez przeszło miesiąc. Pluł sobie w brodę, że dał się ponieść emocjom
przy pierwszym spotkaniu z Cho, ale minęły trzy lata i musiał go zobaczyć… Nie,
to żadna wymówka. Powinien był zachować się zupełnie inaczej, przecież
wiedział, że młodszy będzie wściekły…
Drzwi do sali
otworzyły się i obaj podnieśli głowy.
- Ryeowook
hyung! – Kyu podszedł do przyjaciela z uśmiechem na twarzy. – Co ty robisz w Singapurze?
- Pracuję, a co
mam robić? – Wook objął Kyuhyuna. – A gdzie twój partner?
Cho skrzywił się
i skinął głową w stronę podnoszącego się z miejsca Jongwoona. Ryeowook spojrzał
na niego zaskoczony, po czym uśmiechnął się szeroko i krzyknął:
- Hyung!
Wróciłeś! – agent rzucił się przyjacielowi w ramiona, mocno go ściskając.
- Miło cię
widzieć, Wookie. – 004 odwzajemnił uścisk. Za nim też się stęsknił.
Jongwoon
otworzył oczy i popatrzył na Kyuhyuna, wpatrującego się w nich z niemałym
szokiem wymalowanym na twarzy.