czwartek, 26 lutego 2015

S.P.Y - Rozdział 7

Annyeonghaseyo~!

Przepraszam za tak długą przerwę, ale musiałam się ogarnąć i dać sobie odpocząć.
Chcę także podziękować za te wszystkie wyświetlenia podczas mojej nieobecności,
to dla mnie wiele znaczy, że ktoś wraca do mojej radosnej twórczości :)
Mimo wszystko w mojej głowie dalej panuje niezły bałagan, więc
byłabym wdzięczna za Wasze wsparcie. Dodałam opcję "opinii" pod notkami,
więc jeśli nie jesteście w stanie napisać mi kilku słów, czy rozdział się spodobał,
 to chociaż dajcie o sobie znać, klikając w jedno z tych okienek ^^
Na chwilę obecną nie jestem w stanie obiecać regularnych publikacji,
sporo zależy od Was :)

Rozdział z dedykacją dla Kyu, Mirou i Kimiiko, które ostatnimi czasy
regularnie mnie wspierają i dodają otuchy <3

Zapraszam~

~* * *~



 


Samotny promień wschodzącego słońca przedarł się przez szczelinę między zasłonami i zatańczył na twarzy młodego mężczyzny, wyrywając go z ramion Morfeusza. Kyuhyun zacisnął powieki i przewrócił się na drugi bok, uciekając przed światłem. Nie chciał wstawać. Pragnął zakopać się w ciepłej pościeli, owinąć nią całe ciało i znów zasnąć. Zanurzyć się w marzeniach sennych i zapomnieć gdzie jest, dlaczego, i – przede wszystkim – z kim.


Młody agent westchnął ciężko, chowając twarz w poduszce. Nie spodziewał się, że utrzymanie nerwów na wodzy będzie takie trudne. Poprzedniego dnia przynajmniej kilka razy złapał się na myśli, że chętnie rozkwasiłby twarz starszego szpiega na chodniku. Tak, był zły. Ogarniała go wściekłość, gdy Jongwoon choćby na niego spojrzał, a już szczególnie, gdy próbował z nim rozmawiać. Kyuhyun był dumny ze swojej samokontroli, pozwalającej mu grać chłodnego i zdystansowanego dupka. Uśmiech wpłynął na jego usta, kiedy przypomniał sobie, jak bezosobowo potraktował wczoraj Kima w kawiarni.


Na dobrą sprawę mógłbym być taki cały czas, pomyślał, siadając na łóżku. Mógłbym zachowywać się jak zimny drań. Może wtedy dałby sobie spokój?


Szatyn odrzucił kołdrę na bok i opuścił przytulny azyl, jakim na kilka godzin stało się dla niego hotelowe łóżko. Przeciągnął się, stękając cicho. Wolnym krokiem podszedł do okna i rozsunął nieco kotary, zamierzając rzucić okiem na to, co działo się na zewnątrz. Widok rozpościerający się za taflą przezroczystego szkła do złudzenia przypominał mu Seul. Wyprzedzające się na ulicach samochody, dźwięk brutalnie wciskanego klaksonu, rosnący tłum spieszących gdzieś ludzi na chodnikach. Kyu uśmiechnął się delikatnie. Polubił to miasto. Szkoda tylko, że jeszcze dziś musiał je opuścić.


Wyciągając z walizki czyste ubrania, które po chwili na siebie włożył, Kyuhyun przypomniał sobie, dokąd mają się teraz udać. Na tę myśl rozweselił się jeszcze bardziej.


Pekin.


Agent wyniósł swój bagaż z pokoju i zszedł do recepcji, gdzie oddał klucz i poprosił o zamówienie taksówki, którą zupełnie jak dzień wcześniej dostał się na lotnisko.






~ 6 lat wcześniej ~






Kim Jongwoon nie był zbyt postawnym mężczyzną. Był bardziej drobny i smukły niż napakowany. Zazwyczaj nosił się oryginalnie, ale elegancko i ze smakiem. Miał swój charakterystyczny, nieco mroczny styl, dzięki któremu bardzo szybko stał się rozpoznawalny wśród studenckiej społeczności. Do tego dochodził jeszcze jego nietuzinkowy charakter. Wielu studentów twierdziło, że wystarczy jedno spojrzenie Jongwoona, by oblał ich zimny pot, inni z przekonaniem rozpowiadali, jakoby dostrzegli ciągnącą się za Kimem mroczną aurę. Uczniowie się go nie bali, czuli jedynie swego rodzaju respekt przed niewielkim chłopakiem z wielką głową, noszącego niekiedy ciemne okulary, które według Kyuhyuna wyglądały potwornie kiczowato. Kim Jongwoon był szanowanym studentem seulskiego uniwersytetu, wzbudzającym powszechną ciekawość, jednak to nie zmieniało faktu, że stojąc naprzeciw ponad dwumetrowego, umięśnionego chłopaka, sprawiał wrażenie malutkiej, słabiutkiej istotki, którą przy pomocy jednego palca można złamać w pół.


– Stawiam dziesięć tysięcy won, że Kim wygra – wyszeptał Kyuhyun, nachylając się do ucha siedzącego obok przyjaciela.


- Hyung może mieć jakieś szanse… chyba – odrzekł Ryeowook, chcąc uwierzyć we własne słowa.


- Nie hyung… Mówiłem o tym drugim Kimie. – Skinął głową w stronę ludzkiej kupy mięsa, obecnie rozciągającej mięśnie ramion. – Jongwoon wyląduje w szpitalu.


Ryeo zmierzył krytycznym wzrokiem najlepszego przyjaciela i nagle odwrócił się twarzą do Kyuhyuna, zrozumiawszy sens jego słów.


- Yah! Nawet tak nie mów! – zbulwersował się, na co młodszy jedynie wzruszył ramionami.


- To tylko obiektywna ocena sytuacji, hyung. To…


- Kim, Cho, przestańcie gadać!


- Tak jest! – studenci wymienili porozumiewawcze spojrzenia i przenieśli wzrok na wykładowcę.
Nauczyciel przyłożył palec do ust, patrząc na dwójkę wymownie, po czym skupił swoją uwagę na parze stojącej na ringu. Studenci właśnie skończyli się rozgrzewać i czekali na znak. Mężczyzna zlustrował obydwu wzrokiem, w duchu zmuszając się, by zachować otwarty umysł i nie spodziewać się przegranej mniejszego chłopaka, choć wszystko na to wskazywało. Wykładowca westchnął cicho i podszedł bliżej.


- Proszę was, byście potraktowali te ćwiczenia poważnie. Ale też bez przesady – tu trener zerknął na ponad dwumetrowego ucznia z przestrogą w oczach – nie mam zamiaru wzywać tu karetki.
- Będzie dobrze, panie profesorze – odparł z uśmiechem Jongwoon.


Trener otworzył usta, by coś powiedzieć, ale jedynie machnął ręką i cofnął się pod ścianę.


- Pamiętajcie: na poważnie, ale z umiarem.


Studenci spojrzeli sobie w oczy, próbując odgadnąć, jaki będzie pierwszy ruch przeciwnika. Drobniejszy Kim przekrzywił lekko głowę na bok, upodabniając się do zaciekawionego małego dziecka. Rywal zmrużył groźnie oczy.


- Przegra – szepnął Kyuhyun do Ryeowooka.


Gdy Jongwoon zerknął w stronę przyjaciół, w sali rozległ się przenikliwy dźwięk gwizdka. Chłopak upadł gwałtownie na ziemię, nie zdążywszy uniknąć silnego ciosu w szczękę. Potrząsnął głową, pozbywając się latających mu przed oczyma gwiazdek. Silnym kopniakiem podciął przeciwnika, który z okrzykiem zaskoczenia wylądował na posadzce. Korzystając z okazji, Jongwoon wstał, rozcierając sobie bolącą żuchwę. Przyjął odpowiednią pozycję – ugiął nogi w kolanach i osłonił twarz zwiniętymi w pięści dłońmi. Tym razem żaden cios już go nie zaskoczy.


Mięśniak podniósł się i wyprowadził silny cios w ramię przeciwnika, powalając go na ziemię. Mniejszy student przeturlał się między nogami rywala za jego plecy. Podniósł stopę, chcąc uderzyć chłopaka w strategiczne miejsce, lecz w ostatniej chwili zrezygnował, słysząc ostrzegawczy krzyk nauczyciela. Zamiast tego uderzył go mocno w kolana i gdy przeciwnik upadł, podniósł się szybko i pochylił, chcąc założyć mu dźwignię. Rywal uderzył go z pięści w brzuch i Jongwoon zatoczył się do tyłu, zamroczony, z dłońmi na bolącym miejscu. Dwumetrowy student uśmiechnął się i pewien triumfu powoli zbliżył się do niższego chłopaka, by zadać ostateczny cios. Szczuplejszy wyprostował gwałtownie nogę, w zemście nokautując przeciwnika ciosem prosto w żołądek. Obserwujący pojedynek studenci skrzywili się, widząc grymas bólu na twarzy swego faworyta.


Umięśniony mężczyzna rzucił mordercze spojrzenie emanującemu spokojem rywalowi. Z dzikim rykiem rzucił się w jego stronę, gotowy zmiażdżyć mniejszego chłopaka. Jongwoon w ostatniej chwili odskoczył na bok i, chwyciwszy go mocno, przerzucił sobie przez ramię.


- Bardzo dobrze, Jongwoon! – krzyknął trener, widząc jak wątły chłopak zakłada pokonanemu dźwignię – Możesz go puścić. Właśnie w ten sposób – nauczyciel odwrócił się do reszty uczniów - można wykorzystać siłę i temperament przeciwnika na swoją korzyść. To, że jesteście mniejsi lub słabsi od napastnika nie znaczy, że jesteście z góry skazani na porażkę.


Zwycięzca podszedł spokojnym krokiem do swych milczących przyjaciół. Przyjąwszy od Ryeowooka ręcznik, wytarł nim spoconą twarz, po czym rzekł:


- Wisisz mi dziesięć tysięcy won, Wookie. – starszy Kim przeniósł wzrok na oniemiałego Kyuhyuna i spoglądając mu głęboko w oczy, dodał – A ty podwójnie, Kyunnie.






* * *






Kyuhyun chwycił rączkę swojej walizki, przeczesał włosy palcami, obdarzył szerokim uśmiechem znajomą mu pracownicę ochrony i ostentacyjnie zignorował partnera, mijając go w drodze do wyjścia. Zaśmiał się cicho pod nosem, gdy kątem oka dostrzegł minę Kima. Wymalowany na jego facjacie szok był dla Kyu bardziej wartościowy od worka najcenniejszych kryształów świata. Cudownie!


Cho zerknął w szybę mijanego sklepu by sprawdzić, czy starszy za nim idzie. Szedł.


Co za kretyn.


Młodszy agent wyciągnął komórkę i w ekspresowym tempie wystukał wiadomość:


Tamta czerwona Toyota pasuje do koloru twojej koszuli. Może sobie taką kupisz i zejdziesz mi z oczu?


004 zatrzymał się gwałtownie, najwyraźniej próbując przetworzyć czytane słowa. Kyu westchnął i pociągnął walizkę do wyjścia z lotniska.


- I ty niby masz dłuższy staż ode mnie – prychnął, usiłując odszukać w swoim smartfonie dawno nieużywany kontakt. – No dalej, odb… Yah, przyjacielu! Cześć! Jak tam twoja żona? Gotowa do porodu?


- Jak nigdy wcześniej! – zachichotał jego rozmówca. – Ubrała nawet tę swoją ulubioną czarną sukienkę, żeby dobrze wyglądać w szpitalu. Wiesz, tę z nadrukiem konia na piersiach.


- Jak zawsze elegancka. Ktoś z nią jest?


- Ja jestem! Miałbym zostawić swoją lubą samą? – Po chwili ciszy dodał – a jak tam twoja małżonka?


- Wkurwiająca przylepa, która nie chce dać mi rozwodu. – Stanął przed budynkiem lotniska i rozejrzał się wokoło. Natychmiast dostrzegł czarne Porsche zaparkowane po drugiej stronie ulicy. Obrócił się delikatnie za siebie, jakby podziwiając okolicę i ruszył w stronę podstawionego mu auta tuż po tym, jak upewnił się, że Jongwoon wsiadł do swojej Toyoty. – Nie chcę o niej rozmawiać.


Kyuhyun pozostawił swój bagaż kierowcy i wsiadł na tylne siedzenie, gdzie natychmiast został schwytany w długie, smukłe ramiona.


- Kui Xian! Tęskniłem!


013 oddał uścisk, po czym odsunął się od przyjaciela, na którego twarz wpłynął chyba najszerszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.


- Ja za tobą też, Mimi. Fajna ta twoja „żona”. Nie obrazisz się, jak ją sobie trochę pomacam? – zażartował, przeciągając dłonią po skórze na fotelu.


- A macaj, ile chcesz! Mogę ci nawet podobną załatwić na urodziny, jeśli chcesz. Podobno ma wiele sióstr – odparł Chińczyk.


Kyuhyun roześmiał się i z lekkim westchnieniem opadł na oparcie, przymykając jednocześnie oczy.


- Zmęczony?


- Trochę – odpowiedział, nie uchylając powiek.


- Twój ukochany aż tak daje ci w kość?


- On nie jest moim ukochanym – warknął Koreańczyk.


- Skoro tak uważasz…


Cho podniósł się gwałtownie i przekręcił na siedzeniu tak, by móc swobodnie spoglądać na starszego przyjaciela.


- Ile razy mam ci to powtarzać, Mi? – powiedział niskim głosem 013 – Nic. Nie. Czuję. Do. Tego. Debila. – wycedził.


Chińczyk westchnął i spojrzał na niego z politowaniem.


- To dlaczego tak się wściekasz?


- Przecież wiesz!


- Kiedyś mówiłeś coś zupełnie innego – przypomniał Zhou Mi.


- Kiedyś go nie było. – Kyu wyjrzał za okno, obserwując mknące obok auta. – I tak powinno zostać.
Starszy mężczyzna już nic nie powiedział, uznając to za bezcelowe. Kyuhyun był zły – delikatnie mówiąc – więc każda próba przekonania go, że tak naprawdę myśli inaczej, skończyłaby się fiaskiem. I awangardowym czerwonym odciskiem dłoni na jego policzku.


Kilkanaście minut później wjechali na podjazd sporych rozmiarów posiadłości. Maleńkie białe kamyczki chrzęściły pod butami przechadzającego się wzdłuż samochodu Koreańczyka.


Kyu rozglądał się na wszystkie strony, chcąc dostrzec jak najwięcej szczegółów wznoszącego się przed nim domu.


- Stary – zaczął, wielkimi oczyma spoglądając na przyjaciela – to twoja chata?


- Moja, moja. – Zhou Miego niezmiernie bawiła reakcja młodszego kolegi, zachowującego się jak małe dziecko, któremu z daleka pokazano Disneyland.


- O rzesz w mordę…


- Doprawdy, imponujący budynek, ale czy mógłbym zapytać, co tu robimy?


Mi odwrócił się powoli do nowoprzybyłego. Stanął przed nim niewysoki, szczupły brunet o przenikliwych brązowych oczach. Jego postawa kazała przypuszczać, że jest dość poważnym mężczyzną, z którym nie należy zadzierać. Biła od niego również specyficzna, mroczna aura, dzięki której Chińczyk zyskał pewność co do tożsamości niższego Koreańczyka – jednak Zhou Mi ani przez chwilę nie pomyślał, że ów człowiek stanowi jakiekolwiek zagrożenie dla niego lub jego podwładnych. Nie, kiedy widział spojrzenia rzucane w stronę swego przyjaciela.


Najwyższy uśmiechnął się szeroko i wyciągając dłoń w stronę Kima, rzekł:


- Mam na imię Zhou Mi, kryptonim 014.


Jongwoon zlustrował podawaną rękę spojrzeniem, lecz jej nie dotknął.


- Agent 004 – odparł sucho. – Podawanie panu ręki, w widocznym dla wszystkich miejscu nie wydaje mi się rozsądnym posunięciem.


- Ty gnoju, to jest… - zaczął Kyuhyun, ale Mi uciszył go, zakrywając mu usta dłonią, a drugą ręką obejmując w pasie. Kim zmarszczył brwi.


- Zapewniam, że to miejsce jest całkowicie bezpieczne – powiedział wesoło Chińczyk. – Zapraszam do środka.


004 z nieukrywaną dezaprobatą przyglądał się nowopoznanemu agentowi, który bezceremonialnie ciągnął jego partnera w stronę drzwi. W końcu postanowił się odezwać.


- Sądzę, że Kyuhyun potrafi samodzielnie chodzić również tutaj, agencie 014.


Mi zatrzymał się i posłusznie puścił przyjaciela, który natychmiast naskoczył na swego współpracownika.


- Jungsu hyung nie nauczył cię podstaw grzeczności, Kim? – prychnął najmłodszy szpieg. – Co kraj to obyczaj, więc jak ten człowiek będzie chciał mnie gdzieś zawlec wbrew mojej woli, to to zrobi, a tobie nic do tego!


- Czy ty właśnie zaproponowałeś bycie moim niewolnikiem? – zażartował Zhou Mi, na co Kyu odpowiedział szerokim uśmiechem, który jeszcze bardziej rozdrażnił Jongwoona.


- Tylko, jeśli zaoferujesz w zamian coś fajnego.


Gdy przekraczali próg posiadłości, Mi śmiał się do rozpuku, bez skrępowania pozwalając łzom rozbawienia płynąć po jego policzkach.


- Brakowało mi ciebie, Kui Xian – przyznał, przyjmując od przyjaciela chusteczkę.


- Też tęskniłem, Mimi. – Kyuhyun siłą woli powstrzymał się od obrzucenia Kima nienawistnym spojrzeniem, mówiącym „A za tobą nie!”, jednak uznał, że byłoby to co najmniej dziecinne.


Zhou Mi poprowadził swych gości do kuchni, oferując im poczęstunek, na co obaj chętnie przystali. Gdy skończyli jeść i 014 podał im kawę, pokrótce streścili mu cel swej wizyty w Pekinie.


- Czyli mówicie, że informacje są niekompletne, a ich brakującą część znajdziecie tutaj? – dwaj agenci zgodnie pokiwali głowami. – Niestety, mylicie się, panowie.


- Jak to? – wypalił Jongwoon, pochylając się nad blatem. – Według tego, co znaleźliśmy przy byłym agencie w Busan, brakujące dane powinny znajdować się…


- Nie w Pekinie. – wtrącił Mi, odkładając ostrożnie filiżankę na podstawkę. – Przykro mi wam to mówić i przepraszam, że nikt nie poinformował was wcześniej, ale tych plików nie ma w Chinach.


- Skąd o tym wiesz? – dopytywał Kyuhyun.


- Pan Park parę dni temu przesłał nam wszystkie niezbędne informacje, chcąc zaoszczędzić waszego czasu. Uznał, że skoro wy jedziecie do Busan po pierwszą część układanki, my możemy zająć się kolejną, żebyście szybciej mogli ruszyć dalej.


Cho spuścił na moment wzrok na własne ręce. Jeszcze będąc w Seulu wiedział, że misja jest poważna i będą musieli sporo podróżować, by ją wypełnić, jednak dopiero słowa starego przyjaciela uświadomiły mu, że nieprędko wróci do domu.


- Skoro nie ma ich tutaj, to gdzie? – chciał wiedzieć 004. – Udało wam się to odkryć?


Zhou Mi pokiwał głową.


- Gdzie?


- W Singapurze.


- W Singa… Chryste, nadłożyliśmy tyle drogi na darmo… - jęknął 013.


- Zarezerwuję wam bilety lotnicze, a tymczasem odpoczniecie trochę tutaj – oznajmił Chińczyk.


- Mogę wziąć prysznic? – spytał szybko Kyuhyun, a gdy uzyskał zgodę, ruszył we wskazanym kierunku.


Potrzebował chwili samotności.

4 komentarze:

  1. Jestem raczej kiepska w ocenianiu rozdziału..
    Bardzo mi się podobało~ Ja nie wiem, ale ty raczej nie umiesz napisać czegokolwiek nudnego xD
    Już chcę więceej~
    Jak chcesz to mogę cię dalej "poganiać" do pisania <3

    ~Mirou01

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, że poprzestałam na napisaniu tylko jednego komentarza. Dziś się rehabilituję i piszę drugi!
    Nie wiesz jak ucieszyłam się z nowego rozdziału! Yesung okazujący zazdrość? Ciekawie. Nawet bardzo. Nie mogę doczekać rozwinięcia akcji, może raczej wątku miłosnego. W opowiadaniu strasznie mi się podoba sposób, w jaki przedstawiłaś Kyu.
    Mam nadzieję, że wszystko u siebie poukładałaś. Nie pozostaje mi teraz nic innego jak podziękować za rozdział i życzyć Ci wszystkiego dobrego, bo czemu nie? I jeszcze przeprosić za jakość komentarza XD
    /Ryu

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!Niedawno znalazłam Twojego bloga i kiedy zobaczyłam szablon,wiedziałam,że zostanę na dłużej:)Jest niewiele dobrych opowiadań o SuJu.Masz bardzo fajny styl pisania,potrafisz napisać dobry angst i prześmieszną komedię(tak,Burza i gofry,z krzesła spadłam xD)
    Mam nadzieję,że szybko dodasz kolejny rozdział S.P.Y;)Ach,Kyu i ten jego charakterek:D
    Pozdrawiam i weny życzę!
    ps.Ukradłaś mi męża T.T
    EvilPegasus

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo tego, że kontakt nam się urwał to czekam i czekam na ciąg dalszy, a moje zdanie o wszystkich Twoich opowiadaniach doskonale znasz. Ja tu wciąż jestem. ^.~

    Kimiiko

    OdpowiedzUsuń