poniedziałek, 28 lipca 2014

Gejmisja- rozdział 4

Wróciłam! :D
Niby nie miałam weny, by kończyć pisanie tego rozdziału, ale odwiedziła mnie
przyjaciółka i chcę mieć już tego ficka z głowy, bo jest głupi xDD
Rozdział dedykowany Deulim.
Gdyby nie nasze schizy, to w życiu bym tego teraz nie napisała xDDD
Rozdział nie został zbetowany! 
Poza tym...
WELCOME BACK, LEETEUK! <333


* * *

Punkt 3- Spędzaj z nim czas i dowiedz się, jak bardzo cię lubi!


 

- Dobra, starczy, oddawaj- westchnął zrezygnowany Sungmin, próbując odebrać Donghae zdjęcie jego miłości.
- Nie! Mój ci on!- Zapłakał chłopak.
- Donghae!
- NIEEEEE!
Min uklęknął przed przyjacielem i złapał za antyramę, próbując wyrwać przedmiot z rąk cały czas krwawiącego z nosa chłopaka. Ten jednak nie chciał dać tak łatwo za wygraną. Zaparł się nogami o podłoże i pociągnął zdjęcie w swoją stronę. Wydawał przy tym dźwięki porównywalne do jęków towarzyszących rodzeniu dziecka… bądź innej potrzeby fizjologicznej wymagającej parcia.
Sungmin zacisnął wargi w prostą linię i również pociągnął przedmiot sporu. Uważał, że jeśli jego kolega dalej będzie się w nie wpatrywał, to wkrótce się wykrwawi i będzie po nim. Lee tego nie chciał. Pogrzeby sprawiały, że był potem przygnębiony. Nie lubił być smutny. To było… smutne. Tak, bycie smutnym było dla Mina smutne, więc robił wszystko, by smutku nigdy nie doświadczyć.
Donghae oparł stopy o kolana przyjaciela i szarpnął mocniej antyramę. Sungmin zachwiał się gwałtownie i upadł na Hae, przewracając ich obydwu na ziemię.
- NIEEEE, NIE RÓB TEGO, JA CIEBIE NIE CHCĘ, CHCĘ HEECHULA HYUNG, NIE GWAŁĆ…!- Wydzierał się młodszy Lee.
Reszta obserwujących potyczkę przyjaciół spojrzała po sobie ze zdziwieniem w oczach.
- Czy on właśnie powiedział, że chce zostać zgwałcony przez Heenima?- Spytał Yesung.
- To nie byłby już gwałt- pokręcił głową Kyuhyun.
Hyukjae zerknął na najmłodszego z zaciekawieniem.
- Czemu nie?
- Bo Donghae by mu jeszcze pomagał- westchnął chłopak, rozczarowany- Co to za gwałt, jak ofiara jest bardziej niż chętna?
Jongwoon pokiwał głową ze zrozumieniem.
- No tak, to już nie gwałt- uznał Yesung.
- Jaka szkoda…
Sungmin zwlókł się z przyjaciela i rzucił mu karcące spojrzenie. Dlaczego on nie może się zachowywać jak dorosły? Przecież niedługo nim będzie, mógłby chociaż udawać!
W tej samej chwili Minowi przypomniało się, że to przecież był Donghae- człowiek, który jest za głupi nawet na stwarzanie pozorów inteligencji.
No i co zrobisz, westchnął w duchu Lee, kręcąc głową na tulącego zdjęcie Heechula kumpla, nic nie zrobisz.
- No dobra- odezwał się nagle Hyukjae, wstając z trawy- zbieramy się. Aish, głupie zielsko.- Zaklął pod nosem, otrzepując spodnie z trawy.
- Po co?- Spytał Kyuhyun, którego nagle ogarnęło wielkie lenistwo.
- Przejdziemy się do Jungsu do domu i obmyślimy, jak doprowadzić do rozdziewiczenia Hae przez jego ukochanego hyunga.
Każdy z przyjaciół natychmiast podniósł się z zajmowanego miejsca, podzielając entuzjazm Hyuka. Jedynie najmłodszy Lee pozostał pod drzewem, sparaliżowany wizją niezbyt grzecznie zajmującego się nim Heechula. Chłopak wielkimi oczyma wpatrywał się w przestrzeń, nie zdając sobie sprawy, iż jego pokaźnych rozmiarów rumieńce przyciągają wzrok wypoczywającej w okolicy lokalnej społeczności, na którą składały się przede wszystkim nieświadome powodu jego osłupienia dzieci. Bogu niech będą dzięki, że tego nie wiedzą. To by je zniszczyło.
Hyukjae westchnął ciężko i skinął dłonią na Yesunga, by pomógł mu podnieść Hae. Wsunęli ręce pod pachy nadal półprzytomnego przyjaciela i poderwali go do pionu.
- Chodź, Donghae.- Westchnął zmęczony życiem Jongwoon. Nie po to zgłębiał w tajemnicy mroczne sekrety morderczych ninja, żeby teraz wieść życie zwykłego śmiertelnika.
Zerknął na Kyuhyuna, wpatrzonego w ekran swego smartfona. Przynajmniej tyle dobrego, że miał komu tą wiedzę przekazać, nie tracił więc tak całkowicie swojego cennego czasu.
Po kilkunastu minutach, podczas których Hae zdążył odzyskać cząstkę swego wątpliwego rozumu, chłopcy stanęli pod drzwiami mieszkania najstarszego członka ich paczki- Park Jungsu.  Chłopak był zdecydowanie najbardziej ogarniętym i odpowiedzialnym człowiekiem z nich wszystkich. Potrafił doprowadzić ich do porządku (przynajmniej na chwilę), podnieść na duchu w chwilach zwątpienia, zrugać za złe zachowanie i chronić przed zgubnymi wpływami reszty populacji ludzkiej, która prawdopodobnie za punkt honoru obrała sobie rozbicie tej grupy, mając ją za potencjalny gang rozbójników. Sprawiał, że stanowili zgrany zespół. Nie bez kozery nazywali Parka liderem.
Sungmin wyciągnął rękę w stronę dzwonka do drzwi. Wyjął urządzenie ze ściany, przystawił usta do dziury i wydarł się:
- RING DING DONG, RING DING DONG,RIN DIGI DI DI DI~!
Po czym szybko odsunął się od drzwi, które po paru sekundach otworzyły się z rozmachem, krusząc klamką tynk na ścianie.
- WARA WAM OD MOJEJ LODÓWKI, SĘPY JEDNE, NIC WAM BEZ NAKAZU NIE DAM, PADALCE PRZEBRZYDŁE…!
- Cześć, hyung!- Hyukjae pomachał nieco czerwonemu na twarzy przyjacielowi ręką Hae.
- Cześć, chłopaki!- Z twarzy Jungsu jak za dotknięciem różdżki zniknęła głęboka niczym Rów Mariański nienawiść, zastąpiona szczęściem, radością i braterską miłością.- Wejdźcie.
- Dzięki, Jungsu.- Uśmiechnął się do niego Jongwoon, wchodząc do środka.- Czemu tak wrzeszczałeś?
Park westchnął ciężko.
- Dostaję listy z pogróżkami…
- Z pogróżkami?- Zdziwił się Sungmin.- Od kogo?
- Od komornika.
Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem za ostatnim z gości lidera. Przez chwilę panowała absolutna cisza i nawet Kyuhyun oderwał się od telefonu, wyczuwając powagę sytuacji.
- Dlaczego komornik miałby ci wysyłać listy z pogróżkami?- Chciał wiedzieć Hyukjae.
Jungsu rozłożył ręce w geście bezradności.
- Ja mam to wiedzieć? Przychodzą tak co dwa, trzy dni- jęknął, wbijając palce we włosy- i każdy wygląda tak samo.
- Czyli?- W odpowiedzi na pytanie najstarszy machnął ręką w stronę komody zasłanej listami od komornika.
-„Drogi panie Park.”- czytał Yesung- „Niedługo pana odwiedzę w pańskim mieszkaniu. Prawdopodobnie zabiorę panu lodówkę, tak więc proszę się do niej nie przywiązywać. Z poważaniem, komornik.”
- Jakiś pojeb.- Skwitował najmłodszy, za co oberwał w głowę od Sungmina.- Za co?!
- Słownictwo, gówniarzu! Ała!- Wydarł się Min, pocierając bolące ramię.- Czego?!
- Słownictwo.- Wysyczał Cho z nieskrywaną satysfakcją w głosie.
- Spokojnie, hyung, to pewnie tylko jakiś kretyn robi sobie żarty.- Pocieszał przyjaciela Hyuk.- Nie przejmuj się.
- Myślisz?- Park spojrzał z nadzieją na kumpla, który pokiwał głową.- To świetnie! Mogę znowu zainstalować dzwonek w drzwiach!
- Ten?- Spytał Sungmin, podnosząc rzeczony przedmiot.- Właściwie po co go zepsułeś?
- Żeby komornik mnie nim nie wkurzał?
- Brzmi logicznie.
Cała grupa roześmiała się radośnie z zaistniałej sytuacji, a śmiali się jeszcze głośniej, gdy Jungsu oznajmił, że jeśli to jednak nie był żart, to oni oddają swoje lodówki. A w życiu, pomyślał każdy z osobna, gdzie będą trzymali jedzenie?
- Co was tu sprowadza?- Chciał wiedzieć  lider, majstrując przy dzwonku. Chyba będzie musiał wezwać elektryka…- I co mu jest?- Wskazał na przypominającego kupę nieszczęścia Donghae.
Hyukjae odchrząknął.
- W skrócie: Hae zakochał się w Heechulu i odrzucił Minniego, woląc zostać zgwałconym przez Heenima, ale zupełnie nie ma nadziei na jakikolwiek związek z hyungiem, więc się w duchu poddał.
Donghae wbił przestraszony wzrok w lidera. Hyukkie, Yesung, Min i Kyu go zaakceptowali, ale co z Parkiem? Co z jego autorytetem życiowym? Lee chciał być jak on. Pragnął być dojrzały, odpowiedzialny, kochany, mądry… Ale gdyby się takim stał, to już nie nazywałby się Lee Donghae.
Reszta chłopaków także wpatrywała się z napięciem w swego hyunga. Jongwoon posadził przyjaciela na podłodze, oczekując na genialne pomysły Jungsu.
- Zaproś go gdzieś.- Rzucił lekko Leeteuk, wracając do dzwonka.
- Zaproś?- Odezwał się pierwszy raz od wyjścia z parku Donghae.
- Podobno się ostatnio nudził i miał jakiś pro…
- POMOOOOCYYYYYYY!- Wypowiedź Teuka przerwał nagły wrzask, huk otwieranych gwałtownie drzwi i głośne łupnięcie, któremu towarzyszył zduszony okrzyk zaskoczonego Hae.
- H-hyung…?
Najmłodszy Lee wpatrywał się z szokiem w rdzawo rudą czuprynę na swoich kolanach, poruszającą się nieco w rytm cichego skomlenia jej właściciela. Głowa podniosła się i Donghae spojrzał w piękne brązowe, nieco załzawione, oczy swego migdała… to znaczy miłości.
- Pomóż…- szepnął cichutko Heechul, wywiercając w głowie swego dongsaenga dziurę.
- Co się stało, Heenim?- Jungsu odłożył na chwilę śrubokręt, zmartwiony stanem przyjaciela.
- Zhou Mi się stał!- Zakwilił Chul.
- Mimi?- Zdziwił się Kyuhyun, słysząc imię innego członka ich paczki.
- Tak! Mimi!
- Co zrobił?
- Co zrobił?- Zapytał z niedowierzaniem Kim, mordując wzrokiem Yesunga.- CO ZROBIŁ?!  Na zakupy mnie zabrał! I Z CZEGO SIĘ GNOJKU ŚMIEJESZ?!- Wydarł się w stronę najmłodszego w towarzystwie.
- Bo cię ostrzegałem, hyung! Tydzień temu zaciągnął tam mnie, pamiętasz? Powinieneś był mnie posłuchać.
- Obiecał mi zajebistą karmę dla kota.- Jęknął załamany kociarz.- Matko, trauma, trauma… Muszę odreagować…
Kyuhyun spoglądał to na Heechula, to na Donghae, wyczuwając idealną okazję na pierwszą, co prawda nieoficjalną, randkę. Trybiki w jego matematycznym umyśle pracowały na pełnych obrotach. Nagle nad głową chłopaka zapaliła się niewidzialna lampka.
- Idźcie z Donghae do wesołego miasteczka.- Rzucił jakby od niechcenia.
Chul przestał moczyć Hae nogawkę łzami fustracji, odwracając się do maniaka komputerowego.
- Do wesołego miasteczka?- Powtórzył, zaintrygowany.- Z Hae?
Kyu pokiwał głową twierdząco.
- Ty się trochę uspokoisz, a on i tak nie ma nic lepszego do roboty… Prawda, hyung?- Sporzał na Lee znacząco, więc ten zaczął myśleć.
Jeśli pójdzie z ukochanym do parku rozrywki, będzie mógł się do Chula zbliżyć, dowiedzieć się, jaki ten ma do niego, Donghae, stosunek. Będzie wiedział, czy ma jakieś szanse, czy lepiej dać sobie spokój już na stracie i spróbować zapomnieć.
Jeśli odmówi, będzie do końca życia żałował straconej szansy, wyobrażając sobie, jak pięknie mogłoby być, gdyby niczego tego dnia nie spierdolił.
- Prawda.- Uśmiechnął się lekko Donghae.- I chętnie wyjdę z domu.
Hyukjae otarł ukradkiem łzę wzruszenia. Jego mały Haeś się przełamał. Był tak cholernie z niego dumny, że by go teraz wyściskał, gdyby to nie groziło późniejszym odrzuceniem młodszego przez Heenima.
- Wyśmienicie!- Heechul klasnął w ręce, uradowany i poderwał dongsaenga do góry, natychmiast ciągnąc o w stronę nadal otwartych drzwi.- To cześć wszystkim!- Zawołał, zbiegając z Hae po schodach.
- Już idziemy?- Zdziwił się Donghae, a Hee pokiwał radośnie głową.
- Tak dawno nie byłem w wesołym miasteczku, że nie mogłem się doczekać.- Oznajmił Kim, uśmiechając się szeroko, gdy stanęli w kolejce, oczekującej na wejście do parku rozrywki.- A Hannie się na mnie ostatnio wypiął i poszedł do pracy. Woli charować, niż włóczyć się z najlepszym przyjacielem! Rozumiesz to? Bo ja nie bardzo. O, nasza kolej!
Donghae z zachwytem wpatrywał się w paplającego hyunga, który najwyraźniej zapomniał, że dalej trzyma dłoń młodszego. To nie przeszkadzało Hae, ba, wręcz przeciwnie, był z tego niezwykle zadowolony. Czuć jego dłoń na swojej… Palce zaciskające się na jego palcach…
Wspaniałe uczucie. Chciałbym, żeby tak było już zawsze…
Heechul kupił im bilety, tłumacząc chcącemu oddać mu pieniądze Hae, że to prezent z okazji zdania do następnej klasy. Lee odchrząknął cicho. Nie można być orłem ze wszystkiego… Ważne, by być dobrym w czymś konkretnym. Na przykład… WF. Albo muzyka. Lekcja wychowawcza.
Dwaj przyjaciele spacerowali wolno alejkami, korzystając z co ciekawszych atrakcji. Kim niestety schował ręce do kieszeni, więc młodszy już nie mógł cieszyć się jego dotykiem.
Donghae parę razy próbował zapytać swego hyunga, jak wielką (lub niewielką) sympatią go darzy, jednak zawsze w takich momentach starszy niemal siłą wpychał go do kolejnej kolejki, wsadzał mu do ust następnego szaszłyka lub raczył go następną wielce fascynującą historią swego jeszcze cudowniejszego życia. Chłopak chętnie ich słuchał, ale nie ukrywał, że zaczynał się niecierpliwić. Miał już powoli dość tej niepewności.
Do zamknięcia wesołego miasteczka została zaledwie godzina, gdy chłopcy skierowali się w stronę nawiedzonego domu. Heenim zerknął na młodszego kolegę.
- Wchodzimy?- Spytał zachęcająco, widząc cień strachu na twarzy towarzysza.
- Eee… uhm… niech będzie…- wydukał w końcu Lee.
- Czemu to tu wisi?- Hee przekrzywił głowę, spoglądając z ukosa na wielki krzyż, zawieszony nad wejściem do domu strachów.
- Bo to kaplica.
Obydwaj spojrzeli na wyłaniającą się z mroku postać. Kim podskoczył i chwycił się za serce.
- Chryste, Siwon…- sapnął, wpatrując się w przyjaciela- Co ty tu robisz, do cholery? I czemu wyglądasz jak ksiądz?
- Pracuję tu.- Wyjaśnił Choi, wzruszając ramionami. Uśmiechnął się lekko.- A ty, hyung, zaczynasz dojrzewać do nawrócenia, jak widzę.
- Co? Do niczego nie dojrzewam- prychnął- chyba że do przywalenia ci w ten pusty łeb.
- Szkoda…
- Czemu wyglądasz jak ksiądz?- Powtórzył pytanie swej miłości Hae, równie ciekawy odpowiedzi.
- Myślałem, że to kapliczka, w której można usiąść i wyciszyć się przy modlitwie- oznajmił Siwon- ale się pomyliłem. To faktycznie ma być kaplica, jednak…
- Dom strachów w kaplicy. Łapię.- Powiedział Heechul, popychając Donghae w stronę drzwi.- To my się rozejrzymy, a ty tu czekaj, Panie Wielebny.
W środku panował półmrok, mający wprowadzić zwiedzających w stan zaniepokojenia. Na ścianach wisiały zniszczone, poplamione sztuczną krwią symbole religijne. Chłopcy lawirowali pomiędzy powalonymi ławkami i rzeźbami, trzymając się wyznaczonej ścieżki. Tak na wszelki wypadek.
Hae wczepił się w ramię Heenima, gdy z sufitu spadł pomalowany fluorescencyjną farbą szkielet.
- Pewnie wolałbyś przyjść tu z kimś odważniejszym, prawda, hyung?- Szepnął Lee.
- Nie, czemu? Z tobą jest mi tu bardzo przyjemnie.
- Naprawdę?- Donghae podniósł głowę, spoglądając w oczy Kima, z których biła łagodność.
- Tak. Jesteś moim ulubionym dongsaengiem, czemu miałbym chcieć bawić się tu z kimś innym?- Zaśmiał się lekko Chul, szczypiąc delikatnie policzki Hae.- Zobacz, ale to lamerskie!- Chłopak pociągnął nogę szkieletu, która po chwili oderwała się od miednicy.- Ups…
Paręnaście minut później przyjaciele opuścili nawiedzony dom, zanosząc się śmiechem. Po tym, jak Heenim powiedział, że spośród młodszych kolegów lubi najbardziej Donghae, ten nie bał się już niczego, wspólnie ze swoją sympatią wyśmiewając miejsce pracy Siwona.
- O, przebrałeś się!- Zauważył Hae, wskazując na normalny ubiór etatowego księdza.
- Było mi niewygodnie… Hyung, co robisz?!- Krzyknął Choi, uginając się pod ciężarem starszego chłopaka.
- Wiśta wio!- Darł się Kim, uderzając piętami w łydki Siwona.- Do domu, galopem!
- Zejdź ze mnie!
- WIIIIOOOOOO!!!
Donghae przyglądał im się z lekkim politowaniem w oczach.
- W kim ja się zakochałem?- Szepnął pod nosem, po czym podążył za swą ujeżdżającą kumpla jak konia miłością.

niedziela, 13 lipca 2014

S.P.Y- Rozdział 3

Udało mi się skończyć ten rozdział. W końcu.
Serdecznie dziękuję za komentarze pod HunHanem, naprawdę podniosły mnie na duchu i już
dziś mogę Wam zapowiedzieć kolejnego, tym razem fluffa :3
Tymczasem we wtorek wyjeżdżam na tydzień za granicę. Odpocznę, naładuję baterię. Trzeba mi tego, bo chociaż są wakacje, to moje nerwy są napięte do granic możliwości.
Rozdział zbetowany dodam jutro, teraz muszę zejść z lapka.

* * *

 
7 lat temu~
Mężczyzna, który prowadził wykład, zdecydowanie znał się na rzeczy. Sposób, w jaki omawiał różne rodzaje broni, wyjaśniając ich działanie i podpowiadając sytuacje wymagające konkretnego uzbrojenia, wywierał na studentach niesamowite wrażenie. Większość z nich siedziała wciśnięta w twarde siedzenia, na których przyszło im spędzić najbliższe kilkadziesiąt minut pozornie nudnego monologu profesora, którego sposób bycia i aparycja sugerowały, iż odbył wieloletnią służbę w terenie. Rozlewająca się z wolna pośród czerni jego kosmyków siwizna wraz z twardym wyrazem twarzy i ostrym spojrzeniem skutecznie ściągały wzrok uczniów na jego osobę. Nikt nie mógł przed tym uciec. Z jednym wyjątkiem.
Kyuhyun był wyraźnie rozproszony. Nie patrzył na emerytowanego agenta dłużej niż przez kilka sekund na raz, choć naprawdę starał się skupić na jego słowach. Zdawał sobie sprawę, iż ten wykład jest dla niego wielce istotny, może nawet bardziej niż wszystkie pozostałe. Mimo to, niemal natychmiast spoglądał w każde inne miejsce w zasięgu jego wzroku- w rogi sali, na krajobraz za oknem, na sylwetki obecnych w pomieszczeniu… Jednak myśli zaprzątało mu tylko jedno.
Co do cholery jest nie tak z tą dwójką?
Młody student od pamiętnego dnia w bibliotece wpadł na nich jeszcze kilkakrotnie.
Następnego ranka po przyjeździe ledwo zwlekł się ze swego nowego łóżka, które tak nawiasem mówiąc okazało się być o wiele wygodniejsze niż się tego spodziewał. Przecierając zaspane oczy, zdjął piżamę i wciągnął na siebie pierwsze czyste ubrania, jakie wpadły mu w ręce, dopiero po chwili orientując się, że ubrał dwie różne skarpetki, koszulkę tył na przód a spodnie na lewą stronę. Żeby było zabawniej, kolory kompletnie do siebie nie pasowały, przez co Cho wyglądał jak nieco skromniejsza wersja klauna. Naprawiwszy swój błąd, powędrował do znajdującej się w pokoju niewielkiej acz przytulnej łazienki. Obmył zimną wodą twarz i spojrzał w lustro.
- To mi się śniło, prawda?- Zastanowił się na głos- Przecież nikt normalny nie biega po bibliotece z pistoletem na wodę- skrzywił się lekko- tym bardziej wypełnionym kiślem.
Chłopak westchnął ciężko i potrząsnął głową, jakby chcąc pozbyć się dziwnych myśli.
- Nikt nie jest aż takim debilem.- Prychnął.
Pół godziny później uświadomił sobie, jak bardzo się mylił.
A pomylił się dosyć boleśnie. Dosłownie.
*
Schodził właśnie po schodach na dół, za cel obrawszy sobie stołówkę (w końcu od dziś był biednym, głodującym studentem!), gdy usłyszał jakieś wrzaski. Podszedł ostrożnie do drzwi jadalni, które po chwili wahania odważył się nieco uchylić, zaglądając do środka. Pod wpływem impulsu rozwarł je szerzej, chcąc wejść do pomieszczenia i dowiedzieć się, co się dzieje. I to był jego błąd.
Pierwszym, co dostrzegł, było latające we wszystkie strony jedzenie, lądujące na ścianach, meblach bądź uczniach, będących i strzelcami, i celami. Studenci poprzewracali stoły, tworząc z nich swego rodzaju okopy, w których mogli się schronić przed atakiem wroga. Rechoczące indywidua przemykały slalomami z jednej barykady do drugiej, przez co Cho nie mógł stwierdzić, czy była to zorganizowana bitwa, czy najzwyklejszy na świecie spontan. Nieświadomie postąpił krok naprzód i w następnej sekundzie leżał na pokrytym mąką skrawku podłogi, jęcząc cicho z bólu. Chwilę później wrzawa ucichła, a to za sprawą pełnego złości wrzasku:
- MÓWIŁEM, ŻE NIE RZUCAMY MEBLAMI, MORONY!
Kyuhyun otworzył oczy, spoglądając na leżące obok krzesło, a następnie na pochylającego się nad nim chłopaka z biblioteki.
- Nic ci nie jest, Kyuhyunnie?- Spytał Jongwoon.
Kyu przeniósł wzrok na mebel, który dosłownie zwalił go z nóg i pokręcił głową z niedowierzaniem. Czy on śnił? Dojmujący ból w lewym udzie przeczył tej tezie. To z pewnością nie był sen, tylko jakaś chora, równoległa rzeczywistość, w której poważni studenci atakowali się nawzajem produktami spożywczymi i krzesłami. Kyuhyunowi przeszło przez myśl, że może jednak wypadałoby odstawić na trochę Starcrafta. Ta gra miała na niego najwyraźniej zły wpływ.
- Kyuhyunnie?- Kim spojrzał na niego z troską w oczach.
- To twój kumpel, Jongwoon?- Zapytał stojący nieopodal chłopak, bawiący się trzymaną w dłoniach miską budyniu, prawdopodobnie chcąc go komuś wylać na głowę.
- Ni…- chciał zaprotestować Cho, w czym przeszkodziła mu dłoń Jongwoona, zasłaniająca jego usta.
- Owszem.- Potwierdził starszy.- A w moich przyjaciół się nie rzuca krzesłami.- Warknął, piorunując kulącego się pod ścianą osobnika, który pod wpływem jego spojrzenia wymamrotał ciche przeprosiny.
Po chwili studenci rozeszli się i zaczęli sprzątać jadalnię, postępując według niepisanej zasady, która mówiła, iż bajzel po wojnie sprzątają żołnierze. Jakkolwiek dziwny by nie był ten kampus, jego lokatorzy potrafili być porządnymi ludźmi. Czasami.
Kyuhyun odciągnął zawadzające mu palce od swojej twarzy, piorunując ich właściciela.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi. Nawet się nie znamy.- Zaoponował Cho.
- Kim Jongwoon.
- Wiem, jak masz na imię, ale…
- A ty jesteś Cho Kyuhyun- uciął Kim, wzruszając ramionami lekceważąco, po czym uśmiechnął się szeroko- więc, skoro już się poznaliśmy, mogę się nazywać twoim znajomym.
- Znajomym tak- potwierdził Kyu- przyjacielem nie.
- A co to za różnica?- Zdziwił się starszy.
Młodszy chłopak miał ochotę uderzyć się dłonią w twarz, niedowierzając głupocie swego, bo wszystko na to wskazywało, hyunga. Czy można być jeszcze dziwniejszą osobą?
Parę godzin później okazało się, że owszem, można.
*
Znowu szedł do jadalni, tym razem na kolację. Chcąc uniknąć ponownego uderzenia przez latające meble, ostrożnie uchylił drzwi i przez wąska szparę zajrzał do środka. Upewniwszy się, iż bitwa się skończyła a stołówka jest bezpieczna, wszedł do środka.
Tym razem studenci siedzieli przy stolikach, zajadając się kanapkami, sałatkami oraz mniej zdrowymi potrawami, wymieniając się między sobą spostrzeżeniami z pierwszego dnia spędzonego na uczelni. Co rusz z różnych zakątków sali słychać było głośne wybuchy śmiechu, kłótnie na temat wykładowców i jęki zawodu z powodu kończących się dni wolności. Mimo wszystko większość uczniów była nastawiona entuzjastycznie do kolejnego roku pełnego wrażeń. Bądźmy szczerzy- kto chociaż raz w życiu nie zapragnął wysadzić czegoś w powietrze i obserwować rosnącej kuli ognia?
Kyuhyun odprężył się i zaczął szukać wzrokiem wolnego miejsca. Jednak pierwszego dnia wolał nie siadać koło obcych mu osób. Nie chciał się narzucać. Postanowiwszy w duchu, iż jutro na zajęciach postara się zawrzeć nowe znajomości, ruszył w stronę obleganego przez głodną młodzież szwedzkiego stołu. Nie zdążył przejść nawet połowy drogi, gdy poczuł silne pociągnięcie za łokieć i uderzenie w bolącą łydkę. Stęknął cicho.
- Co do…
- Yah, Kyuhyunnie, zjedz z nami!- Uśmiechnął się Kim Jongwoon.
Cho spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Niby czemu miałbym z tobą jeść?- W złości zapomniał o dodaniu „hyung”.
- Bo jesteśmy przyjaciółmi?
- Nie jesteśmy.- Warknął nowy student, próbując wstać. Bezskutecznie.
- Hyung, nie przytrzymuj go tak.- Odezwał się towarzysz Jongwoona z biblioteki, obecnie zajadający się jajecznicą.
- Właśnie.- Przytaknął Kyu.- Puść mnie.
- Czemu?- Zdziwił się starszy Kim.- Chciałem, żeby z nami zdjadł.
- A widzisz, żeby miał talerz?- Westchnął Ryeowook.
Jongwoon zamyślił się głęboko, wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Nagle krzyknął:
- Faktycznie! Ryeowook- chłopak poderwał się i podał przyjacielowi rękę zniewolonego Cho- pilnuj go.
W następnej sekundzie Kyuhyun obserwował plecy oddalającego się od nich Kima, zagarniającego po drodze pustą tacę.
- Nie przejmuj się nim.- Odezwał się młodszy Kim, puszczając jego nadgarstek.- Przywykniesz.
- Nie wiem, czy chcę.- Skrzywił się Kyu, odwracając się do towarzysza.- On jest dziwny.
- Wiem, że jest. Słuchaj…
- Kyuhyun.
- Kyuhyun. Jongwoon hyung jest dość specyficzną osobą, ale da się go polubić.- Uśmiechnął się Ryeo, widząc niepewne spojrzenie swego dongsaenga.- Zresztą nie wydaje mi się, żebyś miał inne wyjście.- Zachochotał.
Cho zmarszczył brwi, skonsternowany.
- Niby czemu?- Chciał wiedzieć.- Do niczego mnie nie zmusi.
- Nie, ale, mówiąc wprost, nie odczepi się od ciebie.
- Nie rozumiem…
Ryeowook westchnął ciężko i odłożył widelec. Pochyliwszy się w stronę Kyuhyuna, z wymalowaną na twarzy powagą powiedział:
- Tak naprawdę on nie ma zbyt wielu przyjaciół. Jest powszechnie lubiany i szanowany, jak miałeś okazję zauważyć dziś rano, ale mało osób dopuszcza do swego bliskiego otoczenia. To nie tak, że nienawidzi ludzi czy coś w tym stylu.- Zaoponował, widząc cień obawy w oczach młodszego.- Po prostu w dzieciństwie ktoś go bardzo skrzywdził i teraz ma ograniczone zaufanie. Starannie selekcjonuje swoich znajomych. Dlatego też pogratulowałem ci wczoraj przyjęcia do grona jego przyjaciół.- Uśmiechnął się.
- Skoro tak bardzo uważa na to, z kim się zadaje- zastanowił się Cho- to dlaczego tak szybko uznał mnie za przyjaciela?
Kim wzruszył ramionami, nieco rozbawiony.
- Nie wiem. Musiał zobaczyć coś w twoich oczach, co go przekonało.
- Wiem, co w nich dojrzał.- Prychnął chłopak.- Wątpliwości względem jego zdrowia psychicznego.
Ryeowook wybuchnął gromkim śmiechem, a po chwili dołączył do niego Kyuhyun. Mimo wszystko sytuacja, w której się znalazł, była dosyć zabawna.
- Yah, z czego się cieszycie?- Zapytał Jongwoon, zaskoczony wesołością, jaką zastał przy jego stoliku.- Coś przegapiłem?
- Nie, hyung.- Zaśmiał się Ryeo, ocierając łzę rozbawienia z kącika oka.- Po prostu sobie z Kyuhyunem troszkę poplotkowaliśmy.
- O kim?
- O tobie.- Wypalił Cho, patrząc mu prosto w oczy.- Chciałem wiedzieć, kim jest osoba, która nieustannie powoduje u mnie obrażenia cielesne.
- Obrażenia?
- Obite biodra z biblioteki i noga, w którą oberwałem krzesłem.- Przypomniał najmłodszy.
- To nie ja rzuciłem ciebie tym krzesłem.- Mruknął pod nosem Jongwoon.
- Dobra- Kyu wzniósł oczy do nieba w geście rezygnacji- za to cię nie obwinię.
Ryeowook ponownie się zaśmiał, widząc przekomarzającego się z jego przyjacielem nowego kolegę. Przeniósł wzrok na speszonego, ale uradowanego Kima. Kyuhyun dowiedział się później, iż Ryeo uznał, że ta znajomość wyjdzie ich hyungowi na dobre.
- Masz, jedz.- Najstarszy podsunął Kyu pod nos tacę z talerzem kanapek i kubkiem herbaty.- Rano nic nie zjadłeś, prawda?
Cho zmierzył chłopaka podejrzliwym spojrzeniem, jakby obawiając się, iż ten dodał do jedzenia arszenik, jednak po chwili zabrał się do jedzenia.
- Nie zdążyłem.- Potwierdził, żując kanapkę z serem i szynką.- Dzięki. Ale nie spodziewaj się, że zacznę nazywać cię hyungiem, bo dałeś mi jeść.
Jongwoon zaśmiał się cicho, wywołując tym lekki uśmiech na twarzach towarzyszy.
- Zobaczymy.
*
Kyuhyun potrząsnął głową, ponownie starając się skupić uwagę na wykładowcy. Bezskutecznie. Przed oczyma stanęły mu sceny z kolejnych dni, podczas których nieustannie wpadał na poznaną dwójkę. Studenci zaproponowali mu grę w podchody (Cho zastanawiał się, dlaczego oni w tym wieku chcą się jeszcze w to bawić, ale szybko przekonał się, że nie o takie podchody im chodziło. A przynajmniej nie na zasadach, które znał.), wspólne wyskoczenie na basen (w sensie dosłownym…). Wyrazili także niepokojący Kyuhyuna entuzjazm, gdy wpadli na pomysł, żeby podarować nowemu koledze jego własny pistolet na wod… kisiel. Cho oczywiście odmówił, zarzekając się, że nigdy nie weźmie udziału w czymś tak idiotycznym.
Kilka miesięcy później przekonał się, że jego odmowa została puszczona mimo uszu.

~*~

W mieszkaniu panowała względna cisza, przerywana przez dźwięk wydobywający się ze ściszonego, starego telewizora. Zasłony na oknach zaciągnięto, nie pozwalając przedostać się nawet najmniejszemu promykowi światła słonecznego. Na beżowych ścianach raz po raz ukazywała się kolorowa smuga, rzucana przez ekran telewizora. Leciała komedia, jednak mężczyzna leżący na kanapie nie oglądał jej już od dobrej godziny. To nie tak, że ich nie lubił, wręcz przeciwnie, uwielbiał umilać sobie w ten sposób czas, a ten film był szczególnie zabawny. Jednakże zaprzątające mu od kilku dni myśli nie pozwalały skupić się na fabule, która normalnie w przeciągu kilku minut spowodowałaby bolesne od śmiechu skurcze przepony.
Nie ważne, co robił i jak bardzo się starał, nie potrafił wyrzucić go z pamięci. Wcześniej jakoś mu się to udawało. Po roku zdawania sobie i innym pytań, obwiniania siebie, jego, całego świata i ogólnie rzecz biorąc po całych dwunastu miesiącach cierpienia był w stanie skupić myśli na czymś innym. Mógł szczerze się uśmiechnąć, normalnie funkcjonować, pracować jak każdy inny agent. Ba, od większości był nawet lepszy! Czuł dumę, wspominając zakończone sukcesem misje. Odpoczywał sam lub w gronie rodzinnym, niczym się nie przejmując. Tym razem było jednak inaczej, a to za sprawą Kima-Pierdolonego-Jongwoona i jego nagłego powrotu.
Kyuhyun starał się nie zastanawiać, gdzie był, co robił a także jak i dlaczego zniknął trzy lata temu. To już nie powinno go obchodzić. Nie teraz, kiedy on zdołał zacząć życie na nowo, bez tego kretyna, pałętającego się mu pod nogami. Tak, wmawiał sobie Cho, on mi tylko cały czas przeszkadzał, a tamto wtedy się nie liczy. Nie liczy….
Podskoczył gwałtownie, gdy z rozmyślań wyrwał go niespodziewany dzwonek do drzwi. Zwlókł się z kanapy i podszedł do drzwi, wyglądając przez wizjer. Zmarszczył brwi. Nikogo nie dostrzegł. Otworzył drzwi, wychylając się na zewnątrz i spoglądając na schody, które okazały się być puste.
Cofając się do mieszkania, kątem oka zauważył coś białego, leżącego na wycieraczce. Pochylił się, by podnieść kopertę i zatrzasnął drzwi.
Przyjrzał się swemu imieniu i nazwisku, zapisanymi starannie na białym papierze, który po chwili rozerwał, chcąc wyjąć list. Jego oczy zwęziły się groźnie, a z ust wydostał się złowieszczy syk:
- Chyba sobie, kurwa, kpisz!
Kyuhyun w złości rzucił kawałkiem papieru i szybkim krokiem podążył do kuchni. Czując narastającą furię, kopnął stojący pod ścianą kosz na śmieci, przewracając go z głośnym hukiem. Starał się wyrzucić z pamięci podrzucony mu liścik.
Kyuhyunnie, porozmawiaj ze mną. Tęskniłem za Tobą, tak bardzo tęskniłem. Cieszę się, że mogłem Cię znów zobaczyć i że będziesz moim partnerem w czekającej nas misji. Modliłem się, żebyś to był Ty i moja prośba została wysłuchana. Więc może teraz mi wybaczysz? Jongwoon.
- Nigdy w życiu.- Warknął Kyuhyun, wracając do przedpokoju, by podrzeć kartkę, wyrzucić i zapomnieć, jakby nigdy jej nie dostał.
I jakby nigdy nie rozdrapała starych, wciąż otwartych, ran.

czwartek, 3 lipca 2014

Na zawsze razem

Hey! 
W końcu są wakacje! :D
Na początek przepraszam za tak długie milczenie, ale zdecydowanie potrzebowałam chwili przerwy.
Teraz jednak mamy wolne i czuję, że wróciła mi wena, więc postaram się więcej pisać ^^
Dziś powracam do was z moim pierwszym opowiadaniem o EXO- HunHanem! <3
Szok, nie? Tym razem nie Juniorzy! xDD
Tak, poszerzam horyzonty. Za jakiś czas powinnam napisać też coś z BTS.
Uh, padam, zmęczona jestem x.x 
Enjoy~!
UWAGA: Moja beta nie widziała tego jeszcze na oczy xD 

~* * *~ 


Czy można kogoś kochać za bardzo?
Tak bardzo, że nawet gdy odejdzie, w dalszym ciągu przy tobie pozostanie?



- Luhan, wszystko w porządku?
- Przecież widać, że nic z nim nie jest w porządku, Yixing.
- Wypadało zapytać, mimo wszystko…
- „Mimo wszystko”? Zhang, do jasnej cholery, skończ pierdolić!
- Słucham? Co to niby ma znaczyć, Jongin?
- Powiedziałeś to tak, jakby zupełnie nic się nie stało, a on kurwa stracił wszystko!
- Ja wcale nie…
- Zamknijcie się obydwaj! Natychmiast!- Warknął Minseok, ucinając bezsensowną sprzeczkę przyjaciół, po czym spojrzał z troską na chłopaka będącego przedmiotem dyskusji. Kucnął przed nim i kładąc ostrożnie dłoń na jego udzie, powiedział delikatnie- Lulu…
Luhan siedział zgarbiony na plastikowym niebieskim krześle, jednym z wielu ustawionych w równym rzędzie pod chorobliwie wręcz białą ścianą. Od dłuższego czasu nie zwracał uwagi już na nic- na bolące plecy, niewygodne siedzenie czy kłócących się towarzyszy. Wszystko działo się jakby obok niego, nie mając wpływu na jego osobę. Xiao miał wrażenie, jakby świat wokół niego przestał istnieć, zniknął, rozpłynął się, pozostawiając go w nicości i odrętwieniu, uniemożliwiającymi ponowne odczuwanie.
I w rzeczywistości tak się stało. Jego świat już nie miał prawa bytu.
Xiumin uniósł się nieco i z wahaniem chwycił chłopaka pod brodę, zmuszając go do podniesienia głowy. Gdy spojrzał w jego oczy, zamarł z przerażenia, podobnie jak i reszta obecnych.
Oczy Luhana były puste jak u lalki i przyjaciele przez moment czuli się, jakby spoglądali na martwego człowieka, którego dusza już dawno opuściła zimne ciało.
* * *

- Sehun-ah!
Brązowowłosy podniósł wzrok znad książki, spoglądając na swego hyunga, spieszącego w jego stronę z promiennym uśmiechem na ustach. Już miał zamiar go odwzajemnić, gdy dostrzegł w jego prawej dłoni kawałek papieru. Bardzo znajomy kawałek papieru. Z tego powodu postanowił przybrać niewzruszony wyraz twarzy.
- Sehun-ah! – Powtórzył chłopak, lekko zdyszany przystając obok fotela, w którym rozsiadł się jego przyjaciel.
- Coś się stało?- Spytał Oh, ponownie wlepiając wzrok w dzierżoną w dłoniach powieść.
- A i owszem.- Zachichotał Lu.
- Cóz takiego?
- Hm… dostałem list.
- Och?- Młodszy przewrócił stronę, chcąc dokończyć czytany akapit.
- Chcesz wiedzieć, co w nim przeczytałem?
- To list do ciebie, hyung. .- Odparł Hun.- Nie muszę znać jego zawartości. Nawet nie powinienem.
- A ja jestem przekonany, że wiesz, co jest w nim napisane.
- Dlaczego?
- Bo to ty go napisałeś.- Zaśmiał się Chińczyk.
- Masz na to dowody?- Prychnął Oh- Zresztą po co miałbym…
- Też cię kocham, Sehun-ah!
- Nie wiem, o czym mówisz.- Mruknął młodszy, podnosząc wyżej książkę, by zasłonić wpełzający na jego usta uśmiech.
* * *
Drzwi zamknęły się za nimi z cichym trzaskiem, gdy przeszli przez tak dawno nie przekraczany przez Luhana próg. Minseok wpatrywał się w plecy przyjaciela, którego wzrok bezwolnie prześlizgiwał się po ścianach i meblach. Chłopak już prawie nie pamiętał, jak wygląda ich… jego dom.
Wszedł głębiej, chcąc zobaczyć więcej.
Przedpokój, w którym składali sobie delikatne pocałunki, gdy któryś z nich wychodził lub wracał z pracy.
Kuchnia, w której niejednokrotnie urządzali sobie bitwy na jedzenie, uprzednio uznawszy je za niezdatne do spożycia.
Łazienka, w której odbywali wspólne kąpiele, nie szczędząc sobie przy tym pieszczot.
Salon, gdzie zwykli długimi godzinami oglądać dramy, zawinięci w jeden koc tuląc się na wąskiej kanapie.
I wreszcie sypialnia, miejsce do cna przesiąknięte wspomnieniami ich upojnych nocy. Fioletowe ściany już nigdy nie zapomną czułych szeptów,  subtelnych pocałunków, delikatnego acz rozpalającego ogień dotyku, głośnych jęków i krzyków rozkoszy, wydostających się z opuchniętych warg przy każdym spełnieniu.
Luhan zawahał się przez moment, zanim wszedł do ich pokoju. Wszystko wyglądało tak, jak to pozostawił kilka tygodni temu. Niepościelone łóżko, rozgrzebana pościel, do połowy odsłonięte rolety na oknie, koszulka Sehuna przewieszona przez oparcie krzesła. Xiao zupełnie o niej zapomniał, w panice wybiegając z mieszkania, gdy odebrał tamten telefon…
Chińczyk podszedł wolnym krokiem do biurka i dotknął delikatnie czerwony t-shirt, jakby w obawie, iż rozpadnie się pod wpływem kontaktu z jego dłonią.
- Luhan…- Minseok wszedł za przyjacielem do pomieszczenia, obejmując go lekko ramieniem.- Luhan, możesz zostać u mnie. Albo u Junmyeona. Ale naprawdę, Lu, nie zmuszaj się. Nie musisz tu wracać tak szybko, naprawdę nie musisz…
- Chciałem, Seokkie…- Wyszeptał Xiao, zaciskając palce na koszulce.- Chc-ciałem go znowu p-poczuć, j-ja…- Łzy wydostały się z jego przeszklonych oczu, spływając nieprzerwanym strumieniem po bladych policzkach.
Xiumin przyciągnął do siebie przyjaciela, chcąc go pocieszyć, ten jednak wyrwał się z jego ramion, odsuwając się gwałtownie z sehunową koszulką przy piersi.
- Z-zz-zostaw mnie…- Załkał, rzucając się na łóżko.- ZOSTAW!- Krzyknął, czując niepewną dłoń Minseoka na ramieniu.
Chłopak spojrzał z żalem na najlepszego przyjaciela, jednak postanowił wysłuchać jego prośby. Może potrzebuje teraz samotności, pomyślał, zanim opuścił mieszkanie.
Słysząc cichy trzask drzwi frontowych, Luhan wybuchnął spazmatycznym płaczem. Zwinął się w ciasny kłębek, tuląc do serca t-shirt swojego chłopaka. Szlochał głośno w poduszkę, która nadal nim pachniała. Ciągle go czuł, zupełnie jakby młodszy jedynie wyszedł na chwilę, a nie…
- Sehun-aah…- Zawodził Chińczyk, chowając w materiale poszewki zaczerwienioną od łez twarz.- Hunnie… B-błagam… Niech to b-będzie tylko koszmar… Sehunnie… Pro-proszę…  Nie zostawiaj mnie…
* * *
Luhan podłączył słuchawki do telefonu, po chwili delektując się czystymi głosami wokalistek ulubionego girls bandu. Z głośnym westchnieniem opadł na łóżko. Przymknął oczy, chcąc się chwilę zdrzemnąć. To był dla niego bardzo męczący dzień. Mnóstwo papierkowej roboty, bieganie po połowie Seulu, a to wszystko tylko dlatego, że w dalszym ciągu był na okresie próbnym. Jego nowy pracodawca najwyraźniej lubił znęcać się nad nowo zatrudnionymi, bo z tego, co widział, nie był jedyną osobą traktowaną w ten sposób.
Gdy zaczął odpływać w zbawienny niebyt, poczuł, jak materac ugina się pod ciężarem osoby, która najwyraźniej za punkt honoru obrała sobie zakłócić jego odpoczynek.
- Idź sobie- mruknął cicho, nawet nie siląc się na uchylenie choć jednej powieki. Był zbyt wyczerpany.
- Luhan hyung…- Xiao natychmiast otworzył oczy, spoglądając na swego dongsaenga, którego kształtne wargi sekundę temu badały jego skroń.- Jesteś bardzo zmęczony?
- Nie, nie aż tak bardzo.- Zaprzeczył starszy, gwałtownie potrząsając głową.
Sehun zaśmiał się cicho, składając czuły pocałunek na ustach swojego chłopaka. Luhan natychmiast wplótł palce prawej dłoni w miękkie, brązowe kosmyki Oh, oddając pieszczotę.
Po dłuższej chwili Hun oderwał się od Chińczyka i opadł na materac obok niego. Xiao momentalnie przylgnął do jego boku, czując przygarniające go ramiona.
- Śpij, kochanie…- szepnął cicho Sehun, tuląc do siebie Luhana, który po kilku sekundach już spał.
* * *
Przyszli wszyscy ich przyjaciele. Junmyeon, Yifan, Jongdae, Minseok, Jongin, Kyungsoo, Chanyeol, Baekhyun, Yixing, Zitao. Stali razem z nim, w ciszy wspólnie przeżywając żałobę, wsłuchani w słowa księdza i szloch pani Oh, która wraz z mężem stała gdzieś z tyłu, najwyraźniej nie mogąc znieść widoku trumny, skrywającej ciało jej ukochanego syna.
Luhan spojrzał w głęboki, ciemny otwór, mający na zawsze pochłonąć miłość jego życia. Mężczyźni w czarnych garniturach spuszczali w dół przytwierdzoną do lin trumnę, powoli, niespiesznie, nie chcąc wyrządzić nieczującemu już ciału krzywdy.
Ksiądz zakończył modlitwę i odsunął się na bok, pochylając głowę w geście szacunku dla zmarłego. Matka Sehuna drżącą dłonią nabrała w palce odrobinę ziemi, którą następnie rzuciła do grobu. Luhan uczynił to samo, obserwując opadające w ciemność grudki gleby. Reszta przyjaciół powtórzyła symboliczny gest. Po tym grób został zasypany.
Goście zaczęli się rozchodzić. Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi poza panią Oh, która przygarnęła go na krótko do piersi, łkając:
- Dziękuję… Dzięki tobie mój synek był szczęśliwy… Luhan-ssi, ta bardzo ci dziękuję…
Po czym odeszła, ciągnięta lekko przez męża w stronę czekającego na nich samochodu.
Tym razem Luhan nie protestował, gdy jeden z przyjaciół przytulił go, chcąc dodać mu otuchy. Sehun był bliski im wszystkim, jednak każdy z nich zdawał sobie sprawę, iż to Chińczyk cierpiał najbardziej.
- Chodźmy stąd- powiedział łagodnie Junmyeon- Luhan, chodźmy…
Xiao pokiwał wolno głową, podążając za przyjaciółmi. Ostatni raz obejrzał się za siebie i zmarszczył lekko brwi, gdy jego przesłonięte łzami oczy dostrzegły rozmazaną sylwetkę wysokiego mężczyzny, stojącego za nagrobkiem jego chłopaka.
- Luhan…?
Chińczyk odwrócił się, posyłając najstarszemu słaby uśmiech.
- Chodźmy, hyung…
* * *
- Wszystkiego najlepszego, Sehun-ah!
Młodszy skrzywił się, wyrwany ze snu przez głośny okrzyk Luhana, który z radosnym uśmiechem na twarzy wisiał nad nim, łaskocząc jego twarz swoimi już nieco przydługimi włosami.
- Hyung? Jest…- spojrzał na stojący na stoliku nocnym budzik- jest pierwsza w nocy! Po co mnie budzisz…
- Są twoje urodziny!- Oświadczył rozentuzjazmowany Chińczyk.- Chciałem złożyć ci życzenia!
- Mogłeś to zrobić rano- jęknął Oh, przysłaniając oczy dłonią.
- Chciałem zrobić to pierwszy!- Zaprotestował Xiao, po czym dodał- Mam dla ciebie prezent!
Sehun westchnął głośno i pozwolił się poderwać do siadu przez swego nadpobudliwego chłopaka.
- Otwieraj!
Jubilat odwinął starannie zapakowany prezent i z zadowoleniem wyciągnął ładną, drogą koszulę, którą nie tak dawno temu podziwiał wraz z Luhanem na wystawie w centrum handlowym.
- Podoba ci się?
- Bardzo. Ale chciałbym dostać coś jeszcze…
- Co takiego?- Zdziwił się Lu. Czyżby o czymś zapomniał?
- Ciebie.- Mruknął Oh, przyciągając starszego do namiętnego pocałunku.
* * *
Luhan leżał na łóżku, wpatrując się tępo w szarawy sufit. Nigdy nie chciało im się go odmalować, jemu i Sehunowi, który kiedyś uznał, że ta szarość jest bardziej oryginalna i ciekawa niż niejedna farba. Lu nie zamierzał się z nim spierać.
Pogrążony we własnych myślach nie zauważył wchodzących do jego sypialni przyjaciół. W dalszym ciągu kontemplował nad odcieniem szarego nad jego głową, za nic mając mówiących do niego kolegów.
- Luhan, to już miesiąc. Musisz się z tego otrząsnąć.
- Chociaż spróbuj, Lu.- Błagali- Wyjdź z domu, przewietrz się.
- Musisz żyć dalej, Luhan.
- To minie, Lulu, na pewno minie. A za pewien czas poznasz kogoś i znów się zakochasz, zobaczysz…
- Jak możecie mówić, że znów się zakocham?- Syknął cicho Xiao, wywołując tym dreszcze u przyjaciół.- Jak możecie…? To nie minie, za bardzo mnie to boli.- Wziął głęboki wdech, by powstrzymać napływające mu do oczu łzy.- Nie mogę żyć, gdy moje serce umarło razem z-z nim…
- Luhan…
- Wyjdźcie.
Po kilku nieudanych próbach pocieszenia Luhana, skwitowanych jego milczeniem, postanowili zostawić go z jego żałobą, przysięgając sobie jednak w duchu, że do niego wrócą.
Lu zacisnął mocno powieki, usiłując się nie rozpłakać. Sądził, iż przez ostatnie tygodnie uronił już wszystkie łzy, jednak najwyraźniej się mylił.
- Sehunnie…- szepnął drżącym głosem- Hunnie, wróć do mnie….
- Jestem tu, kochanie…
Luhan usiadł gwałtownie, słysząc cichy głos, dochodzący z jego prawej strony. Zamrugał parę razy, walcząc z nagłymi zawrotami głowy i wrażeniem, że to, co ujrzał w rogu pokoju, było znikającą w mroku twarzą jego ukochanego…
* * *
W sypialni było ciemno, jednak im to nie przeszkadzało. Nie musieli się widzieć. Wystarczyło im czucie tak intensywne, tak dogłębne, że spychało ich na sam skraj. Dotyk palił, wzniecał drzemiący w nich ogień tak gorący, iż zdawać by się mogło, że woda wszystkich oceanów na Ziemi nie byłaby w stanie go ugasić.
Luhan wygiął się w łuk, czując, jak Sehun uderzył w jego wrażliwy punkt. Z opuchniętych dzikimi pocałunkami warg co chwila wyrywały się jęki pełne rozkoszy i prośby o więcej, mocniej, szybciej, które młodszy z spełniał z wielkim zaangażowaniem.
- Aaaahh, Hunnie… Proszę… proszę…
Mocne dłonie Sehuna złapały go mocniej w pasie, przytrzymując w miejscu. Starszy w odpowiedzi owinął nogi wokół bioder kochanka, pozwalając mu wchodzić coraz głębiej.
- Lulu…- Jęknął Oh, przysysając się do łabędziej szyi swojego chłopaka, który ponownie wygiął się w ekstazie.
Doszli w tym samym momencie, wykrzykując swoje imiona i wyznania miłości. Sehun opadł na Luhana i jeszcze długo obdarzał go czułymi pocałunkami, powtarzając, jak bardzo go kocha.
* * *
- Luhan, przywidziało ci się.
- Nie prawda! Minseok, ja go widziałem- odparł Lu- o tam- wskazał w miejsce, gdzie, jak twierdził, parę dni temu ukazał się jego zmarły chłopak.
Xiumin potrząsnął głową.
- Lu, Sehun umarł, sam przy tym byłeś, trzymałeś go za rękę w ostatnich sekundach jego życia.
Xiao zwiesił głowę.
- Przecież wiem.- Powiedział cicho.- Gdyby nie ta choroba, dalej byłby z nami.
- Właśnie.- Minseok położył dłoń na ramieniu przyjaciela, usiłując spojrzeć mu w oczy.- Teraz go tu nie ma.
- Jest.- Odparł Luhan, patrząc Seokowi hardo w oczy.- Jest!
Po paru godzinach przekonywania Xiao, bezowocnego przekonywania, iż jego ukochany odszedł, Minseok wrócił do domu, łudząc się, że to tylko chwilowe, że Luhanowi przejdzie i w końcu się otrząśnie.
Sam Chińczyk zaraz po wyjściu przyjaciela zaczął nawoływać zmarłego, jakby w nadziei, iż ten mu odpowie. Gdy Lu chciał się poddać, dostrzegł coś kątem oka. Podskoczył na łóżku, nie wierząc własnym oczom.
Na krześle w rogu pokoju siedział Sehun i patrzył na niego z troską.
- Lulu…
- S-sehun…?- Szepnął Xiao, na co duch pokiwał głową.- Ale ty przecież nie żyjesz.- Jęknął żałośnie.- Umarłeś na moich oczach!
- Przepraszam, Hannie.- Powiedział Sehun, przyglądając mu się z żalem.- Nie chciałem, żeby to się tak skończyło.
- Z-zostawiłeś mnie samego…- Załkał żałośnie Chińczyk.
- Nigdy cię nie zostawię, Luhan.- Oświadczyła zjawa, podchodząc do chłopaka wolnym krokiem.- Twoje wołania wyrwały mnie z otchłani.- Lu zamarł z przestrachu, bojąc się unieść wzrok na twarz Oh- Teraz ani nie chcę, ani nie mogę cię zostawić.
- Nie możesz…- Powtórzył żywy.- Dlaczego?
- Ponieważ…- Luhan spojrzał w ciepłe mimo śmierci oczy Sehuna- ponieważ nie odejdę bez ciebie, Lulu…
* * *
Dnia 3 lipca 2014 o godzinie 00:20 odnaleziono w rzece Han ciało dwudziestopięcioletniego mężczyzny, zidentyfikowanego jako Lu Han. Jako przyczynę zgonu stwierdzono utonięcie.
Policja wszczęła dochodzenie, by upewnić się, czy Lu Han faktycznie popełnił samobójstwo, czy został zamordowany. Funkcjonariusze skłaniają się jednak ku pierwszemu scenariuszowi, ze względu na skrawek papieru, odnaleziony na brzegu rzeki, na którym zapisano trzy słowa:
NA ZAWSZE RAZEM